„Pasażerowie” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 31-12-2016 21:43 ()


W kosmosie nikt nie usłyszy twojego krzyku. I faktycznie, rozpaczliwe wołanie o pomoc Jima, obudzonego z hibernacji pasażera, co najwyżej przemierzy bezkres gwiezdnego niebytu i wróci, gdy ten dokończy swojego żywota na pokładzie statku zmierzającego do nowej Ziemi.

Kino Mortena Tylduma to po trochu taki kosmiczny survival, bo gdy stoi przed nami widmo długoletniej podróży, której końca nie doczekamy, w umyśle rodzą się różne pomysły. Pierwszym jest próba wykorzystania wszystkich możliwości, aby jednak powrócić do jakże pożądanego stanu hibernacji. Gdy ostatnia nadzieja zawodzi, pojawia się zwątpienie, depresja, zrezygnowanie. A potem, gdy już wiemy, że pisana jest nam wieczna samotność, budzą się w nas hedonistyczne żądze. Resztę życia można spędzić na zabawie. Tyle że  samemu, nie licząc uroczego barmana androida, serwującego drinki na zawołanie. Przynajmniej jest do kogo gębę otworzyć. Chyba że…

Awaria kapsuł hibernacyjnych na ogół nie powinna się wydarzyć. Jak nie zwariować, gdy otacza nas nicość, a metą międzygalaktycznej wyprawy jest śmierć. Autorzy filmu nie pokusili się jednak o filozoficzne rozważania na temat jednostki pozostawionej w odizolowanym środowisku do końca swych dni. Korzystając z patentu wymyślonego u zarania dziejów, nie pozostawią przecież w tej samotnej matni mężczyzny bez wsparcia. I tak oto rodzi się romans między Jimem a Aurorą, która również zbudziła się ze snu. Wspólna sielanka nie trwa jednak długo, ponieważ ich lot zostaje zakłócony. Czy kosmiczna miłość przetrwa próbę wzajemnego zaufania?

Pomysł wyjściowy Pasażerów to kino, przynajmniej z założenia, starające się wymykać schematom. Mimo że wszystko jest tu z góry ustalone, to los bohaterów jest nieuchronny i nie ma co liczyć na cudowną jego zmianę. Pozostaje czekać i obserwować ich zachowania, ewolucję postaw, poddanie się nieubłaganemu przeznaczeniu lub walka z nim, w końcu akceptacja i cieszenie się tym, co się otrzymało. Zawsze mogło być o wiele gorzej. Jednak mimo starań aktorów, zarówno Chris Pratt, jak i Jennifer Lawrence z powodzeniem odnaleźli się w rolach kosmicznych kochanków, przekonująco ukazując emocje związane z ich niewesołą sytuacją, to na poziomie fabularnym Pasażerowie zawodzą. Prostotą scenariuszową, niewielkim skomplikowaniem postaw bohaterów, w końcu elementem akcji, zmuszającym ich do działania, którego równie dobrze mogłoby nie być. Chemia między postaciami jest o wiele silniejsza i przyjemniejsza w odbiorze niż nieco wydumane kosmiczne akrobacje. Szkoda, bo z pewnością był tu znacznie większy potencjał.

Dzieło Mortena Tylduma to pięknie skrojone pocztówki z gwiezdnej wyprawy. Odpowiednio melancholijne, romantyczne, gdy spoglądamy z bliska na wybuchy na słońcu czy wizualnie dopracowane, gdy podziwiamy ogromny statek kosmiczny przecinający bezkresną próżnię. Jednak poza tymi widokami cała reszta pozostawia wiele do życzenia, toteż Pasażerowie stanowią udane kino estetyczne, bardziej do obejrzenia i podziwiania niż do zastanowienia się, co właściwie miało przekazać. Bo fakt, że miłość może zakiełkować w każdej sytuacji i środowisku, wiemy od początków świata.

Ocena: 5/10

Tytuł: „Pasażerowie”

Reżyseria: Morten Tyldum

Scenariusz: Jon Spaihts

Obsada:

  • Chris Pratt  
  • Jennifer Lawrence
  • Laurence Fishburne
  • Michael Sheen
  • Andy Garcia
  • Kara Flowers   

Muzyka: Thomas Newman

Zdjęcia: Rodrigo Prieto

Montaż: Maryann Brandon

Scenografia: Gene Serdena, Guy Hendrix Dyas

Kostiumy: Jany Temime

Czas trwania: 116 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus