„Grzech pierworodny” - recenzja

Autor: Damian Maksymowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 29-08-2017 20:38 ()


Gdy zobaczyłem, że „Original Sin - Grzech pierworodny” to komiks napisany przez Jasona Aarona byłem z miejsca kupiony. Bądź co bądź, Aaron to nie pierwszy lepszy pisarzyna, a autor scenariusza do „Skalp” - jednego z najlepszych komiksowych kryminałów, od lat sprawdzający się w Marvelu przy pisaniu przygód Thora. Czy jednak Aaron to odpowiednia osoba do opowieści, która brzmi jak trykociarski kryminał? Oczywiście. Udowodnił to późniejszym proceduralnym kryminałem superhero „Thors” (tie-in do „Secret Wars”), będącym jednym z najjaśniejszych punktów w jego marvelowej bibliografii. Jakby tego było mało, przed recenzowanym komiksem miałem okazję zapoznać się z oryginalnym wydaniem tie-inu „Original Sin - Grzech pierworodny: Thor i Loki - Dziesiąty świat” rzeczonego autora. Skoro za projektem stoi pisarz tego kalibru i wyjątkowo tie-in jest więcej niż dobry, to przecież event nie może być gorszy. Powyższe przesłanki świadczące na korzyść „Grzechu pierworodnego” okazały się niestety mylne, a mój entuzjazm przedwczesny i na wyrost. To mógł być dobry komiks, a wyszło jak to zazwyczaj przy eventach Domu Pomysłów.

Jak widać z okładki, ktoś zabił Watchera, biernego obserwatora uniwersum Marvela. Skradziono oczy denata, skrywające przeróżne sekrety marvelowskich postaci, których ujawnienie wstrząsnęło ich życiem – o czym można przekonać się w innych seriach wydanych pod szyldem „Original Sin”. Grupki często niedopasowanych bohaterów zebranych przez największego superszpiega Nicka Fury’ego prowadzą równoległe śledztwa. Dynamika pomiędzy niektórymi postaciami jest naprawdę sprawnie rozpisana i z przyjemnością przywitałbym mini serię poświęconą team-upowi Strange’a z Punisherem. Ich sceny to buddy cop w najlepszym wydaniu i zarazem najlepsze, co ten komiks ma do zaoferowania. Gdyby prócz postaci skupiono się na samym śledztwie - jak to miało miejsce w późniejszym „Thors” - wyszłoby to komiksowi na dobre. A tak, niezwykle istotny wątek Nicka Fury’ego został potraktowany po macoszemu i mimo ogromnej rewelacji, jaką ze sobą niesie, nienaturalnie rozbija śledczą część „Grzechu pierworodnego”.

Oprócz fabularnego rozdwojenia jaźni kolejnym problemem komiksu są obecni tu złoczyńcy. Dla kogoś takiego jak ja, kto nie ma encyklopedycznej wiedzy dotyczącej Marvela, prócz swej absurdalności nie oferują oni niczego więcej. Nie obchodzą mnie nawet odrobinę, a ich role mógłby wypełnić dowolny łotr. Złe trio tworzą Midas (łatwo zgadnąć jego moc), wyglądający jak Stwór z F4 i jego córka Exterminatrix, która „jest niczym walec drogowy z rzeźnickich noży i drutu kolczastego”; jest wreszcie kuriozalny Orb z wielką gałką oczną zamiast głowy. Ten ostatni „widzi rzeczy, których nie widzą inni”, a żebyśmy nie traktowali go ani trochę poważnie, dowiadujemy się, że czasami „kradnie gałki oczne i tarza się w nich na golasa…”.

Mike Deodato pełniący funkcję głównego rysownika, mimo oszczędnej kolorystyki pasuje do klimatu, który w założeniu miała prezentować historia. Artysta szczególnie dobrze sprawdza się  w operowaniu światłocieniem, przykłada wagę do detali i potrafi zachwycić tłami w scenach rozgrywających się na Księżycu. Na plus zasługuje również to, że tie-iny – mimo że dobre - nie są niezbędne do zrozumienia wiodącej serii. Nie ma tu sytuacji rodem ze „Spider-Verse”, gdzie postacie znikają, dzieje się z nimi coś ważnego w innej serii, a po powrocie na karty głównej serii ewidentnie widać, że wydarzyło się coś istotnego, natomiast czytelnik nie ma jak się tego dowiedzieć bez sięgania po inne albumy. „Original Sin” może i jest przeciętnym komiksem, ale przynajmniej funkcjonuje jako samodzielny byt.

„Grzech pierworodny” jest pełen grzechów. Pierwszym, tym najcięższym jest to, że zmarnował potencjał tego, co udaje się Aaronowi w innych tytułach. Kolejny to złoczyńcy, niebędący niczym innym niż comic reliefem. Rozwiązanie wątku Fury’ego, który przy tym poziomie konspiracji powinien zostać rozwinięty w osobnej mini serii (w której jak nikt inny odnalazłby się Jonathan Hickman). Nie miałbym problemu z dobiciem do siedmiu grzechów, ale oszczędzę sobie i Wam wymieniania tych mniejszych. Nadal jest to lepszy event niż niewydany jeszcze w Polsce „Axis”, ale szukanie plusów poprzez tego typu porównania nie przemawia na korzyść „Grzechu pierworodnego”. Tie-iny do eventu są dużo lepsze niż on sam i mocniej oddziaływają na poszczególnych bohaterów. I to właśnie w nie zainwestujcie swoje złotówki. „Original Sin - Grzech pierworodny” zawodzi fabułą, gdzie elementy z potencjałem zostały pogrzebane pod standardowymi wadami marvelowskich wielkich wydarzeń, po których nic już nigdy nie jest takie same. Wykreślenie tego tytułu z listy zakupów może ciążyć na sumieniu jedynie największym fanom Marvela, pozostali będą rozgrzeszeni.

 

Tytuł: Grzech pierworodny

  • Scenariusz: Jason Aaron, Ed Brubaker, Mark Waid
  • Rysunki: Mike Deodato, Javier Pulido, Jim Cheung, Paco Medina
  • Przekład: Tomasz Sidorkiewicz
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Objętość: 252 strony
  • Format: 167x255
  • Cena: 69,99
  • ISBN: 978-83-281-2708
  • Wydawca: Egmont
  • Seria: Marvel Now
  • Kategoria: komiks amerykański
  • Tematyka: superbohaterowie
  • Cena: 69,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus