Wywiad ze zwycięzcą Quentina i PMM

Autor: Szymon "Siman" Charko & Krzysztof "Miś" Księski Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 21-05-2007 21:14 ()


 

Paradoks: Najpierw w listopadzie wygrałeś Puchar Mistrza Mistrzów, teraz Quentin. Spodziewałeś się takiego sukcesu?

 

Tomasz 'kaduceusz' Pudło: Właściwie nie. Wziąłem udział w PMM żeby się sprawdzić; pamiętałem go z dawnych lat jako konkurs-legendę, więc pomyślałem - czemu by nie spróbować swych sił z najlepszymi? Ostatecznie wygrałem, głównie za sprawą świetnych graczy i, jak sądzę, zastosowaniu szybkiej, pomagającej w prowadzeniu mechaniki FATE. Z Quentinem było trochę inaczej. Gdy w zeszłym roku wreszcie zebrałem się w sobie i spisałem swój najlepszy dotychczasowy scenariusz, byłem z niego bardzo zadowolony. Ostatecznie zająłem wtedy drugie miejsce, więc postanowiłem wystartować ponownie. Zrobiłem solidne playtesty "Bitwy", ale w sumie miałem więcej wątpliwości co do ewentualnej wygranej. Typowałem Fenrana.

 

Czym jest dla ciebie to podwójne zwycięstwo?

 

Przed wszystkim wielką frajdą. Miło zapisać się w annałach polskiego RPG. Poza tym fajnie uwieńczyłem w ten sposób swoje erpegowe dziesięciolecie.

 

Którą z nagród trudniej było zdobyć?

 

Zdecydowanie Quentina. Jeden jedyny punkcik i byłbym drugi raz drugi. PMM wyszedł sam - po prostu siadłem, poprowadziłem trzy sesje i wygrałem.

 

Będziesz bronił tytułu w kolejnej edycji?

 

Naturalnie, że będę bronił, choćby po to, by potwierdziła się klątwa dużego pucharu - wszyscy wygrywają dwa razy z rzędu, by za trzecim polec. Ale poczekajmy może jeszcze chwilę na zakończenie budowy nowej strony internetowej PMM.

 

Jak zaczęła się twoja przygoda z RPG? Jak doszedłeś do takiego mistrzostwa w prowadzeniu?

 

Pamiętam, że swego czasu legendarny „Top Secret" wymieniał się artykułami z równie legendarną „Magią i Mieczem". Przeczytałem wtedy w tym pierwszym artykuły na temat „Zew Cthulhu" i „Cyberpunk 2020" i postanowiłem spróbować. A potem było pamiętne zimowisko w 1996 roku, kiedy to prowadziłem swoją pierwszą przygodę do „Warhammera". Grało nas siedem osób, z czego tylko jedna miała wcześniej styk z erpegami. Ja oczywiście prowadziłem, za jedyną pomoc mając numer „MiM" z "Maruderami Morgluma" przedrukowanymi z „White Dwarf". To były sesje... Co do mistrzostwa - nie przesadzałbym, znam kilku Mistrzów Gry, którzy prowadzą wcale nie gorzej ode mnie, tylko jakoś jeszcze nie wzięli udziału w konkursie, lenie. Co do mnie - w zwycięstwie na pewno pomógł mi fakt, że przez poprzedni rok co tydzień prowadziłem „Eberrona". Praktyka przede wszystkim.

 

Co jest dla ciebie najważniejsze w grach fabularnych?

 

Współtworzenie fajnych opowieści. Lubię, gdy każdy ma coś do powiedzenia i lubię, gdy historia trzyma się kupy. A ze spraw okołoerpegowych najbardziej umiłowałem sobie krytyko... to znaczy recenzowanie twórczości innych fanów.

 

Jakie systemy najbardziej preferujesz? Co byś polecił?

 

Polecę dwie rzeczy. Obie są nówkami, ale prezentują zupełnie odmienne podejście do erpegów. „Eberron" to setting do D&D, który wygrał pamiętny konkurs ogłoszony przez Wizard of the Coast. I rzeczywiście - ten świat pulp adventure fantasy [sic!] ma w sobie potężny potencjał. Elegancko wpasowuje w swoje wnętrze wszystkie znane z dedeków klasyczne elementy, jednocześnie odświeżając je i nadając nowy blask. Trzymajmy kciuki - może wkrótce ukaże się po polsku.

„Burning Empires" bierze to co najlepsze z nowej myśli erpegowej i podaje to w ślicznym opakowaniu. Gra oparta jest o świetne komiksy sf Christophera Moellera i opowiada o walce ludzi z infekcją symbiontów - obcej rasy znanej jako Vayleni. Świetny klimat i zupełnie nowe podejście do grania w RPG, w którym każdy jest po trochu Mistrzem Gry. Po kilku rozgrywkach w „BE" wasze sesje już nigdy nie będą takie same.

http://www.eberron.com/

http://www.burningempires.com/

 

Czym zajmujesz się na co dzień?

 

Uczę się na kierunku technologia chemiczna na krakowskiej polibudzie, specjalność tworzywa sztuczne. A poza tym, jak to się mówi, zajmuję się studenckim życiem.

 

Czy łatwo jest pogodzić obowiązki z oddawaniem się grom fabularnym?

 

Tja, to jest najsmutniejsza obserwacja ostatnich lat. Zebranie pięciu osób raz na tydzień, w stałym terminie, zbyt często okazuje się poważnym problemem. Ale dajemy radę.

 

Planujesz napisać jakiś własny system? Masz jakieś pomysły z tym związane?

 

Wiesz, każdy kiedyś stworzył jakaś autorkę, ja też, ale po kilku latach jakoś nie palę się do jej odgrzebywania. Angażuje się za to ciutkę w inicjatywy innych osób. Regularnie recenzuję notki Megakonkursu i kibicuję kilku settingom („Nemezis", „Beszamel", „Technosfera"). Ostatnio moja modyfikacja mechaniki FATE trafiła do autorki Saisego. Zachęcam do zapoznania się z uroczymi „Drobniakami i wspomagania" Rewolucji Kreatywnej.

 

 http://drobniaki.blogspot.com/

http://megakonkurs.com/

kaduceusz.blog

 

Mówi się o wielu zaletach RPG. Przestrzega się też przed niebezpieczeństwami płynącymi z grania. Co sądzisz na ten temat? RPG jest pożyteczne, czy też skrzywia jednostkę? A może po trochu i jedno i drugie?

 

Moja Kasia jest nieerepgowa i stąd płynie spostrzeżenie. Człowiek, który nigdy nie grał, ze zdziwieniem obserwuje, jak z godzinami dyskutujemy na coraz to bardziej hermetyczne tematy, wszystko w ramach naszego hobby. Fandom jest jednak pełen świetnych, otwartych ludzi, więc wkrótce przychodzi refleksja - "Hej, w Łosiu/na Constarze/LDF było super". Natomiast na temat tego, czy nasze hobby przyciąga popaprańców pogadamy po wydaniu nowego „WoD". Dobra, żartowałem, nie spodziewam się nowego napływu Mrocznych Młodych, a w „Wąpierza" sam pogrywam i podoba mi się. Tak naprawdę pogadamy po Porytkonie.

 

Znana jest teza, że gry komputerowe lub/i gry planszowe zabijają rpg. Co o tym sądzisz?

 

Owszem, spotkałem się ze zjawiskiem, że ktoś przestaje grać w erpegi, bo woli ten czas przeznaczyć na np. bitewniaki. Na pewno też do komputerowego erpega trzeba mniej logistyki, zwłaszcza w erze MMORPG. Nie sądzę jednak, żeby te nowe formy miały zjeść stare, dobre papierowe RPG. Kino nie zjadło teatru, a konsole gier peceta, prawda?

 

Wiem, że uczestniczyłeś w poprzednich edycjach Quentina i kilku innych konkursach na scenariusz. Jak wiele razy prowadzisz scenariusz i ilu drużynom, nim decydujesz się wysłać go na konkurs?

 

To zależy od konkursu. Staram się przetestować swoje pomysły w praktyce, żeby nie strzelić jakiejś potwornej gafy. "Bitwę na Mokradle Roasz" prowadziłem cztery razy i po każdej sesji coś w scenariuszu dodawałem, coś zmieniałem, kierując się sugestiami graczy. Ale już "Maskę", która zajęła drugie miejsce w konkursie bissel.pl, prowadziłem przed spisaniem tylko raz. Zdarzyło mi się też wysłać scenariusz bez przetestowania - w konkursach z narzuconą tematyką nie mogę bowiem zazwyczaj użyć żadnego ze swoich sprawdzonych, rozegranych już pomysłów. Natomiast w normalnej erpegowej praktyce nigdy niczego nie prowadzę dwa razy. Nie mam tyle czasu na prowadzenie, a poza tym poszczególne sesje są u mnie tak uwikłane w całość kampanii, że trudno byłoby z nich wyłuskać zamknięte scenariusze.

 

Jak bardzo początkowa koncepcja scenariusza potrafi zmienić się w trakcie kilku rozgrywek?

 

Oj, bardzo. Na przykład w "Bitwie" końcówka nigdy nie miała się toczyć w karczmie na wzgórzu, ale w pierwszej sesji jakoś tak wyszło i już zostało. Jeżeli poważnie podchodzę do jakiegoś scenariusza, to rozgrywam go po raz pierwszy po rozpisaniu ogólnego szkieletu i dopiero po tej sesji zaczynam wypełniać szczegółami. W ten sposób co sesję prowadzę niemalże co innego.

 

Na swoich sesjach rzadko kiedy stosujesz chwyty typu muzyka lub świeczki. Dlaczego? Nie lubisz tego typu otoczki? Uważasz, że rozprasza uwagę graczy? A może po prostu nie chce ci się przygotowywać ich przed sesją?

 

Rozszyfrowałeś mnie, jestem erpegowym leniem. Nie miałbym cierpliwości do tego, by do każdej sesji czy sceny wyszukiwać soundtrack, nie mam też zazwyczaj pod ręką odpowiedniego sprzętu. Poza tym, gdy prowadziłem co tydzień, rzadko kiedy miałem dopicowany scenariusz. Specyfika stosowanej mechaniki sprawiała zresztą, że często jedno zagranie któregoś z uczestników zabawy pchało całą historię w dość nieprzewidzianym kierunku. Ale żeby nie było, że jestem taki zupełnie niemuzyczny dodam, że czasami puszczałem w tle muzykę do „Eberrona" dodawaną do dodatku „Sharn: City of Towers" (i nawet zdarzało się, że pasowała do jakiejś sceny).

 

Poza scenariuszami do konkursów, wolisz raczej sesje improwizowane czy dopracowane w najmniejszym calu przed grą? Kampanie czy jednostrzałówki?  Rozbudowane intrygi czy hack'n'slash?

 

Jako MG zdecydowanie wolę pół-improwizowane kampanie. Wielkich intryg nie da się stworzyć na poczekaniu, ale nadrabiam to olbrzymią ilością Bohaterów Niezależnych i rozmaitych wątków. Mam taki rozlazły styl prowadzenia. Co do dobrego hack'n'slash - lubię pograć, ale kiedy prowadziłem „Bezsłoneczna Cytadelę" swojej starej drużynie, orzekli, że jest nudna (hej, jest superfajna!). A że samemu nie mam dość zacięcia, by rozpisać dobrego Dungeon Crawla, to prowadzę raczej inne scenariusze.

 

Jak często Mistrzowi Mistrzów zdarza się zabić postaci graczy? Uznajesz przypadkowe śmierci, "bo tak wyszło na kościach"? A może odwrotnie - chronisz bohatera, nawet jeśli zrobi coś bardzo głupiego?

 

O nie, zawsze staram się, by zasady umierania były klarowne i zawsze trzymam się werdyktu kostek (rzucam zresztą na oczach wszystkich). W przeciągu zeszłego roku, kiedy prowadziłem eberronową kampanię, zginęły u mnie na sesjach trzy postacie, sam oceń, czy przy czterech graczach to dużo, czy mało. Tak czy owak, zawsze dało się te śmierci przemienić na coś dobrego dla kampanii. Generalnie jestem zwolennikiem tezy, że kości wprowadzamy do gry, by zwiększyć jej losowość i nie raz zdarzało mi się, że to właśnie dzięki nim historia szła w zupełnie nieprzewidywalnym, choć równie ciekawym kierunku. Zginął twój ulubiony, hołubiony przez pół roku bohater? Trudno, zrobisz sobie nowego, równie fajnego.

 

Czy miewasz czasem swoich ulubionych BN-ów? Takich, których np. wprowadzasz czasem do scenariusza tylko dlatego, że fajnie ci się go odgrywało? A może po prostu którąś ze stworzonych przez siebie postaci ciepło wspominasz?

 

Lubię szczurki, gnolle i koboldy, bo mogę wydawać z siebie dziwne dźwięki i wszyscy sądzą, że świetnie odgrywam. Ulubionych BN-ów Mistrza Gry raczej unikam, zresztą mam ich zbyt dużo do wyboru, by skupić się na jednym.

 

Który wg ciebie scenariusz wyszedł ci najlepiej? "Bitwa na mokradle Roasz", która zgarnęła w tym roku Quentina, a może jakiś inny?

 

Ze spisanych rzeczy żywię wielki sentyment do eberronowej "Maski", jakoś bardzo lubię ten scenariusz. Natomiast z poprowadzonych rzeczy za swoje największe osiągniecie uważam scenariusz z zeszłorocznego PMM-owego półfinału. To chyba jedyny przypadek w historii mojego erpegrania, by z tak słabego materiału wyciągnąć tak fajną sesję.

kaduceusz.bog/maska 

 

Były pytania o twoje mistrzowanie i pisanie scenariuszy, a teraz może coś o Kaduceuszu-graczu. W jakich bohaterów najczęściej się wcielasz, gdy grasz?

 

Moją najulubieńszą postacią ever był deadlandowy dzieciuch, z rewolwerem wsadzonym w ogrodniczki. Ale tuż za nim plasuje się kerrneński biskup z Burning Empires (i jego słynne paszteciki), więc chyba nie ma reguły. Może jedna - lubię grać postaciami, które są silnie osadzone w danym świecie, a nie genericowym wojem, czy magiem.

 

Częściej grasz czy mistrzujesz? Co ci bardziej odpowiada?

 

Ostatnio więcej gram niż mistrzuję, jakoś tak wyszło. W sumie nie wiem co wolę, pouczającym jest znaleźć się od czasu do czasu po różnych stronach barykady. Albo obejść ją na około, burnin' empaja stajl...

 

Czego ci życzyć, osobie będącej na piedestale, oblanej blaskiem sławy?

 

Wiesz co, zawsze chciałem wygrać te sto patyków w Różową Panterę. Dziękuję za wywiad.

 

Życzymy ci dalszych sukcesów i świetnych sesji. Dzięki za rozmowę.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...