„To" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 10-09-2017 21:06 ()


Stephen King nie może narzekać na brak zainteresowania Fabryki Snów jego dziełami, których wiele doczekało się już ekranizacji, a kilka czeka nadal w kolejce. Trochę gorzej bywa z jakością filmów opartych na jego twórczości. Nie zawsze są to produkcje wysokich lotów, gdy materiał źródłowy wskazuje coś zupełnie innego.  

Od pierwszej ekranizacji jego bestsellerowej powieści To minęło już dwadzieścia siedem lat. Dwuczęściowy serial telewizyjny przywoływany jest niejednokrotnie jako jedna z najbardziej udanych ekranizacji dzieł mistrza grozy. I tak też jest w istocie, toteż niewielkie obawy rodziły się przed kinową wersją. Całkowicie niesłusznie.

Odpowiedzialny za reżyserię Andy Muschietti podszedł do tematu z pełnym profesjonalizmem. Widać też, że czuje się on doskonale w kinie grozy, co potwierdził niezłym horrorem Mama, jak również ma na oku ekranizację komiksu grozy autorstwa syna Stephena Kinga - Joe Hilla. Niewątpliwie świat koszmarów i potworów stoi przed nim otworem.

W niewielkim miasteczku Derry dochodzi do serii zaginięć dzieci. Ogłoszenia o poszukiwanych osobach pojawiają się na słupach i tablicach informacyjnych. Nikt jednak nie wydaje się zaprzątać głowy skalą problemu. Studiując dogłębnie historię lokalnej społeczności, można odnieść wrażenie, że dzieje się tu coś niepokojącego, a co jakiś czas dochodzi do zniknięć mieszkańców. Pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie poszukiwania brata przez Billa. Chłopak sądzi, że Georgie zgubił się gdzieś w miejskich kanałach. Zbiera więc ekipę przyjaciół, aby rzucić okiem na zapuszczone podziemne tunele. Szybko okazuje się, że coś żyje w podziemnych arteriach miasta. Coś przerażającego, co napawa młodych nie tylko strachem, ale wyciąga na wierzch wszystkie ich lęki. Upiorny klaun zaczyna przedstawiać się paczce przyjaciół, a kolejne zniknięcia dzieci stają się faktem.

Już przy pierwszej scenie, gdy możemy spojrzeć w oczy klauna i usłyszeć głos Billa Skarsgarda, ciarki przechodzą po plecach. Napięcie podnosi się błyskawicznie, a uśmiechnięta, skryta w cieniu kanału sylwetka nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z najczystszym, pierwotnym złem. Na szczęście obraz Andy'ego Muschietti oszczędnie dawkuje nam sceny grozy, co jest istotnym atutem tej produkcji. Twórca skupia się w przeważającej mierze na charakteryzacji młodych przyjaciół - Frajerów - z których każdy zmaga się z jakąś traumą, fobią, jest pośmiewiskiem w szkole czy nie radzi sobie w wieku dojrzewania. Ich wzajemne relacje, oparte nie tylko na silnej więzi przyjaźni, są wiarygodne i nadają tonacji niniejszej opowieści. Sceny grozy, szczególnie te teatralne, które widz kontempluje ze szczególną atencją to mini perełki. Nastrój staje się gęstszy, a emocje sięgają zenitu. Mało jest horrorów, które starają się wykorzystywać surrealistyczne piękno ujęć makabry ponad powszechny i nadmiernie stosowany akt przemocy. Muschietti stara się wysublimować każdy koszmar i każde pojawienie się klauna, aby dla bohaterów, jak i widzów stało się to niezapomnianym wrażeniem. Groza jest tu namacalna i nie kojarzy się jedynie z postacią graną przez Skarsgarda, ale też w charakteryzacji czy psychotycznych zachowaniach bohaterów. To z pewnością pretenduje do tytułu arcydzieła.

Zakorzenienie problemów i lęków bohaterów w fabule pozwala nakreślić istotną więź postaci z widzem. Przemyślanie nie otrzymujemy co chwilę kolejnych ataków Pennywise'a, co dość szybko by spowszedniało, ale odkrywamy dramaty poszczególnych dzieciaków. I to nie tylko tych niewinnych i prawych, ale też dokuczających im drani. Brak akceptacji, izolacja, wykorzystanie seksualne, trzymanie pod kloszem - wszystkie te problemy stają się pożywką dla klauna, który umiejętnie wykorzystuje je w psychologicznej grze z nastolatkami. Karmi się ich strachem, potęguje go, aby w całości pochwycić kolejną ofiarę. Muschietti nie posiłkuje się wyłącznie grozą, którą rozrzedza niejednokrotnie humorystycznymi scenami, sarkastycznymi dialogami, stara się rozjaśnić mroczny i pesymistyczny ton opowieści. Ta niejednoznaczność gatunku stanowi o sile niniejszej produkcji, która sprawdziłaby się jako solidny dramat.

To zapisze się złotymi zgłoskami w historii kinematografii, nie tylko przez to, że King doczekał się wreszcie spektakularnego kinowego sukcesu, ale również dlatego, że udowadnia, iż można nakręcić horror z przejrzystą, dobrze skonstruowaną fabułą, a nie tylko obrażającą inteligencję widza. Muschietti doskonale też rozumie, że nie wszystkie koszmary muszą czaić się w mroku, a upiorne skrzypienie drzwi to szczyt  arsenału chwytów. Jego To błyszczy nie tylko od strony realizatorskiej, aktorskiej, ale też pokazuje niezwykle dojrzałe dzieło, które nie zawodzi w żadnym elemencie filmowego rzemiosła. A to dopiero początek, bo jak wiadomo, zło nigdy nie odchodzi, robi sobie tylko przerwę na dwadzieścia siedem kolejnych lat.

Ocena: 9/10

Tytuł: „To"

Reżyseria: Andy Muschietti

Scenariusz: Chase Palmer, Cary Fukunaga, Gary Dauberman

Obsada: 

  • Jaeden Lieberher
  • Jeremy Ray Taylor     
  • Sophia Lillis     
  • Finn Wolfhard     
  • Chosen Jacobs     
  • Jack Dylan Grazer
  • Wyatt Oleff     
  • Bill Skarsgård
  • Nicholas Hamilton
  • Jake Sim 

Muzyka: Benjamin Wallfisch

Zdjęcia: Chung-hoon Chung

Montaż: Jason Ballantine

Scenografia: Peter Grundy

Kostiumy: Janie Bryant

Czas trwania: 135 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus