Fragment "Produktu ubocznego"

Autor: Tomasz Duszyński Redaktor: Krzyś-Miś

Dodane: 21-05-2007 15:06 ()


 

Motywacja? W takiej firmie można piąć się szczebel po szczeblu, można samemu doświadczyć spełnienia pięknego amerykańskiego snu. Jason przekroczył połowę drogi na sam szczyt. Połowę drogi do sławy i wielkich pieniędzy. Już niemal czuł, jak ociera się o grono elity, tajemny, zamknięty krąg żyjący niemal w innym, bajkowym wymiarze.

Mógł być z siebie dumny. Ze swojego uporu, determinacji. Wreszcie pokonał ten próg, barierę, która jeszcze kilka miesięcy temu wydawała się nie do przejścia. Wkroczył do wąskiego grona, o którym inni mogli tylko marzyć i momentalnie to odczuł. Dotąd stanowił zaledwie mały trybik w ogromnej machinie, której zasad działania nie potrafił ogarnąć. Teraz to on odgrywał ważną, decydującą rolę w sprawach, od których zależała przyszłość tego globu. Jason odnalazł sens życia. Pięć lat temu sprzedał dla tej firmy duszę. Przynajmniej dzisiaj był pewien, że było warto.

Zapadł w miękki skórzany fotel, chłonąc całym sobą zapach wnętrza limuzyny. Kierowca czekał na niego przed domem. Zaparkował na chodniku, tarasując niemal całkowicie przejście. Jason w pierwszej chwili chciał go ominąć. Wypadł pędem z mieszkania z nadzieją, że uda mu się złapać jakąś taksówkę. Zareagował dopiero na swoje nazwisko. Kierowca otworzył mu drzwi, zapraszając do środka.

Willis zupełnie zapomniał o korzyściach płynących z awansu. Dyrektor marketingu miał zapewniony stały środek lokomocji. Własny kierowca, nowe biuro i zupełnie nowe życie. Przecież tego oczekiwał, czyżby zapomniał?

Obrazy za oknem były rozmazane, dziwne, ludzie poruszali się apatycznie, jakby bez celu. Z głośników sączyły się łagodne dźwięki muzyki klasycznej. Jason oparł dłonie na miękkim materiale. Wzdłuż kręgosłupa przeszły go gwałtowne dreszcze. Odbierane wrażenia były intensywne, opuszki palców wrażliwe, wyczuwały każdy szczegół, nierówność, przesyłając błyskawicznie informacje do mózgu. Tak, jakby wszystko rejestrował po raz pierwszy, jakby po raz pierwszy czuł dominujący, cierpki smak w ustach.

Od intensywnego światła bolały go oczy, musiał je mrużyć, by pozbyć się cienistych refleksów na siatkówce. Ciało było nienaturalnie zesztywniałe. Wcześniej w pośpiechu nie zwrócił nawet na to uwagi. Musiał wyprostować plecy, by naciągnąć ścięgna i mięśnie. Poddawały się tym zabiegom z trudem. W kręgosłupie Jasona coś chrupnęło. Roztarł dłonie, próbując przywrócić im krążenie. Musiał naprawdę źle spać. Powinien jak najszybciej wyrzucić stary materac i kupić nowy. Niedawno skończył trzydzieści lat, a czuł się już jak zgrzybiały starzec.

- Czy my dobrze jedziemy? - Willis wyjrzał ponownie przez okno. Nie rozpoznawał tej części miasta. Dałby głowę, że niektóre budynki widzi po raz pierwszy w życiu.

- To najkrótsza droga do Global Genetics - kierowca przelotnie popatrzył na jego odbicie w lusterku.

- No tak... - Jason jeszcze raz przyjrzał się obrazom przemykającym za oknem. Rzeczywiście, jechali główną drogą do centrum. Teraz sobie ją przypomniał. Gigantyczny dom handlowy po lewej, za nim park z laserową fontanną. Często tam chodził, siadał na ławce... Sam? Chodził tam sam?

Samochód zatrzymał się na światłach. Jason spojrzał w stronę wąskich alejek i placyku z wypielęgnowanymi krzewami. Zebrała się tam spora grupka demonstrantów. Coś wykrzykiwali. Chodzili w kółko z chorągiewkami i kolorowymi transparentami. Klika haseł było szczególnie widocznych, jak choćby „Koniec z terroryzmem", „Pokój na świecie". Najbardziej poruszające było jednak to trzymane przez małą dziewczynkę - „Nie chcę, żeby Wirus P znów zabił wszystkie zwierzątka!".

To już osiemdziesiąt lat, pomyślał. Osiemdziesiąt lat temu Wirus P został rozprzestrzeniony przez terrorystów w największych miastach Ameryki i stolicach europejskich. Skutki jego działania momentalnie objęły cały glob. Najprawdopodobniej efekt przeszedł nawet oczekiwania jego twórców. Wirus zaatakował wszystkie zwierzęta, owady i rośliny, przedziwnym sposobem omijając człowieka. Globalna wojna z terroryzmem trwała zaledwie kilka miesięcy. Sprawców nie odnaleziono, a świat szybko zrozumiał, że największym zagrożeniem dla ludzkości stał się głód. Powszechny, obejmujący każdy zakątek globu głód.

Willis zamyślił się. Widział, że zgromadzeniu przypatrywało się kilka samotnych ptaków siedzących na fontannie. One mogłyby mieć w tej sprawie najwięcej do powiedzenia. W końcu wszystkie pochodziły z laboratorium Global Genetics.

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie tekstu do publikacji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...