„Wonder Woman" - recenzja druga
Dodane: 02-06-2017 16:57 ()
Wonder Woman jako ostatnia z wielkiej trójki DC doczekała się solowego filmu. Powody takiego stanu rzeczy to temat na osobny artykuł. Dziś natomiast przyjrzę się temu wyczekiwanemu przez lata filmowi o Dianie z Themysciry. Czy fala krytyki, jaka zalewa całe DC Extended Universe, dosięgnie także pięknej Amazonki?
Film od samego początku czerpie z komiksowego rodowodu Wonder Woman, a konkretnie z historii pisanych przez dwójkę scenarzystów mających największy wpływ na bohaterkę. Pierwszy to oczywiście William Moulton Marston – twórca postaci, który wplątał Dianę w wojnę za sprawą Steve’a Trevora – pilota, który rozbił się na Rajskiej Wyspie. Z kolei elementy mitologicznej walki Aresa z resztą bogów musiały być zainspirowane historią George’a Pereza. Wyciągnięcie najlepszych, najbardziej rozpoznawalnych motywów z opowieści obu panów dało zaskakująco udany origin story. Jest on ograniczony do minimum i przerywany spektakularnymi scenami walk Amazonek, więc ta część filmu jest bardzo przyjemnym wstępem do głównej historii.
A co jest głównym wątkiem opowieści? Zatrzymanie niemieckiego generała przed wykorzystaniem śmiercionośnej broni – jej użycie zlikwiduje tysiące istnień po obu stronach barykady. Wonder Woman oczywiście nie może do tego dopuścić. W przerwie pomiędzy przygotowywaniem się do bicia niemieckich żołnierzy a biciem niemieckich żołnierzy Diana poznaje świat ludzi i to jest najjaśniejszy element filmu. Początkowo dochodzi do wielu zabawnych sytuacji, wynikających z niezrozumienia zasad panujących poza wyspą (tak, jest to film, w którym jest więcej dowcipów, niż zaprezentowano w trailerach). Później jednak ciekawość Diany i jej zachwyt zaczyna przechodzić w szok czy oburzenie. Kobieta nie rozumie, jak dowódca może poświęcić swoich ludzi, jest także przerażona widokiem okaleczonych żołnierzy wracających z frontu.
Gal Gadot perfekcyjnie sprawdziła się w roli Wonder Woman. Potrafiła zagrać zarówno groźną wojowniczkę, jak i zachwyconą światem naiwną dziewczynę. Szczególnie ujął mnie moment, kiedy Diana pierwszy raz w życiu jadła lody – aktorka faktycznie układała usta tak, jakby nie miała pojęcia, jak się za nie zabrać. Chris Pine również stanął na wysokości zadania i przekonująco oddał charakter charyzmatycznego pilota. Oglądanie relacji Diany i Steve’a to czysta przyjemność – początkowa ciekawość zmienia się w uczucie, a chemię między tą dwójką czuć bardzo wyraźnie.
Niestety w filmie nie zabrakło drobnych wpadek fabularnych. Złoczyńcy zachowywali się czasem tak, jakby chcieli zrobić absolutnie wszystko, aby ich powstrzymano. Pozytywni bohaterowie także momentami działali nielogicznie, np. Steve, zamiast szybko przekazać informacje mające kluczowe znaczenie dla wojny, postanawia iść z Dianą na zakupy i znaleźć jej kieckę. Nawet zakładając, że kobiecie faktycznie przydałoby się jakieś nakrycie, to czy obecność Trevora na zakupach była konieczna, skoro sprowadził w tym celu Ette? Do całego filmu nie pasuje mi także zakończenie – będące zbyt przeciągniętą i zbyt rozdmuchaną walką. Oczywistym było, jak potyczka się zakończy, więc po dłuższej chwili zaczynała być nudna, a efekty komputerowe zbyt nachalnie rzucały się w oczy.
Wonder Woman nie jest filmem wybitnym, ale całkiem dobrym. Czyni go to najlepszą częścią kinowego uniwersum DC. Dziury fabularne są na tyle drobne, że nie przeszkadzają w odbiorze całości, duet Gadot-Pine świetnie dogaduje się na ekranie, a prosta fabuła urozmaicana jest przepięknymi scenami walki i rozładowywana zabawnymi scenkami. Jest to też pierwszy film z DC Extended Universe, który zaangażował mnie na tyle, aby łezka się w oku zakręciła podczas bardziej dramatycznych scen. Wszystko to sprawia, że polecam zapoznać się z tym dziełem nie tylko fanom Wonder Woman.
Ocena: 7/10
Tytuł: „Wonder Woman"
Reżyseria: Patty Jenkins
Scenariusz: Allan Heinberg
Obsada:
- Gal Gadot
- Chris Pine
- Robin Wright
- David Thewlis
- Connie Nielsen
- Elena Anaya
- Lucy Davis
- Ewen Bremner
- Doutzen Kroes
- Danny Huston
Zdjęcia: Matthew Jensen
Muzyka: Rupert Gregson-Williams
Montaż: Martin Walsh
Scenografia: Anna Lynch-Robinson
Kostiumy: Lindy Hemming
Czas trwania: 139 minut
Tekst pierwotnie opublikowano na niespie.com
Dziękujemy Multikino Poznań 51 za udostępnienie filmu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus