„Mumia" - recenzja
Dodane: 09-06-2017 21:56 ()
W latach trzydziestych ubiegłego stulecia potwory Universalu stanowiły istotny element dynamicznie rozwijającego się kina, dostarczając złaknionym nowych doznań widzom silnych wrażeń. Były też niejako wyrazem ówczesnych obaw - życia w niestabilnych czasach, groźby wyniszczającej wojny, nieustających reperkusji wielkiego kryzysu. Twórcom zaś dały możliwość zaglądania w te zakątki X Muzy, po które sięgano niechętnie tudzież nie licząc się z artystycznymi walorami wspomnianych produkcji. Horrory doby międzywojnia dostarczyły nam niezapomniane role i aktorów, którzy swoimi wybitnymi kreacjami na stałe zadomowili się w panteonie sław kina. Bo nie można inaczej mówić o takich osobowościach jak Bela Lugosi, Lon Chaney Jr. czy Boris Karloff. Ten ostatni stworzył zresztą niedoścignioną do dziś kreację przerażającej Mumii. Od tamtego momentu minęło przeszło osiemdziesiąt pięć lat, a potwory wciąż stanowią atrakcyjny wabik. Jednakże tym razem z całą stanowczością można stwierdzić, że nie przejawiają one za grosz artystycznej wizji. Mają służyć jedynie za prostą rozrywkę, dostarczając wytwórni środków potrzebnych na rozwój filmowego uniwersum, nazwanego jakże wymownie – Dark Universe.
Najnowsza inkarnacja Mumii nie jest jednak filmem, który udanie inicjuje ten cykl. Mimo upływu lat, podczas których mieliśmy do czynienia z różnymi wersjami tej samej historii, zmodyfikowanej według potrzeb kolejnych twórców-wizjonerów, nie sposób nie zauważyć, że blockbustery przygotowywane dla masowego odbiorcy, pełniące ludyczną funkcję, nie wykorzystują potencjału swoich możliwości. Nie ewoluują w kierunku kina odważnego i eksperymentatorskiego, a jedynie opierają się na wysłużonych motywach, starając się jednocześnie zarówno mielizny w scenariuszu, jak i braki w warsztacie kolejnych reżyserów tuszować pod maską wizualnych atrakcji. Bo tam, gdzie dzieje się dużo, a dynamiczne obrazy skutecznie nęcą i odciągają uwagę widza od przedstawianej historii, łatwo jest przemycić wszelakie nielogiczności i fabularne dziury. Film z Tomem Cruisem najlepszym tego przykładem.
Mumia zaczyna się niczym kino wojenne, gdzie para kamratów stara się pozyskiwać dla siebie starożytne, a przy tym cenne artefakty. Trochę pechowo, a trochę szczęśliwie natrafiają w Iraku na ukryty grobowiec, który okazuje się wiecznym więzieniem dla księżniczki Ahmanet, która zhańbiła swoje imię i została żywcem zmumifikowana. Później mamy miks przygody i horroru, bo będąca jeszcze nie w pełni sił księżniczka stara się zrealizować swój diaboliczny plan, a Nick Morton – bohater grany przez Toma Cruise’a – okazuje się idealnym kandydatem do jego finalizacji. Gdzieś po drodze spotykamy jeszcze walczącego z potworami doktora Jekylla - stojącego na straży enigmatycznej organizacji zwanej Prodigium, aby szybko przejść do finałowej konfrontacji.
