Śmierć ikon
Dodane: 28-12-2016 11:17 ()
Koniec roku to czas podsumowań. Media wyliczają porażki i sukcesy rządu, a zwykli ludzie robią rachunek sumienia i wymyślają postanowienia na nowy rok. Jedną z powtarzanych rokrocznie rzeczy jest wymienienie znanych osób, które w danym roku zmarły. Śmierć, mimo że jest zjawiskiem powszechnym i czeka każdego z nas, niezmiennie smuci i zaskakuje. I to bez względu na to, czy mamy do czynienia z odejściem przeciętnego zjadacza chleba, czy też osoby znanej, na przykład ikony kultury.
Rok 2016 zebrał wielkie żniwa. Na tamten świat odeszły takie tuzy jak Andrzej Wajda czy Bohdan Smoleń, a w świecie: David Bowie, George Michael, Prince, Alan Rickman, Leonard Cohen, ostatnio zaś prawie cały Chór Aleksandrowa i nieodżałowana Carrie Fisher. Na serwisach ludzie pomstują na niesprawiedliwość i okrucieństwo losu, pojawiają wpisy, typu: „2016 rok nie bierze jeńców”, „2016 – skończ się wreszcie” czy bardziej dosadne: „2016 rok – wypierdalaj!”. Wszyscy myślą symbolicznie, przypisując obecnemu rokowi najgorsze zamiary i największe zbrodnie. Ta personifikacja jednostki czasu byłaby dość zabawna, gdyby nie dotyczyła tak smutnych wydarzeń.
Śmierć osoby anonimowej to tragedia dla jej najbliższych, śmierć gwiazdy to smutek milionów. A w tym roku, jak wskazują reakcje na portalach społecznościowych, odeszło ich zaskakująco wielu.
Statystyka jest nieubłagana. Wszyscy się starzejemy, by w końcu umrzeć. Kultura, a zatem również jej wybitne postaci, które są obecne w powszechnej świadomości ogółu, pochodzi przede wszystkim z okresu przypadającego na lata 60. ubiegłego stulecia i następujące po niej kolejne dekady. Wtedy to zaczyna rozwijać się na nieprawdopodobną skalę telewizja – najpierw w USA, potem w Europie, również w Polsce. Dzięki temu wynalazkowi utrwala się kultura obrazkowa, a wraz z nią wizerunki idoli, którzy dzięki niej nabierają charakteru i wyrazistości (Internet tylko rozwinie tę tendencję). Słuchając boskiego Elvisa czy nieziemskich Beatlesów, można się było w nich zakochać, ale dopiero widząc ich, można było popaść w szaleństwo, które zresztą ogarnęło wiele fanek. Wizja miała przełożenie nawet na politykę, gdzie obraz debaty amerykańskiej między Kennedym a Nixonem wpłynął na wynik wyborów – słuchacze uznali, że debatę wygrał kandydat Republikanów, natomiast widzowie – dzięki telewizji – uznali, że zwyciężył przyjaciel Marylin Monroe.
Można rzec, parafrazując słynnego brodacza, że wizja określa świadomość. Od ponad pół wieku mamy z nią powszechnie do czynienia. Biorąc pod uwagę fakt, że najczęściej gwiazdami zostają muzycy, aktorzy i sportowcy – to ich wiek stawania się gwiazdą wypada najczęściej w przedziale 20-30 lat. Wtedy stają się ikonami dla rzesz fanów z kraju lub całego świata. Potem niektórych sława blaknie, innych świeci mocno aż do… śmierci.
Z kolei średni wiek dożywalności w społeczeństwach Zachodu to około 80 lat (dla kobiet nieco wyższy niż dla mężczyzn). Gwiazdy, mające pieniądze, a więc możliwości korzystania ze współczesnej medycyny, pozornie powinny żyć dłużej. Nic bardziej mylnego. Ich praca, mimo wielkiego poklasku, to ciężki kawał chleba, stres, nieprzespane noce. To wyczerpuje organizm, nawet tak wytrzymały, jak ma LeBron James czy Christiano Ronaldo. Trudno poradzić sobie z tym nawałem problemów, co prowadzi do sięgania po używki. Hera, koka, hasz, LSD, alko, seks i rock`roll poszerzają świadomość, ale skracają życie. To pokusa i zagrożenie dla każdej ikony. Wiele z nich nie potrafi się oprzeć, pławiąc się w tym kosztownym amalgamacie wrażeń.
Przyjmując zatem, że przeciętna gwiazda stała się nią w wieku 25 lat na początku lat 60. – to statystycznie właśnie powinniśmy spodziewać się jej zgonu – brutalne, lecz prawdziwe. Nic nie trwa wiecznie i nikt nie żyje wiecznie. A że niektóre ikony odchodzą wcześniej? Niektóre odchodzą później. Takie zrządzenie losu czy działanie palca bożego.
Czy zatem 2016 rok był szczególny? Czy rzeczywiście tak wiele ikon odeszło, jak nigdy wcześniej, pozostawiając niesamowite utwory, kreacje, teksty, zagrania za sobą, o których będą jeszcze wspominać pokolenia? Być może, z pewnością bardzo wiele. Nie mam jednak dobrych wieści – będzie coraz gorzej. Nadchodzący rok nie będzie pod tym względem lepszy, miejmy nadzieję, że nie będzie gorszy. Niestety, statystyka jest nieubłagana. Ikony są coraz starsze, ryzyko śmierci rośnie. Skoro ludzkość nie odebrała bogom nektaru i ambrozji, to tak będzie.
Co możemy z tym zrobić? Nic. Smućmy się zatem odejściem naszych idoli, ale nie narzekajmy na dany rok, bo to nie jego wina, tylko statystyki, podobnie jak czas nieubłaganej. I zamiast popadać w żal, histerię rozpacz – obejrzyjmy raz jeszcze „Gwiezdne Wojny”, posłuchajmy „Purple rain” i cieszmy się, że żyjemy w czasach, w których mogły powstać takie arcydzieła.
comments powered by Disqus