„Munio: Strażnik Księżyca” - recenzja
Dodane: 20-03-2017 20:30 ()
„Przez ciernie do gwiazd” - tak w skrócie można by opisać drogę, jaką „Munio: Strażnik Księżyca” przebył do polskich kin, by nas zaczarować. Trzeba było czekać dwa lata, by ta wspaniała animacja zagościła na naszych ekranach i w końcu możemy zobaczyć ją w pełnej krasie.
Sam „Munio: Strażnik Księżyca” rozgrywa się w świecie, gdzie równowagę wyznaczają Słońce i Księżyc, a głównym bohaterem, na którym skupia się fabuła, jest młody, psotny faun Munio, który nieoczekiwanie zostaje nowym strażnikiem Księżyca. Nie wszyscy są z takiego obrotu spraw zadowoleni, a sam zainteresowany nie czuje się godny tego zaszczytu, tym bardziej że jego pierwszy dzień pracy do najbardziej udanych nie należy. Co gorsza, ktoś w międzyczasie kradnie Słońce i tylko Munio ze strażnikiem Słońca, Stalonem i woskową dziewczyną Glim, może je odzyskać.
Z każdej strony animacja zachwyca. Wizualnie to majstersztyk (przepiękne arty, jak z artbooków), w którym widać wiele inspiracji artystycznych: od animacji Disneya (pomagierzy głównego antagonisty przypominają sługusów Hadesa z „Herkulesa") czy Ghibli, a nawet Cartoon Saloon (pojawiające się węże łudząco podobne do tych występujących w „Sekrecie Księgi z Kells”) a skończywszy na malarstwie Salvadora Dali. Miłym zaskoczeniem było wykorzystanie kilku różnych technik animacji m.in. sceny w Krainie Snów zrealizowane w animacji 2D. Warto też odnotować, że twórcy mogli liczyć na pomoc i radę od tzw. „dobrych duchów” animacji m.in. Glenna Keatona, byłego animatora Disneya, co również z pewnością miało wpływ na wręcz malarską odsłonę zaanimowanego świata.
Wszystko to uzupełnia bajkowa, magiczna wręcz muzyka Bruno Coulaisa (to właśnie on napisał muzykę do „Tajemnicy Księgi z Kells” czy „Sekretów morza”, a ostatnio słyszymy jego muzykę w „Marie Curie Skłodowskiej”), podkreślającą klimat opowiadanej historii, która, choć może prosta, to przekazuje bardzo wiele: począwszy od wielkiej siły poświęcenia jak też i wybaczenia nie tylko innym, ale również sobie własnych potknięć i słabości, po ukazanie, że czasem siłacz kryje się w kimś zupełnie niepozornym i kruchym. Świetnie też jest pokazane, do czego może doprowadzić zawiść, zazdrość i chowana w głębi nas samych uraza.Co ważne, każdy z bohaterów jest świetnie napisany, że możemy mu kibicować, a co najważniejsze, pod wpływem poszczególnych wydarzeń, każdy z nich zmienia się i uczy się czegoś nowego, nawet jeśli jest to nauka na własnych błędach. A wszystko to w pozornie „dziecięcej” opowieści, która jest zachwycająca pod każdym względem.
Jeśli chodzi o polski dubbing to, o dziwo, debiutujący Jędrzej Hycnar pasuje do postaci głównego bohatera i jak na debiutanta radzi sobie bardzo dobrze, oby tak dalej. Równie dobrze sobie radzą Mikołaj Roznerski jako Stalon i Olga Kalicka jako Glim (to jej druga rola w animacji po „Balerinie”) i chociaż jestem fanką oryginalnej obsady, to polska równie dobrze sobie poradziła. Odnośnie polskiej wersji językowej mam tylko jeden zarzut: o wiele lepiej byłoby, gdyby pozostawiono oryginalne imiona bohaterów (Mune zamiast Munio i Sohone zamiast Stalon), ale to tylko moje subiektywne odczucie.
Na koniec warto dodać, że „Munio: Strażnik Księżyca” to ciepła, magiczna baśń, która zachwyca i chwyta za serce. Ta mądra opowieść uczy nie tylko dzieci, ale przypomina nam dorosłym o wielu istotnych cechach, którymi powinniśmy się w życiu kierować: odwadze, empatii, wierze w swoje możliwości i podążaniu własną drogą oraz umiejętności współpracy, której tak brakuje w dzisiejszym świecie.
Tytuł: „Munio: Strażnik Księżyca"
Reżyseria: Alexandre Heboyan, Benoît Philippon
Scenariusz: Jérôme Fansten, Benoît Philippon
Obsada (głosy):
- Michael Gregorio
- Izïa Higelin
- Omar Sy
- Brian Drummond
- Michael Dobson
- Trevor Devall
- Féodor Atkine
- Paul Dobson
Muzyka: Bruno Coulais
Zdjęcia: John Mathieson
Montaż: Isabelle Malenfant
Scenografia: Nicolas Marlet, Aurélien Predal
Czas trwania: 85 minut
comments powered by Disqus