„X-Men": „Bitwa Atomu" - recenzja
Dodane: 15-01-2017 18:52 ()
Odkąd Lucas Bishop zasilił szeregi mutantów, scenarzyści prześcigają się w kreowaniu posępnej przyszłości dla uczniów Charlesa Xaviera. Mimo że od pojawienia się tej charyzmatycznej postaci minęło już ćwierć wieku, widmo zdrady, rejestracji i eksterminacji homo superior nie schodzi poza główny wątek perypetii niegdyś najsłynniejszej grupy Marvela. Zmieniają się jedynie sojusze, a postaci stają się bardziej radykalne w swych poczynaniach. Nadszedł jednak moment, gdy zamieszanie wynikłe z powodu sprowadzenia oryginalnej piątki X-Men spowoduje większe zaburzenia w czasoprzestrzeni, niż mógł sobie to wyobrazić nawet genialny umysł Hanka McCoya. Jednak tym razem z przyszłości nie przybędzie szeryf w osobie Bishopa, a cały skład X-Men, który musi płacić ogromną cenę za błędy swoich młodszych kolegów. To dopiero preludium do Bitwy Atomu – bratobójczej walki między poszczególnymi formacjami mutantów.
Sprowadzenie pierwszej ekipy X-Men do teraźniejszości na krótką metę wydawało się przyjemnym namieszaniem w dotychczasowe perypetie uczniów Xaviera, zwłaszcza patrząc przez pryzmat wydarzeń, które na zawsze zmieniły postrzeganie niekwestionowanego lidera mutantów, jakim zawsze był Scott Summers. Jednak jego sympatyzowanie z postawą bliską Ericowi Lensherrowi, a także budowanie podziałów między braćmi dzielącymi tę samą niedolę – bycia zmutowanym osobnikiem w świecie, który panicznie boi się inności, prezentując coraz bardziej skrajne poglądy wobec homo superior – spowodowały, że nie tylko agendy rządowe przestały traktować mutantów jako sprzymierzeńców, a uznano ich za wrogów publicznych numer jeden. Mówi się, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, bo tych nie można odmówić Beastowi, który licząc na konfrontację młodego, nieskażonego jeszcze żadną ideologią Summersa, z jego starszą, naznaczoną latami walki, upokorzeń i poświęceń wersją, nie tylko popełnił niewybaczalny błąd, ingerując w materię czasoprzestrzeni, ale również skazał mutantów na i tak niepewną przyszłość. W tym miejscu zbiegają się drogi trzech linii czasu, co może zaowocować jedynie potężną batalią o byt homo superior.
Nie da się ukryć, że Brian Michael Bendis i wspierający go scenarzyści postawili na efektowności, atrakcyjne starcia między kompanami z drużyn, pościgi – jednym słowem wysokooktanową akcję. I na tym polu Bitwa Atomu spełnia pokładane w niej oczekiwania. Album czyta się lekko, śledząc nie tylko obecne formacje mutantów, ale też patrząc na pomysłowość twórców w kreowaniu ekip z przyszłości, które również mogą się podobać, jako wariacja na temat wieloletnich przecież prób wyobrażenia sobie tej przyszłości, która dla sukcesorów spuścizny Xaviera nie malowała się w pozytywnym świetle. Jednak poza elementami typowo ukierunkowanymi na dynamiczną akcję Bitwa Atomu ma niewiele do zaoferowania. Brak tu przede wszystkim złożonej fabuły, której zwroty trzymałyby w napięciu przez kolejne zeszyty, jak to miało miejsce choćby w X-tinction Agenda czy Operation: Zero Tolerance. Niektóre motywy zawierane w x-tytułach są nieśmiertelne i wielokrotnie kopiowane przez kolejnych kreatorów tego bogatego i zasłużonego dla Marvela uniwersum. Jak widać, również zaangażowani w ten projekt autorzy nie przejawiali zbytniej inwencji w kierunku stworzenia czegoś całkiem nowego, oderwanego od przeszłości X-Men. Wtórność to najmniejszy problem tej historii, brak odwagi w dokonywaniu istotnych zmian w uniwersum prowadzi do ciągłego mielenia tych samych pomysłów, stagnacji i oczekiwania, że nostalgiczne chwyty wciąż mogą dostarczyć nowych czytelników.
Tu właśnie pojawia się istotny problem, bo odbiorca, który nie ma w jednym paluszku znajomości podstawowych informacji z x-uniwersum nie będzie czerpał z lektury tego tomu większej przyjemności, a męczył się przy pojawieniu się kolejnych niezrozumiałych dla niego aluzji czy postaci. Rozbuchanie konfliktu do granic międzyczasowej konfrontacji z udziałem kolosalnej liczby mutantów to patent dobry dla komiksów sprzed lat. Teraz oczekuje się bardziej finezyjnych metod i na pewno nikt nie obraziłby się za wykorzystanie kameralnych rozwiązań, jak z czasów opowieści pokroju Upadku mutantów. Wygląda jednak na to, że jeżeli nie znajdzie się nikt z wizją konkretnego uporządkowania tego uniwersum, to czekają nas podobne historie. Kolorowe, widowiskowe, z mnóstwem postaci, ale niewiele wnoszące do dziedzictwa tej jakże zasłużonej serii.
Tytuł: „X-Men": „Bitwa Atomu”
- Scenariusz: Brian Michael Bendis, Brian Wood, Jason Aaron
- Rysunki: Chris Bachalo, Stuart Immonen, Esad Ribic, Frank Cho, David Lopez, Giuseppe Camuncoli
- Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 07.12.2016 r.
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Format: 165x255
- Papier: kreda
- Druk: kolor
- Stron: 240
- Cena: 69,99 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie tytułu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus