„Manchester by the Sea” - recenzja
Dodane: 21-01-2017 21:32 ()
Nasza egzystencja naznaczona jest tragediami, mniejszymi lub większymi, po których zazwyczaj się podnosimy. Swoje traumy przeżywamy w samotności, zepchnięci na margines społeczny. Doszukując się własnej winy, katujemy się izolacją, za którą idzie całkowite odwyknięcie od prostych, empatycznych gestów. Na naszej twarzy ani razu nie maluje się uśmiech, a słońce życia cały czas spowite jest gęstymi chmurami.
Taką osobą jest główny bohater najnowszego filmu Kennetha Lonergana. Lee Chandler wiedzie monotonny, acz spokojny byt dozorcy. Swoje obowiązki wykonuje skrupulatnie i sumiennie, nie potrafi jednak nawiązać nici porozumienia z osobami, którym pomaga. Czasami jest arogancki, nieuprzejmy, trudno go wciągnąć w rozmowę. Skryty, małomówny, nieprzejawiający żadnych emocji, czasami gwałtowny. Otacza się swoistym kokonem samotności. Pragnie, aby świat o nim zapomniał. Po prostu trwa. Wszystko zmienia się w momencie, gdy umiera jego starszy brat. Lee przyjeżdża do Manchester by the Sea, aby zająć się sprawami pogrzebowymi oraz podtrzymać na duchu syna Joe, szesnastoletniego Patricka. Z dorastającym chłopakiem łączą go wspomnienia wspólnych wypadów na łodzi brata, toteż bez problemu nawiązuje z nim jakieś relacje. Sytuacja zmienia się, kiedy Lee dowiaduje się, że Joe powierzył mu opiekę nad niepełnoletnim synem oraz mianował dysponentem majątku.
Trudno uwierzyć, że to dopiero trzeci film (w ciągu szesnastu lat) w dorobku Kennetha Lonergana. Twórcy udało się w perfekcyjny sposób zbudować portret człowieka nie tyle doświadczonego przez los, ile w pełni załamanego pod wpływem wydarzeń, które naznaczyły go na zawsze. Nie dowiadujemy się o nich jednak wprost, docieramy do rozbitej psychiki bohatera poprzez retrospekcje wplecione w obecne – również trudne dla Lee - chwile. Bo widać, że nie radzi on sobie w podejmowaniu decyzji, od których zależy czyjeś życie, w tym przypadku jego bratanka. Nie chce brać odpowiedzialności za kogoś, wiedząc, że niegdyś zawiódł na całej linii. Sam wyklucza się poza nawias, nie potrzebuje luksusów, egzystuje w norze, pracę traktuje jako oderwanie od bolesnej rzeczywistości, drogę zapomnienia o przeszłości. Nie patrzy też w przyszłość, nie stara jej sobie poukładać, dla niego reszta życia to ciągłe udręczanie się tym, co minione. Nie pozwala bolesnej ranie zasklepić się, ale też nie potrafi otworzyć się oraz wyrzucić z siebie przytłaczających go uczuć. Mimo że jakoś funkcjonuje, to wgląda tak, jakby dla świata był martwy. Lonergan przeplata obrazy malowniczej i spokojnej miejscowości z wizerunkiem utrapionego i umęczonego wspomnieniami mężczyzny. Jego małomówność, ciszę, pustkę, wypełnia donośną, narastającą muzyką, która w kluczowych momentach uzewnętrznia wszystkie emocje rozdzierające Lee.
Co by nie mówić o kreacji Caseya Afflecka, to nasuwa się na język jedno słowo – wybitna. Ten swoisty, nieprzejednany minimalizm, granie za pomocą tłumionych emocji, mało ekspresyjnie, ale w niezwykle dojmujący sposób udziela się podczas seansu. Smutek, pesymizm, melancholia, ale przede wszystkim nieudana próba przebaczenia sobie prowadzą jego bohatera na skraj, gdzie musi dojść do erupcji skumulowanych przez lata emocji, które rozrywają wręcz umysł pogrążonego w ciągłej rozpaczy człowieka. Jest w dziele Lonergana zapadająca w pamięć, szczególnie przejmująca scena – rozmowa Lee z byłą żoną, graną przez Michelle Williams. Fantastycznie emotywna, gdzie oboje z aktorów wspinają się na wyżyny umiejętności, a ich reakcje są niebywale autentyczne. Obraz poskładany jest z takich mini scenek, które budują atmosferę. Krótkie rozmowy, wymowne spojrzenia, czy piękno nadmorskiej miejscowości stanowią o ludzkich słabościach i niedoskonałościach. Na uwagę zasługuje też kreacja Lucasa Hedgesa, odtwórcy Patricka, który stara się odnowić relacje z wujkiem, ale tak jak wszyscy wokoło nie potrafi do niego dotrzeć, mimo że jest najbliższą mu rodziną.
„Manchester by the Sea” to kino poruszające, chwytające za gardło, z niedoścignioną kreacją Caseya Afflecka, okraszone pięknymi zdjęciami. Lonergan pokazuje, że nie każdy dramat można przezwyciężyć, przejść nad nim do porządku dziennego. Niektóre traumy są zbyt silne, aby powrócić na łono normalności, ale nie warto zamykać się w sobie, odcinać od świata, bo nie wiadomo, co może przynieść jutro. Ucieczka nie jest rozwiązaniem, a brak działania jedynie pogrąża nas w coraz większej apatii. Należy wybrać życie, o ile nie jest jeszcze za późno.
Ocena: 10/10
Tytuł: „Manchester by the Sea”
Reżyseria: Kenneth Lonergan
Scenariusz: Kenneth Lonergan
Obsada:
- Casey Affleck
- Michelle Williams
- Kyle Chandler
- Lucas Hedges
- Gretchen Mol
- Matthew Broderick
- Kara Hayward
- Heather Burns
Muzyka: Lesley Barber
Zdjęcia: Jody Lee Lipes
Montaż: Jennifer Lame
Scenografia: Ruth De Jong
Kostiumy: Melissa Toth
Czas trwania: 135 minut
Dziękujemy kinu Bajka za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus