O trylogii solarnej Jana Maszczyszyna słów kilka

Autor: Jan Maszczyszyn Redaktor: Motyl

Dodane: 22-03-2017 08:39 ()


Do rąk Czytelników trafił ostatni tom trylogii solarnej Jana Maszczyszyna. Hrabianka Asperia porwie Was w nurt zapierającej dech przygody wiodącej do tajemniczego galaktycznego jądra, gdzie początek bierze jeszcze bardziej enigmatyczna Enklawa. Wpierw jednak wyrwiemy z lodowatych krain Plutonarchów rodzinę Shankbelli, poprowadzimy dalekie Kotłowe wyprawy, przeżyjemy pirackie awantury Sir Ashleya. A wraz z hrabianką Asperią poznamy i zagłębimy się w niepokorny, magiczny świat Veolii, który trudno przyjdzie wam opuścić. Wreszcie poznamy sens istnienia Bytów Szkatułowych zmotywowanych wolą praw przyrody. A w finałowej odsłonie zderzymy się z zaskakującą puentą, która cudowną klamrą zamknie całość tej steampunkowej epopei.

 

Jan Maszczyszyn - urodzony w 1960 roku w Bytomiu. Laureat pierwszego konkursu literackiego ogłoszonego przez miesięcznik "Fantastyka" (obok Sapkowskiego i Huberatha). Debiutował na łamach "Nowego Wyrazu" w 1977 roku opowiadaniem "Strażnik".  Swoje teksty publikował „Fantastyce", „Politechniku", „Faktach”,„Odgłosach", „Somnambulu”, „Fikcjach”, „Kwazarze” i wielu innych. Kilka opowiadań pojawiło się w antologiach: „Spotkanie w przestworzach", „Pożeracz szarości", „Sposób na Wszechświat", „Dira necessitas". 

W 2013 wydał zbiór opowiadań TestimoniumHrabianka Asperia kończy Trylogię Solarną, w jej skład wchodzą jeszcze Światy Solarne i Światy Alonbee. W 1989 roku wyemigrował do Australii, gdzie mieszka do dzisiaj. 

Na trylogię solarną składają się „Światy solarne”, „Światy Alonbee” oraz „Hrabianka Asperia”. W sumie tysiąc pięćset stron niezwykłej przygodowej akcji rozgrywającej się na arenie galaktycznego jądra w systemie planetarnym do złudzenia przypominającym nasz własny. Planety noszą nawet te same znajome skądinąd nazwy. Spotkamy te same kontynenty. Tyle, że wszystkie globy są zamieszkałe przez istoty, których istnienie w wieku dziewiętnastym uważano za prawdopodobne. Planetą, która jest kolebką ludzkości w powieści jest jednak Wenus. Stąd wyrusza na podbój jej potęga. Prężna rasa ludzka kolonizuje Marsa, ziemski Księżyc – Lunę i wszystkie pozostałe satelity odmienne od znanych nam z rzeczywistości. Nie udaje się sztuka tylko z Ziemią. Jest w tej planecie coś dziwnego, coś co spowoduje, że od pierwszej do ostatniej strony tego cyklu zostaniemy wciągnięci w niekończącą się kosmiczną awanturę, napotykając tajemne moce, parszywych Shetti, pazernych i w końcu znienawidzonych Alonbee i Houlotee.

Cóż mówi nam sam autor?

Steampunk to kapitalna fantastyka światów alternatywnych, które nie mają odpowiednika w teraźniejszości i nie muszą się sprawdzić. Co z tego wynika? Otóż przyjęta forma oznacza totalną wolność kreatywną. Piszący może puścić wodze niepohamowanej fantazji, oprzeć na faktach naukowych nowe teorie i korzystając z danych historycznych zagłębić się w nieprawdopodobne konkluzje. I tutaj dochodzimy do sedna. Od zawsze chyba pasjonowałem się astronomią i paleontologią. Natychmiast przyszła mi do głowy pewna myśl; steampunk mógłby być żywym dynamicznym medium inspiracyjnym, co gdyby użyć szablonu znanego nie tylko Juliuszowi Vernowi, reguły - przez przygodę do edukacji? Niekoniecznie miałbym czelność kogokolwiek edukować, ale już agitować- czemu nie? Robiłbym to przecież z przynależną przedmiotowi pasją, kocham kosmologię. Wyciągnąłem więc z historii nauki wszystkie znane mi dziwaczne fakty, w tym legendarny eter i przy ich pomocy zbudowałem świat odległej enklawy, to jest swego rodzaju strefy Dysona o wysokim stopniu nieprawdopodobieństwa. Sam Dyson zresztą pofolgował sobie ostro ze swoją teorią. Następnie przeciwstawiłem temu światu nasze współczesne teorie naukowe. Trzy lata intensywnych poszukiwań, wynajdowania teorii, dyskusji i artykułów zaowocowały trylogią. Poszerzanie owej wiedzy było fascynujące. Zasada antropiczna w jej aspektach zajmująca, a teorie ewolucyjne warte pochylenia. Mam nadzieję, że nigdzie nie popełniłem rażącego błędu. Efekt jest interesujący. Udało mi się stworzyć, kto wie czy tylko fikcyjną teorię Pararelionu, którą wyznają rasy obecne na kartach powieściowych?

A oto, co pisze o Trylogii Solarnej sam Wydawca:

Dostaję propozycje wydawnicze codziennie. Czasem dwie, a nawet trzy dziennie. Opowiadania, powieści, całe trylogie na raz.

Czasem przychodzą jednak niespodzianki, jak powieść Światy Solarne od Janka Maszczyszyna. Autora znanego mi z fanzinów, laureata drugiego konkursu miesięcznika „Fantastyka”. Nad takimi propozycjami pochylam się chętniej. Powieść Jana, mieszkającego od wielu lat w Australii, należy do gatunku zwanego steampunkiem, który – przyznaję – jest mi dość obcy i mało pociągający. Jego słabość tkwi bowiem już w samych założeniach – wszystko na parę, statki kosmiczne na węgiel, komputery wzorowane na maszynie liczącej Babbage’a itp. Ale jako miłośnik fantastyki potrafię czasem zawiesić niewiarę na kołkach, tak jak przy lekturze Tolkiena – którego lektura, pamiętam jak dziś – mocno mnie z początku irytowała i odrzucała.

Steampunk posłużył jednak Maszczyszynowi do zbudowania niepowtarzalnej, niezwykłej kosmogonii, w której znane nam prawa fizyczne właściwie nie istnieją albo funkcjonują w sposób inny. Nie są to jednak czyste fantazje autora, ale podparte wiedzą na temat różnych teorii kosmologicznych. Maszczyszyn zbudował Enklawę, w której funkcjonują miliony planet, będącą swoistego rodzaju sferą Dysona (wręcz inteligentną), narażoną na reakcje, często nienawistne, Reliktorów, czyli sług hipotetycznego pierwszego demiurga. Cywilizacje, które żyją w Enklawie, w której organizmy mogą przeżyć nawet w próżni, a statki – kotły poruszają się z olbrzymimi prędkościami, mocno ingerują w swój materiał genetyczny, doskonaląc co się tylko da. Tworzone w ten sposób byty mechaniczno-biologiczne są niezwykle oryginalnym pomysłem, a już ich sposoby rozmnażania wywołują grymas lub wstręt. Ale Maszczyszyn w ten świat wtrącił wiele innych pomysłów, dotąd niespotykanych w polskiej SF, i to od razu na potężną skalę. Byty szkatułowe, matryce genetyczne, Blask – czyli substancja energetyczna… I wiele innych. Ich opisy w pierwszym tomie atakują nasze pojmowanie świata, wywołując wręcz dezorientację. A to wszystko dzieje się wokół kosmicznych bitew, strzelanek i pojedynków – mamy wszak do czynienia z literaturą popularną, steampunkiem. Steampunkiem, jakiego w Polsce nikt dotąd nie napisał. Możemy się poczuć jak obywatele końca XIX wieku, czytelnicy Julesa Verne’a, kiedy to różne naukowe czy pseudonaukowe idee rozpatrywano z wielką powagą, a świat przyspieszał szybciej od bolidu Formuły 1.Powieść rozrosła się Maszczyszynowi do 3 tomów. I my je wydamy, bo to naprawdę oryginalna SF.

Galeria


comments powered by Disqus