„Autopsja Jane Doe” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 12-01-2017 22:38 ()


Jak pokazują twórcy „Autopsji Jane Doe”, do nakręcenia horroru, który będzie trzymał nieustannie w napięciu, a przy okazji wybije się poza schemat obrazów, gdzie głupiutkie nastolatki biegają w popłochu i krzyczą, nie trzeba wiele. Wystarczy miejsce, którego nie odwiedzamy zbyt często, jak kostnica, oraz dwóch dobrych aktorów.

Głównymi postaciami filmu są ojciec i syn, którzy prowadzą rodzinny biznes, kostnicę. Pomagają policji przy sekcjach zwłok, odkrywają przyczyny śmierci, których nie da się ustalić po wstępnych oględzinach. Tildenowie słyną z jakości swojej pracy. Tommy przyucza syna do zawodu, wiedząc, że już niedługo to Austin przejmie interes. Ten ma jednak nieco inne plany na przyszłość, które wiąże ze swoją dziewczyną. Nie zamierza całego życia, jak ojciec, spędzić w trupiarni.

Kiedy kolejny dzień pracy chyli się ku końcowi, lokalny szeryf przywozi ciało niezidentyfikowanej kobiety, która zmarła w dziwnych okolicznościach, z prośbą o szybkie ustalenie przyczyny śmierci. Mimo planów na wieczór Tildenowie rozpoczynają badanie zwłok. Już pierwsze standardowe procedury przekonują, że będzie to niezła zagadka do rozwikłania. Wraz z otwieraniem ciała kobiety i odkrywaniem potencjalnych tropów prowadzących do przyczyny śmierci, w kostnicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Tak jakby ciało zmarłej nie życzyło sobie nadmiernej ingerencji i doszukiwania się prawdy. Po chwili okazuje się, że sekcja zwłok przeradza się w walkę o przetrwanie.

Samo osadzenie akcji obrazu w miejscu, gdzie trzyma się zwłoki, z jednoczesnym pokazaniem typowej autopsji może wywołać ciarki na plecach. To nie jest film dla ludzi o słabych żołądkach, gdy widzi się przecinane żebra, wyjmowanie i ważenie mózgu, serca, innych narządów, skrupulatne oględziny ciał denatów w poszukiwaniu śladów zbrodni. Ukazanie procesu pracy w kostnicy nie oswaja nas z tematem śmierci, a raczej każe sądzić, że nie jest to miejsce przyjemne. Jednak tę pracę ktoś musi wykonać. Atmosferę w trupiarni najlepiej obrazuje krótka scena z dziewczyną głównego bohatera, która chce zobaczyć twarz zmarłego. Jest to próba przezwyciężenia własnego strachu i lęku, której z pewnością nie podjęłaby się w samotności. Mimo że kamera daje nam złudzenie obecności trzech osób, napięcie zostało pokazane tak, że wraz z bohaterką możemy śmiertelnie się przerazić.

Obraz André Øvredala bazuje właśnie na takich mini scenach, nie zawsze przecież muszą być zastosowane typowe chwyty jak skrzypiące drzwi, przemykające cienie czy upiorne odgłosy. W tym przypadku miejsce akcji jest wystarczająco przerażające, a w połączeniu z kolejnymi etapami sekcji tajemniczej kobiety, dziwnymi sytuacjami, odczuwamy dreszcz emocji. Duże znaczenie w budowaniu atmosfery grozy ma również wybór dwóch aktorów. Konfrontacja doświadczenia z młodością i wigorem. Tam, gdzie młody Austin wydaje się dostrzegać niepokojące znaki, wykraczające poza racjonalne wytłumaczenie, jego ojciec nie daje wiary bajkom i stara się kolejne odkrycia tłumaczyć w naukowy sposób, doszukując się w ciele ofiary znamion paskudnego mordu. Pozwala to bardzo długo utrzymywać finałowy twist, jednocześnie podtrzymując atencję widza. Od Briana Coxa bije niespodziewany spokój, jego gra, mimo że minimalistyczna, to kawał dobrej roboty, stara szkoła aktorska. Jego kreacją można się długo zachwycać.

„Autopsja Jane Doe” to film, który myli tropy, ucieka od schematów, stopniuje napięcie i trzyma widza w niepewności do ostatniej sceny. Tak powinien wyglądać nowoczesny model kina grozy, bez efektownych rozwiązań, a skupiający się na aktorach, emocjach i budowaniu nastroju. Twórcom niniejszej produkcji udało się to bez zarzutu. Polecam.

Ocena: 8/10

Tytuł: „Autopsja Jane Doe”

Reżyseria: André Øvredal

Scenariusz: Ian B. Goldberg, Richard Naing

Obsada:

  • Emile Hirsch    
  • Brian Cox        
  • Ophelia Lovibond    
  • Michael McElhatton    
  • Olwen Catherine Kelly

Muzyka: Danny Bensi, Saunder Jurriaans

Zdjęcia: Roman Osin

Montaż: Peter Gvozdas, Patrick Larsgaard

Scenografia: Astrid Sieben

Kostiumy: Natalie Ward

Czas trwania: 86 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus