Maja Lidia Kossakowska „Bramy Światłości" tom 1 - recenzja

Autor: Mariusz „Orzeł” Wojteczek Redaktor: Motyl

Dodane: 28-01-2017 09:21 ()


Mam z tą powieścią problem. Niby wyczekana kontynuacja najważniejszej serii w dorobku Mai Lidii Kossakowskiej, a jednocześnie historia zdawałoby się - najprostsza w jej karierze. Napisana sprawnie, dynamicznym językiem, ale jednak - fabularnie - niezbyt zaskakująca.

Pan odszedł, ale Królestwo musi trwać nadal. Coś, co formalnie nazwać by można spiskiem - pomiędzy oficjelami najwyższych kręgów niebiańskich i piekielnych, którzy zawiązali niepisane porozumienie - ma umożliwić zachowanie kruchej równowagi. Daimon powraca do łask. Na powrót dzierży miano Tańczącego Na Zgliszczach, znów jest Abbadonem Niszczycielem. Kiedy więc Świetlista wysokiego rodu - Sereda, uznana podróżniczka i kartograf przynosi Razjelowi, Panu Tajemnic, niezwykłe nowiny o śladach boskiej emanacji na obrzeżach dzikich i słabo znanych Stref Poza Czasem, niebiańscy zaczynają wierzyć, że odnaleźli miejsce pobytu Pana.

Organizowana jest więc wyprawa, która ma to potwierdzić. A przewodził jej będzie nie kto inny, jak właśnie Abbadon, który obejmie pieczę nad misją, za przewodnika mając rzecz jasna badaczkę Seredę. Wyprawa - zgodnie z założeniami - okazuje się nad wyraz niebezpieczna, gdyż Strefy Poza czasem to miejsce niezbyt przyjazne Aniołom. Do tego nie wszyscy uczestnicy wyprawy okazują się tymi, za kogo się podają...

Jeśli by się szerzej przyjrzeć fabularnej osi „Bram Światłości”, to niczym nie odbiega ona od - aż do bólu klasycznej - fantasy. Jest misja, która wiąże się z odbyciem wyprawy, na której końcu czeka nagroda. Skarb bliżej nieokreślony, niepewny - bo kto ma gwarancję, że kiedy śmiałkowie dotrą do celu, znajdą to, po co zmierzają? Ale cenny w założeniu na tyle, by było warto ryzykować. Zbiera się więc drużyna. Jak to zwykle w takich przypadkach - składająca się z indywidualności, z których każde ma swoje cele i osobiste oczekiwania. Niekoniecznie pokrywają się one z pragnieniami pozostałych, co rodzi napięcia i konflikty. Nie zmienia to faktu, że nasi śmiałkowie to drużyna, więc stają za sobą murem w razie potrzeby, a kiedy jedno wpadnie w tarapaty, reszta pójdzie za nim w ogień. A że wpadnie - to więcej niż pewne.

Niby więc konstrukcja fabuły to nic nowego, czytaliśmy to już setki, jeśli nie tysiące razy w mniej lub bardziej sztampowych opowieściach fantasy. Co więc ma powieść Kossakowskiej, co stawia ją wyżej niż przeciętne czytadła spod znaku magii i miecza? Wyobraźnię i rozmach w kreacji świata przedstawionego. Bo już nawet nie chodzi o to, czy obnażymy opowieść z tego całego anielskiego sztafażu, czy pozostawimy go na swoim miejscu. Jak to w takich powieściach bywa, nie liczy się sam cel, ale dążenie do niego. A Strefy Poza Czasem, to miejsce oszałamiające rozmachem kreacji, mnogością odniesień do całej znanej chyba ludzkości sfery mistyczno-religijnej, z maksymalizacją akcentów wschodnioindyjskich.

I to stanowi najmocniejszy punkt „Bram Światłości”. Nie sama historia - bo ta nie jest znów przesadnie porywająca czy odkrywcza w kontekście fabularnym - a właśnie tło dla zdarzeń, jakie się rozgrywają. Owszem, zdają się momentami aż do granic przesłodzone (i nie, nie chodzi mi o kolorystykę), ale każdy, kto choćby pobieżnie zetknął się z hinduską mitologią, dostrzeże, że autorka oddała jej cechy charakterystyczne nad wyraz udatnie.

Jest w powieści dynamika, jest akcja. Są niezliczone potyczki i wręcz walne bitwy, są tarapaty, w które raz po raz wpadają nasi bohaterowie, a pozostali ich ratują. Są wewnętrzne niesnaski w grupie, które przeradzają się powolnie w rodzaj szorstkiego szacunku, a może nawet sympatii. Jest egzotyka przedstawionego świata i mistyczna nagroda, która zrekompensować ma wszelkie trudy wyprawy. Słowem - książka ta ma wszystko, co powinna mieć dobrze napisana powieść awanturniczo-przygodowa. I tym właśnie „Bramy Światłości” są. Ja żałuję, że nie są niczym więcej.

Mając w pamięci najlepszą z dotychczasowych powieści Kossakowskiej - „Rudą sforę” - trochę szkoda, że autorka nie próbuje przeskoczyć podniesionej wysoko przez siebie poprzeczki. „Bramy Światłości” nie są powieścią złą, bynajmniej. Przyjemnie się tę książkę czyta, a zakończenie pozostawia wystarczający niedosyt, by czekać na tom II. Jednak po pisarce tego formatu spodziewałbym się nieco więcej.

Dla fanów cyklu - pozycja niemal tak obowiązkowa, jak wyczekana. Dla tych, którzy się dotychczas z serią nie zetknęli, proponuję, by poszukali innych książek autorki, może spoza cyklu Zastępy Anielskie? Albo zaczęli od jego początków. Nie zmienia to faktu, że warsztatowo Kossakowska jest jedną z czołowych autorek w polskiej fantasy - tu jej honor trzeba oddać. Szkoda tylko, że tom powstał niejako bez pomysłu na fabułę, choć w oparciu o iście rzemieślniczą sprawność solidnego pisarskiego wyrobnika.

 

Tytuł:  „Bramy Światłości" tom 1

  • Autor: Maja Lidia Kossakowska
  • Wydawca: Fabryka Słów
  • Data wydania: 11.01.2017 r.
  • Liczba stron: 512
  • Oprawa: miękka
  • Format: 125×195mm
  • ISBN: 978-83-7964-208-3
  • Cena: 39,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus