O muzyce, komiksach i jeździe na deskorolce - wywiad z Sylvainem Runbergiem

Autor: Andrzej Nowak Redaktor: Motyl

Dodane: 21-09-2017 22:33 ()


Podczas 28. MFKiG w Łodzi rozmawialiśmy z autorem takich serii jak: Podboje, Orbital, Millennium czy Konungowie. Zapraszamy do lektury wywiadu z Sylvainem Runbergiem.

Paradoks: Jeździłeś kiedyś na deskorolce prawda?

Runberg: Tak, w młodości jeździłem. Zbiegło się to w czasie z narodzinami nowej fali w deskorolce, bardzo silnie połączonej z muzyką zwłaszcza hardcore i punk. Suicidal Tendencies, Bad Religion, Minor Front, Black Flag te klimaty. Bardzo się wkręciłem w to jako nastolatek.

P: Zdarza Ci się wracać do tego?

R: Do muzyki cały czas, na desce próbowałem, ale nie jest to takie łatwe, jak masz 45 lat. Przestałem jeździć jakieś 25 lat temu i to nie jest tak, jak z rowerem, wszystko zapominasz i boisz się upadku (śmiech).

P: Twój najtrudniejszy trik?

R: Chyba boardslide.

P: Dużo podróżowałeś, jak wystawienie się na inne kultury wpłynęło na Ciebie jako twórcę?

R: Zmieniło to bardzo dużo. Tak jak wspomniałem, kochałem muzykę i też właśnie przez to podróżowałem do Anglii. Punk, hardcore, coś, co wtedy było określane mianem indie rock, ale także hip-hop. Mieszkałem w wyjątkowo małej wiosce na południu Francji i nie było żadnych szans na kupienie jakiejkolwiek muzyki. Bardzo ciężko było o płyty, kiedyś jechałem autostopem 160 km tylko po to, żeby kupić płytę Anthrax czy Corrosion of Conformity. Także jeździłem po nie do Londynu albo Bristolu, jakieś 15 razy w ciągu 10 lat. Miałem wtedy 15 lat. Podróżowałem też na różne festiwale do Danii czy Nowej Zelandii, zobaczyłem chyba z setkę różnych wykonawców.

P: Ale w Polsce jesteś po raz pierwszy?

R: Tak, bardzo mi się tutaj podoba.

P: Na swoim instagramie udostępniasz bardzo dużo prac różnych artystów. Powiesz nam coś więcej o tym?

R: Robię to głównie dlatego, że lubię się dzielić. Ilustracjami, muzyką, sztuką. Kiedy piszę i muszę przemyśleć jakąś sekwencję, nie lubię gapić się w migający kursor. Przeglądam sobie wtedy internet, jak znajdę coś fajnego, to udostępniam. Ktoś mógłby pomyśleć, że spędzam swój czas na szukaniu obrazów haha. Stąd chyba też duża ilość osób, które mnie obserwują. Jeśli tylko znajdę konto autora na instagramie, zawsze je linkuje. Gdy nie potrafię go znaleźć, podaję tylko imię.

P: Jaki jest twój ulubiony gatunek? Taki, w którym czujesz się najlepiej.

R: Chyba nie ma jednego. Piszę dość zróżnicowanie w sci-fi, fantasy, historycznie... Lubię dużo rzeczy i o wielu piszę tak czuje się najlepiej.

P: Gdybyś mógł zaadoptować jedną ze swoich historii na film, którą byś wybrał?

R: Akurat jedna z moich historii "Le Chant des Runes" ma szanse zostać adaptacją telewizyjną. Skandynawska firma się tym zainteresowała. Wskazałbym właśnie to, bo ma szansę się udać.

P: Jakie były twoje inspiracje przy tworzeniu postaci w „Orbitalu”?

R: Głównie sytuacja geopolityczna. Dla przykładu, na początku jest referendum, w którym Ziemia może zdecydować, czy chce być częścią kosmicznej federacji, to było zainspirowane Maastricht. Natomiast Mezoke, kosmita, którego płci w sumie nie znamy, dużą inspiracją były moje przeżycia w Szwecji. Swoje życie dzielę pomiędzy Szwecję i Francję od 15 lat. W Szwecji społeczeństwo traktuje Cię jako osobę, nie jako kobietę albo mężczyznę. To właśnie zainspirowało mnie do stworzenia rasy kosmitów, u których płeć nie istnieje.

P: Dla części osób twój „Orbital” jest pewnego rodzaju spadkobiercą „Valeriana”. Odczuwasz to w ten sposób?

R: Wiem, że było dużo takich opinii po pierwszym tomie. Prawda jest taka, że nigdy nie czytałem „Valeriana” (śmiech). W mojej wiosce raczej nie było dostępu do komiksów, więc „Valerian” mnie ominął. Teraz tym bardziej nie chce czytać, po opiniach ludzi, że to jest nowy „Valerian”, nie chce się nim inspirować. Przeczytam go, jak skończymy. Natomiast rysownik jest wielkim fanem serii, więc wizualnie może coś być na rzeczy.

P: Czy chciałbyś napisać scenariusz pod inne medium, film, grę?

R: Tak jak wspomniałem, być może mój scenariusz będzie zaadaptowany do telewizji. Oprócz tego obecnie piszę scenariusz pod film pełnometrażowy. Także dzieje się. Mam nadzieję, że się uda, jednak traktuje to ciągle jako coś pobocznego, najbardziej chce zostać w komiksach. Reszta to poboczne projekty, które jeśli się powiodą, to będzie super.

P: Tworząc scenariusz „Podbojów”, zdecydowałeś się na tło historyczne i dodałeś do tego swoje własne pomysły. Ile czasu zajął Ci research do tego projektu?

R: Fakt, zajęło to bardzo dużo czasu. Zwłaszcza ubrania i broń były pożeraczami czasu. Zawsze dowiadujemy się, jak funkcjonowało społeczeństwo, jaki był podział itd. To, co lubię czasem robić i w „Podbojach" się znalazło, to używać mitologii z tamtych czasów i sprawiać, że staje się tam prawdziwa. Znalezienie dobrych pozycji było dość trudne, a tamta mitologia jest super ciekawa. Niestety nie jest zbyt dobrze znana, dobrze się bawiłem, odkrywając ją.

P: Jak wspominasz tworzenie kontynuacji „Millennium”?

R: Bardzo dobrze. Zabawna sprawa był taka, że zadzwonił do mnie agent Larssona odpowiadający za „Millennium”. Podobały mu się moje wcześniejsze adaptacje i zaproponował zrobienie tego samego z nowo wychodzącą książką. Mój wydawca wspomniał im, że mam parę swoich pomysłów. Poprosili mnie, żebym je przedstawił i spodobały się. Powiedzieli, że jeśli chcę, mogę zrobić historię sam. To był dla mnie wielki zaszczyt.

P: Ile albumów „Orbitala” planujesz?

R: W przyszłym roku wychodzi tom 8, po nim jeszcze jeden cykl, ale nie wiem jak długi. Całość zamknie się w minimum 10 numerach.

P: Czy tworząc tak długie serie, już na początku wiesz, jak się skończą?

R: „Orbital” jest bardzo specyficzny, tutaj nigdy nie poznaliśmy zakończenia. Przy innych moich projektach zamykam się w 4 numerach zazwyczaj. Przy „Orbitalu” bawimy się zdecydowanie najlepiej. To uniwersum daje nam wielkie możliwości i będziemy to kontynuować, dopóki będzie to sprawiać nam przyjemność. Oczywiście nie planujemy jakichś 25 tomów, zdecydowanie nie.

P: Masz jakieś swoje rytuały przy pracy, coś Ci pomaga się skupić?

R: Czasem czegoś słucham, czasem nie. W zależności od tego, na jakim etapie pisania jestem. Przy końcówce, rozpisywaniu stron, finalizacji wszystkiego skupiam się tylko na tym i niczym innym. Natomiast na początku, gdy muszę wymyślić jakąś część historii, strukturę, lubię robić coś fizycznie, bo pobudza to moją wyobraźnię. Mycie naczyń, rower, bieganie, tak samo przy podróży w pociągu czy samolocie nowe pomysły same przychodzą. Wydaje mi się, że wystawianie mózgu na nowe rzeczy sprawia, że lepiej pracuje.

P: Co było najdziwniejszą rzeczą, którą jadłeś w czasie swoich podróży?

R: Raz znajomi dali mi suszone świerszcze. Były dziwne i lekko słone. Dało się zjeść.

P: Dziękujemy za wywiad!

R: Dziękuje!


comments powered by Disqus