Dzieło Alexa Kurtzmana przysłowiowo łapie dwie sroki za ogon, ponieważ mamy tu i nawiązania do krzyżowców, oprócz mumii pojawiają się będące na jej usługach zombiaki, a przed nią i światem potworów ludzkość strzeże jeszcze inne monstrum. Na papierze wygląda to atrakcyjnie i daje złudną nadzieję przekształcenia w porywające uniwersum największych kreatur w dziejach kina, ale pomysł ten nie znajduje ujścia w historii, która składa się ze zbyt wielu elementów niedopasowanych i niewłaściwie rozwiniętych. Mając do dyspozycji aktorkę charakterystyczną pokroju Sofii Boutelli, autorzy nie potrafią wykorzystać jej unikalnych umiejętności, przez co poznajemy jedynie przedsmak możliwości mumii, z postawieniem na cyfrowe, a przy tym sztuczne efekty, zamiast w większym zakresie posiłkować się grozą wywoływaną tradycyjnymi motywami. I tak są w obrazie momenty z dreszczykiem, ale jest ich tak niewiele, że widz nie zdąży porządnie podskoczyć w fotelu.
Pomimo starań Toma Cruse’a i prób zróżnicowania jego emploi, Nick jest postacią nieciekawą, nieprzekonującą, a przede wszystkim nadzwyczaj witalną, jeśli chodzi o możliwości przeciętnego człowieka. Nasze zawieszenie niewiary niestety w tym przypadku jest nieskuteczne, ponieważ mając do czynienia z pierwiastkiem fantastycznym, bohaterowie niejednokrotnie przejawiają cechy superherosów dla zminimalizowania różnic między protagonistami. Oczywiście dzieje się to z niekorzyścią dla filmu. Popis swoich umiejętności pokazuje z kolei Russell Crowe, który jako jedyny z tej obsady miał pomysł na zagranie swojej postaci, której epizodyczny występ pozostawia mocny niedosyt. Jednym z nielicznych plusów tego widowiska, jest właśnie rola Jekylla, która od razu prosi się o zaangażowanie do osobnego filmu. Główna żeńska bohaterka – grana przez Annabelle Wallis – po prostu jest i poza urodą nie wnosi nic do produkcji.
Najlepszym przykładem ilustrującym niewypał tego projektu jest niecodzienna sytuacja, że mimo zaangażowania pokaźnych środków i zaaplikowania sporej ilości ujęć wspomaganych komputerowymi efektami, w Mumii nie ma ani jednej sceny, która zrobiłaby na widzu ogromne wrażenie czy też swoją monumentalnością wyróżniała się na tle pozostałych. Daje to tylko świadectwo nijakości konceptów, które stały się podwalinami scenariusza. Szkoda tym większa, że przy takiej obsadzie, jak też ogólnym pomyśle na stworzenie serii filmów, falstart może oznaczać przedwczesne pożegnanie się z potworami.
Mumia A.D. 2017 to kino niespełniające pokładanych w nim oczekiwań i zwyczajne marnotrawstwo filmowego dziedzictwa. Stare i zakurzone produkcje nadal posiadają niezapomniany urok, który mimo upływu lat nie osłabł. A nawiązując do słów Henry’ego Jekylla, o świecie bogów i potworów – będących swoistym hołdem dla Jamesa Whale’a, kreatora i wizjonera dawnego uniwersum potworów, warto odświeżyć sobie zapomniane dzieło Billa Condona z fantastyczną rolą Iana McKellena, traktujące o ostatnich dniach wspomnianego wyżej reżysera. Tytuł tejże produkcji nieprzypadkowo zwie się… Bogowie i potwory. Z pewnością jest to lepsza alternatywa niż inicjującą Dark Universe Mumia.
Ocena: 3/10
Tytuł: „Mumia"
Reżyseria: Alex Kurtzman
Scenariusz: David Koepp, Christopher McQuarrie, Dylan Kussman
Obsada:
- Tom Cruise
- Russell Crowe
- Annabelle Wallis
- Sofia Boutella
- Jake Johnson
- Courtney B. Vance
- Marwan Kenzari
Muzyka: Brian Tyler
Zdjęcia: Ben Seresin
Montaż: Gina Hirsch, Paul Hirsch, Andrew Mondshein
Scenografia: Jille Azis, Daniel Birt, Liz Griffiths
Kostiumy: Dayna Pink
Czas trwania: 110 minut
Dziękujemy Multikino za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus