„Superman": „Ostatnie dni Supermana" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 20-08-2017 21:02 ()


Śmierć bohatera, zwłaszcza takiego o iście boskiej proweniencji, jest wydarzeniem unikalnym, które nie powinno służyć wyłącznie gruntownym zmianom w polityce wydawnictwa. Wtedy bowiem odejście herosa – pokazane obojętnie w jak podniosłym stylu – nie jest niczym wyjątkowym. Sam akt poświęcenia nabiera trywialnego wymiaru, a przygody zmierzające do gorzkiego finału śledzi się bez większych emocji.

Ciało przybysza z Kryptonu nie jest w stanie znieść czynników, które nałożyły się w ciągu ostatnich dni. Machinacje Vandala Savage’a, konfrontacja z Rao i zatrucie kryptonitem – nawet wszechpotężny obrońca Metropolis ma swoje ograniczenia, a teraz, kiedy wie, że już nic nie można zrobić, szykuje się na najgorsze. Zanim jednak dołączy do swoich rodziców, pragnie naprostować kilka spraw. Pozostawić spuściznę Domu El swojej kuzynce, która niedawno zaginęła, a także zmierzyć się z tajemniczą istotą, która twierdzi, że jest Clarkiem Kentem, czyli jedynym i prawdziwym Supermanem i sieje spustoszenie, aby udowodnić, że mówi prawdę. Śledztwo czołowej trójki bohaterów odkrywa jeszcze jeden tajny projekt, który został powołany do życia w Państwie Środka. Jak na swoje ostatnie dni, Superman ma ręce pełne roboty, a jego kondycja pozostawia wiele do życzenia. Czy uda mu się uratować ludzkość jeszcze jeden raz?

Każdy komiksowy świat rządzi się pewnymi regułami. Wyraźnie widać, że zmiana, jaką dokonało DC Comics z postacią Człowieka ze Stali, nie okazała się ani przełomowa, ani na tyle atrakcyjna, aby kontynuować przygody Supermana na Ziemi znanej nam z tytułów New 52. Rozwiązań tego problemu – w miejsce nowego wraca stare – można wymyślić co najmniej kilka, jednak tym najłatwiejszym jest uśmiercenie niechcianego herosa. I całkowicie odwrotnie niż w przypadku sławetnej walki z Doomsdayem, gdzie poświęcenie było konsekwencją morderczego starcia, a grobowy nastrój zbudowany wokół walki tytanów udzielał się czytelnikowi, tak w przypadku komiksu Tomasiego możemy mówić jedynie o kontrolowanej zamianie. Rozpisanej według potrzeb rodzącego się w bólach Odrodzenia, pozbawionej całej emocjonalnej otoczki, a zbudowanej w telenowelowym stylu. Wątki przeplatające się w niniejszym tytule obnażają jego niedoskonałości. Czy śmierć Supermana ma być na pierwszym miejscu, czy może jednak ważniejsze są prologi do przyszłych wydarzeń? W ten sposób ten bezpardonowy akt odwagi, dokonany przez śmiertelnie chorego bohatera niknie w oczach niczym ciało Supermana zjadane przez kryptonijską zarazę. Można w pełni zrozumieć udział kluczowych dla jego życia postaci w osobach Batmana i Wonder Woman, ale finałowy cyrk z nagłym pojawieniem się innych bohaterów z S na piersi wywołuje odwrotny efekt. Zaaranżowanej, mało emocjonującej końcówki i wymuszonych łez najbliższych mu osób. Zbyt ckliwe i sztuczne, jak gdyby śmierć miała tu marginalne znaczenie, a nie była głębokim przeżyciem dla najbliższych przyjaciół herosa.

Przywołując niedawno wznowioną Śmierć Supermana – autorstwa niezrównanego Dana Jurgensa – można dokonać porównania obydwu tytułów. Mimo że punkt wyjściowy historii jest inny, to mają one wspólny mianownik w postaci tragicznego finału. Jednakże w przypadku komiksu opublikowanego pierwotnie przed ćwierć wiekiem ten dramat jest widoczny i stanowi on poruszającą rywalizację dwóch potężnych istot, rozgrywającą się również w umyśle bohatera, który nie może pozwolić sobie na porażkę. Tymczasem w komiksie Tomasiego z uwagi na przyjętą koncepcję brak jest jakiegokolwiek emocjonalnego zaangażowania, które ginie w natłoku postaci i spraw, jakie Człowiek ze Stali musi załatwić podczas swoich ostatnich dni. Z podobną materią zmagał się Grant Morrison na łamach All-Star Supermana i jemu powiodła się sztuka uwiarygodnienia ostatniego wyczynu bohatera i odejścia w glorii bez niepotrzebnego patosu. Tomasi z podobnym wyzwaniem sobie nie poradził.

Brak jednolitej szaty graficznej również przemawia na niekorzyść niniejszej publikacji. Fabułę zawartą w różnych miesięcznikach charakteryzuje mozaika stylów graficznych, z których nie wszystkie licują z powagą sytuacji, zwłaszcza rysunki Mikela Janina z oszczędnymi tłami odbiegają od pozostałych prac. Natomiast klasą dla siebie pozostają wyrobnicy pokroju Douga Mahnke czy Eda Benesa.

Ostatnie dni Supermana są łabędzim śpiewem Nowego DC Comics, a zwiastują nadejście Odrodzenia. Jednak ten swoisty pomost nie spełnia wszelkich pokładanych w nim nadziei, jednakże jest niezbędny do poznania przygód jedynego i prawdziwego Człowieka ze Stali. Najbardziej zagorzali fani Supermana mogą jednak doznać uczucia niedosytu.   

 

Tytuł: Superman: Ostatnie dni Supermana

  • Scenariusz: Peter J. Tomasi
  • Rysunki: Mikel Janín, Doug Mahnke, Ed Benes, Scot Eaton, Dale Eaglesham, Paul Pelletier
  • Przekład: Jakub Syty
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 17.08.2017 r.
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami,
  • Objętość: 204 strony
  • Papier: kreda
  • Druk: kolor
  • Format: 167x255
  • Cena: 59,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

Galeria


comments powered by Disqus