„Stalowe Szczury" tom 3: „Königsberg” - recenzja
Dodane: 29-11-2016 11:49 ()
Trudno nie lubić filmów i książek o szpiegach, zwłaszcza że jest to szczególna profesja, znana od wielu wieków. Niesłabnąca popularność filmów z Jamesem Bondem jest na to wystarczającym dowodem. Również słynny MacGyver był po trochu szpiegiem, parał się tym rzemiosłem Święty i wielu, wielu innych. W naszej części świata szpiedzy „pokojowi” nie są w cenie, wolimy tych z czasów wojny. Stirlitz, agent Serge, J-23 – oto nasi idole. A skoro tak, to „Königsberg” Michała Gołkowskiego staje się lekturą obowiązkową.
Fiodor Grigorjewicz Wielikow jest podoficerem w rosyjskiej armii. Walczy na froncie Wielkiej Wojny podobnie jak wielu innych, nie pytając o to, w imię czego zabija i niszczy. Nie przychodzi mu też do głowy pytać, dlaczego sam ma zginąć. Jest gotów na śmierć, choć naturalnie robi co może, by nadeszła jak najpóźniej. Jego bezwzględną wierność i odwagę wykorzystuje dowódca. Ciężko przez niego zraniony Fiodor zostaje porzucony w folwarku, z którego Rosjanie ustępują. Odnajdują go niemieccy żołnierze i identyfikują jako Teodora Grossmanna. Pod tym nazwiskiem rosyjski żołnierz zostaje po wyleczeniu odznaczony Żelaznym Krzyżem i wysłany na rekonwalescencję do Königsberga, miasta stanowiącego swoiste sanatorium, ośrodek wypoczynkowy dla oficerów niemieckiej armii. Jest to też miejsce, gdzie naukowcy pracują nad nowymi rodzajami broni, mającymi przechylić szalę zwycięstwa na stronę Niemiec. Fiodor rozpoczyna tam trudną i ryzykowną grę. Nie wie, że ojczyzna, dla której walczy, przeżywa właśnie największy przełom w jej dotychczasowej historii. Tymczasem jedyny kontakt Fiodora ginie, nim udaje mu się z nim spotkać, a pozostawiona przez niego wiadomość mrozi agentowi krew w żyłach...
Główny bohater „Königsberga” mógłby zostać nazwany rosyjskim Bondem, stanowiłoby to jednak grube uproszczenie. Prawdę mówiąc postać superszpiega 007 jest śmiechu warta w porównaniu z wywiadowczą rzeczywistością, którą autor próbuje ukazać. Gołkowski nie fantazjuje o rautach, śmiertelnie niebezpiecznych pięknościach i wymyślnych gadżetach. Stawia na realizm. Więcej w nim Suworowa niż Fleminga, tym bardziej że dysponuje niebagatelną wiedzą historyczną. Każdy, kto kiedykolwiek uczestniczył w jego wieczorze autorskim, miał okazję się o tym przekonać. Fiodor Grigorjewicz Wielikow to prawdziwy „antyBond”, zdany tylko na siebie niczym Hans Kloss w odcinku „Bez instrukcji”. Tyle że nie jest Klossem. To typowy żołdak, za którego myśli jego przełożony, postać w sumie odpychająca, choć czytelnik zdaje sobie przecież sprawę, że przecież obiektywnie rzecz biorąc to bohater, gotowy zaryzykować wszystko dla swej ojczyzny. Znamy takich. Tyle że ten nie zawaha się przed żadną podłością, by osiągnąć cel. Nie jest szlachetnym rewolwerowcem, tylko ślepym narzędziem swych mocodawców. Nawet gdy odkryje prawdę, nie będzie umiał zrobić z niej użytku.
Michał Gołkowski po raz kolejny potwierdza, że jest w znakomitej formie. „Königsberg” nie jest właściwie kontynuacją poprzednich tomów, ale ich prequelem, a może być też traktowany jako zupełnie osobna książka. Doskonale oddaje w niej klimat tamtych czasów, z jednej strony krwawych i ponurych, a z drugiej odznaczający się niebywałą barwnością obyczajową, Zestawienie eleganckich przyjęć w tytułowym mieście z grozą pól bitewnych, salonowe życie kontra rozgrywająca się w podziemiu gra szpiegowska. Ludzie, dla których wojna stanowi powód do zadzierania nosa i ci, którym złamała życie. Głupiutkie damulki, olśnione oficerami przychodzącymi na rauty, znudzone arystokratki oraz bogate artystki, którym dla kaprysu marzy się kariera Maty Hari. Łączy je jedno – nie mają bladego pojęcia o tym, co dzieje się na froncie i nie widzą, że flirtujący z nimi oficerowie w rzeczywistości widzą w nich tylko łatwe zabawki, a zwykli żołnierze nimi gardzą. Wojna nie sprzyja rozwojowi szlachetnych uczuć. Gołkowski opisuje jej bezwzględność bez żadnych ogródek, bez upiększania paskudnych spraw i bez wygładzania kantów rzeczywistości. Jego bohaterowie są prawdziwi do szpiku kości, a do tego dochodzi tło historyczne oraz warstwa naukowa. Bez przesady mogę powiedzieć, że są rzeczy z dziedziny rozwoju techniki, o których dowiedziałam się dopiero od Michała Gołkowskiego, choć przeczytałam w swym życiu sporo książek. Jego wiedza na temat Wielkiej Wojny jest naprawdę imponująca.
Trzeci tom serii „Stalowe Szczury” w niczym nie ustępuje poprzednim, a nawet je pod pewnymi względami przewyższa. Z czystym sumieniem poleciłabym go każdemu, nawet komuś, kto nie czytał poprzednich części – ot tak, na zapoznanie się z pisarzem. Na pewno po tej lekturze sięgnąłby po to, co mu umknęło.
Tytuł: „Königsberg”
- Cykl: „Stalowe Szczury”
- Tom: III
- Autor: Michał Gołkowskiego
- Okładka: miękka
- Format: 145 x 210
- Ilość stron: 624
- Rok wydania: 11.2016
- Wydawnictwo: Fabryka Słów
- Cena: 49,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus