„Sing” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 15-01-2017 22:54 ()


Disneyowi i Pixarowi wyrosła silna konkurencja w postaci studia Illumination. Znakiem rozpoznawczym wytwórni nie są już wyłącznie zwariowane Minionki i ich szef Gru, gdyż kolejne animacje radzą sobie wręcz fantastycznie. Patrząc na dużo skromniejsze niż w przypadku konkurencji budżety produkcji, jest sukces zarówno artystyczny, jak i komercyjny.

Aby film animowany w równym stopniu angażował młodszego i dorosłego widza, musi posiadać na tyle nośny pomysł, żeby z jednej strony dostarczał dużo radości, a zatem był pełen humoru, z drugiej zaś posiadał interesującą fabułę. „Sing” spełnia obie te przesłanki wręcz koncertowo.

Buster Moon jest właścicielem teatru, któremu nie wiedzie się ostatnio zbyt dobrze. Mimo wielkich ambicji, ogromnego serca wkładanego w pracę, a także artystycznej wizji, w projektach sympatycznego koali zazwyczaj coś nie wypala. Tym razem jednak nieustępliwy zwierzak wpada na pomysł zorganizowania konkursu muzycznego, za którego wygranie przewidziano pokaźną nagrodę. Oczywiście już na samym początku pojawiają się problemy natury logistycznej czy finansowej, ale jak mówi Moon - nie wolno się zrażać, a jak sięgnie się dna, to pozostaje już tylko jedna droga. Do góry. Casting szybko wyłania upragnionych kandydatów do finałowego widowiska, jednak przed ekipą jeszcze masa pracy, natomiast Moon musi dotrzymać danego słowa i ufundować upragnioną nagrodę.  

„Sing” nie sili się na oryginalność, ale jest przemyślaną, sprawnie zrobioną animacją, która poprzez muzykę różnych pokoleń łączy widzów. Dodatkowo posiada bohaterów, których nie sposób nie polubić. Poza Moonem, obdarzonym energią i charyzmatycznym głosem Matthew McConaugheya, mamy śpiewającego goryla, nieśmiałą słonicę, punkowe jeżozwierze, mysz będącą niezłym spryciarzem oraz dwie świnki – zapracowaną gospodynię domową oraz jej partnera – wulkan scenicznej energii, wirtuoza tańca. Całość tworzy niezwykle osobliwą paczkę uczestników konkursu, którzy pod okiem koali może nie zostaną światowej sławy muzykami, ale przejdą szkołę życia, nabiorą pewności siebie i dojdą do wniosku, że marzenia można realizować, jeżeli ma się oddanych przyjaciół, a w pracę wkłada się serce i emocje.

Film mimo nieco ogranej konstrukcji i nie zawsze ciekawych wątków pobocznych (mysz kontra rosyjskie niedźwiedzie mafijne to typowy zapychacz fabularny) broni się szczególnie w elementach scenicznych, wokalnych i ciekawej aranżacji poszczególnych występów postaci. Bije od niego niezwykła lekkość, pozytywna energia, dostarczając rozrywki na zadowalającym poziomie. W finale to już muzyka niesie widza, pozwalając przymknąć oko na niewielkie niedociągnięcia. Na uwagę zasługuje też polska wersja językowa, która sprawdza się równie udanie, co oryginalna. Jarosław Boberek jako Gunter jest klasą dla siebie, a jego polskie dialogi są zabawniejsze niż w oryginalnej wersji językowej.

 „Sing” to pełna ciepła i pozytywna produkcja dla małych i dużych, odprężające kino rozrywkowe, jednocześnie pokazujące, że trzeba realizować swoje marzenia, nie oglądając się na nic i na nikogo, bo warto mieć w życiu cele i do nich dążyć. A że raz czy dwa nie wyjdzie, nie ma, co się zrażać. Za którymś razem się uda. Gorąco polecam!

Ocena: 8/10

Tytuł: „Sing”

Reżyseria: Garth Jennings, Christophe Lourdelet

Scenariusz: Garth Jennings

Obsada:

  • Matthew McConaughey    
  • Reese Witherspoon         
  • Seth MacFarlane    
  • Scarlett Johansson    
  • John C. Reilly    
  • Taron Egerton
  • Tori Kelly                
  • Jennifer Saunders
  • Nick Kroll

Muzyka: Joby Talbot

Montaż: Gregory Perler

Scenografia: Eric Guillon, François Moret

Czas trwania: 108 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus