„Zamieszkała wyspa” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 27-11-2016 20:45 ()


Bracia Strugaccy, niekwestionowani klasycy literatury science fiction, nie doczekali się zbyt wielu komiksowych adaptacji swych utworów. Stąd „Zamieszkała wyspa” jest pod tym względem rzadkim ewenementem. Ale czy chlubnym? Niekoniecznie. Przyczyniły się ku temu przede wszystkim uwarunkowania momentu dziejowego, w którym ów komiks zrealizowano. Miało to bowiem miejsce w połowie lat osiemdziesiątych minionego wieku, gdy system jałtański stopniowo ulegał atrofii.

Mimo tego sowiecka kuratela nad mieszkańcami wschodniej i środkowej Europy wciąż zdawała się skutecznie krępować najdrobniejsze nawet przejawy myślenia odmiennego niż w moskiewskiej centrali. Ta okoliczność przejawiała się również w braku swobodnego dostępu do zasobu światowej kultury popularnej.  Zapewne m.in. z tego powodu drukowane na marnej jakości papierze plakaty zachodnich gwiazd estrady stały się dla wielu niemal fetyszem. Podobnie zresztą jak pirackie przedruki fragmentów komiksów zza żelaznej kurtyny, które – tak jak to miało miejsce m.in. w przypadku „S.O.S. dla planety[1] – na długie lata wryły się w świadomość wielbicieli historyjek obrazkowych. 

Nie dziwi zatem okoliczność, że decydenci państwowych koncernów wydawniczych w krajach zwasalizowanych przez Moskwę usiłowali wyjść naprzeciw sygnalizowanemu przez młodzież zapotrzebowaniu na przejawy kultury popularnej analogiczne do obecnych w zachodnich magazynach. Temu też zapewne miała służyć publikacja miesięcznika „Młodość”, deklarowanego „czasopisma przyjaźni polsko-radzieckiej”. „Chcemy pisać o wszystkim, co interesuje młodych ludzi” – zapewniał przedstawiciel magazynu, któremu po raz pierwszy dane było trafić do dystrybucji w lipcu 1985 r. „Jak żyją młodzi robotnicy na syberyjskich budowach, którzy piosenkarze są obecnie najbardziej popularni w ZSRR, kto powinien przewodzić w kolektywie młodzieżowym” – to tylko część spośród standardowo zideologizowanych zagadnień poruszanych w tym siłą rzeczy niezbyt poczytnym czasopiśmie. Bo niestety (a może „stety”) młodzi Polacy znacznie chętniej garneli się ku podłej jakości wizerunkom Sandry czy Limhala niż dajmy na to „Światu mody Wiaczesława Zajcewa”. Przy okazji wypada nadmienić, że pismo publikowano na całkiem dobrej jakości (rzecz jasna jak na owe czasy) papierze.

Przez ponad pięć lat rynkowego bytu „Młodość” (ostatni numer datowany jest na grudzień 1990 r.) mamiła potencjalnych czytelników m.in. artykułami o ambicjach popularnonaukowych (np. „Czy ludzkość przeżyje zimę jądrową?”), „ekscytującymi” plakatami Łady 2108, a nawet zdjęciem tzw. gołej baby (niestety jednorazowo). Tym samym redakcja usiłowała podążać szlakiem utartym podczas dekady gierkowskiej przez studenckie magazyny „ITD” i „Razem”. Przeważały jednak nudnawe relacje z młodzieżowych festiwali, kombatanckie wspominki („Skok przez front” Piotra Sawieljewa), obowiązkowa krytyka poczynań Ronalda Reagana oraz okazjonalne galerie („Widok ze Wzgórz Leninowskich”, „Zapach estońskich traw” etc.). Ogólny przekaz, miast imponować i sławić dokonania „ludzi radzieckich” nawet z ówczesnej perspektywy wzbudza raczej litość wobec mieszkańców „Ojczyzny Postępu”, zacofanej niemal pod każdym względem. Biorąc bowiem pod uwagę „eksportowy” charakter „Młodości” piszący te słowa żywi przypuszczenie graniczące z pewnością, że publikowane w Związku Sowieckim magazyny prezentowały się jeszcze bardziej zgrzebnie i przygnębiająco, a nade wszystko jako w jeszcze większym stopniu przesiąknięte nachalną ideologizacją.  

Nader skromnie reprezentowany komiks miał zapewne przyciągnąć choćby odrobinę dodatkowej publiki. Tym bardziej że w smutnych latach osiemdziesiątych wielbiciele opowieści obrazkowych raczej nie mieli powodów, by narzekać na przesyt tym towarem (podobnie zresztą jak niemal każdym innym). Jako że „towarzysze radzieccy” zwykle nieufnie odnosili się do wytworów amerykańskiej kultury popularnej, toteż w grę wchodziły co najwyżej komiksowe wytwory „zza Buga”. Początkowo prezentowano historyjki obrazkowe przeznaczone raczej dla dzieci niż młodzieży: „Wilka i Zająca” Wiaczesława Kotionoczkina oraz powstałą na kanwie rosyjskiego folkloru bajkę „Zaczarowany Siwek”. Jej zilustrowania (w manierze spotykanej niekiedy np. w naszym „Świerszczyku”) podjął się Walentyn Rozancew, który już niebawem miał zaprezentować znacznie bardziej rozbudowaną fabułę. W marcu 1986 (tj. dziewiątym numerze „Młodości”) zamieszczono składający się z dwóch plansz premierowy odcinek „Zamieszkałej Wyspy” opartej na motywach „Przenicowanego świata”[2], jednej z najważniejszych powieści w bogatym dorobku Arkadija i Borysa Strugackich.   

Opowieść rozpoczyna się dość hucznie, bo eksplozją międzyplanetarnego pojazdu pilotowanego przez młodego kosmonautę Maksyma. Tym samym Ziemianin zmuszony jest odnaleźć się w kompletnie obcym, rządzonym odmiennymi prawami, świecie. O ile jednak na kanwie fabuły science fiction twórcy pierwowzoru dokonali wzorcowo zakamuflowanej, gruntownej krytyki sowieckiego totalitaryzmu, o tyle komiks Rozancewa (niestety nie wzmiankowano nazwiska autora skryptu) to raczej płytka i na dodatek niegramatycznie przetłumaczona opowiastka. Zresztą na przestrzeni ledwie dwudziestu plansz (bo tyle liczy sobie „Zamieszkała Wyspa”) raczej nie było możliwości oddania najistotniejszych niuansów utworu rosyjskich klasyków. Komiks powstał prawdopodobnie jeszcze przed genewskim spotkaniem Reagana i Gorbaczowa w listopadzie 1985 r., inicjującym proces odprężenia w relacjach pomiędzy zwaśnionymi mocarstwami. Stąd incydentalnie dają się dostrzec nieśmiałe „pierwiosnki” nadchodzących zmian (dyskretna krytyka zbrojeń oraz pogardy okazywanej przez systemowych siepaczy wobec intelektualistów i koneserów sztuki), wciąż jeszcze nie w pełni ukierunkowanych.

Główny protagonista tej opowieści, Ziemianin Maksym, stanowi klasyczny przykład bohatera dynamicznego. Charakteryzujący się na swój sposób urokliwą naiwnością prędko zmuszony jest zweryfikować swój dotychczasowy ogląd na relacje międzyludzkie (mieszkańcy „przenicowanego świata” reprezentują model humanoidalny identyczny z ziemskim) i stawić czoła piętrzącym się zagrożeniom. Przy okazji rzeczony usiłuje odnaleźć się w ramach zastanego systemu, wstępując do formacji militarnej zwanej legionem. Jak się jednak prędko okazuje - bezskutecznie.  

Brutalna pacyfikacja tzw. wyrodków (wspominanych wyżej intelektualistów) jednoznacznie wskazuje, z czym bohater tej opowieści ma do czynienia. Świadomość tego stanu rzeczy generuje w nim wewnętrzny protest potęgowany przez cechującą rzeczonego prostolinijność. Obrzydzenie wobec totalitarnych „porządków” przyjmuje początkowo formę biernego oporu, by z czasem (zresztą nie bez wpływu tubylczych dysydentów) przeobrazić się w opór czynny. Jest to tyle możliwe, że w odróżnieniu od przedstawicieli nielicznego ruchu oporu Maksym, jako przybysz z innego świata, wykazuje odporność wobec zniewalającego promieniowania, którym „twórcy ognia” (grupa oficerów kierująca miejscowym reżimem) regularnie raczą mieszkańców planety (wyszukując tym sposobem potencjalnych wrogów systemu). Tymczasem również w gronie włodarzy quasi-marksistowskiego reżimu nie brak osobników podatnych na oddziaływanie zabójczego narzędzia kontroli społecznej. Tym samym Maksym staje się potencjalnie cennym sojusznikiem dla prokuratora generalnego, który nosi się z zamiarem obalenia rządzącej junty.  

W porównaniu z literackim pierwowzorem kreację świata przedstawionego znacznie zubożono. Stąd próżno doszukiwać się wyjątkowo interesująco ujętego w powieści motywu osobliwie interpretowanej geofizyki planety, na której rozgrywa się akcja utworu Strugackich. Scenarzysta (kimkolwiek on był – być może również za tekst odpowiadał Rozancew) wyraźnie uchylał się od jednoznacznego akcentowania nawiązań do realiów Rosji Sowieckiej. Te jednak, podobnie jak w przypadku utworu braci Strugackich, nasuwały się same.

Taktyka graficzna zastosowana przez Rozancewa to temat interesujący sam w sobie. Trudno bowiem odmówić autorowi umiejętności plastycznych, co przejawia się sprawnym portretowaniu przynajmniej części obecnych na kartach komiksu postaci (m.in. rotmistrz, prokurator stanu) oraz pomysłowości w komponowaniu przesyconych tekstem kadrów. Zwłaszcza  ta ostatnia cecha jest tym bardziej godna uwagi, że przy pewnej dozie ryzyka można pokusić się o stwierdzenie, w myśl którego znajomość prawideł rządzących komiksowym medium była znana rzeczonemu co najwyżej pobieżnie. Daje o sobie zresztą znać brak zdecydowania i konsekwencji w użytkowaniu przypisanych tej konwencji środków narracyjnych. Niekiedy bowiem Rozancew stosuje zapis tekstów w tzw. dymkach, by w chwilę później sięgnąć po charakterystyczne dla komiksów z pierwszych dekad XX w. podpisy w ramach kadrów stanowiące mieszaninę wypowiedzi bohaterów z informacjami przekazywanymi przez wszechwiedzącego narratora.

Na przykładzie przynajmniej kilku scen widać, że mimo wszystko autor warstwy ilustracyjnej zdawał się podświadomie rozumieć poetykę komiksowej narracji. Zarzut nadmiernej skrótowości jest o tyle nie na miejscu, że skromna rozpiętość adaptacji siłą rzeczy wymuszała niezbędne cięcia. Najwyraźniej jednak wspomniany plastyk nie w pełni potrafił zdecydować się na wybór stylistyki użytej przy realizacji „Zamieszkałej wyspy”. Zwykle górę bierze tendencja groteskizująca. Niemniej rysownik okazjonalnie podejmował próby zastosowania nieco bardziej realistycznej maniery (zwłaszcza na planszy pierwszej, wyraźnie odróżniającej się od pozostałych). Niewykluczone, że – jak to byśmy dzisiaj powiedzieli – styl animacyjny miał na celu pogłębić poczucie, że czytelnik ma od czynienia z rzeczywistością umowną, wyzbytą odniesień do realiów mu współczesnych.

„Zamieszkałą wyspę” publikowano pomiędzy marcem a grudniem 1986 r. Sądząc po nikłej znajomości tegoż utworu nawet pośród zagorzałych wielbicieli komiksowego medium (a wśród nich fanów niestroniących od materiałów antykwarycznych) można przypuszczać, że recepcja tej opowieści na polskim gruncie była co najwyżej symboliczna. Jak wspominał m.in. Janusz Christa, czasopisma usiłujące propagować domniemaną przyjaźń polsko-radziecką (m.in. „Kraj Rad”) zwykle niemal w całości nakładu wędrowały na przemiał.[3] Stąd niewykluczone, że również miesięcznik „Młodość” padł ofiarą bojkotu ze strony obywateli PRL dystansujących się od wszystkiego, co kojarzyło się z okupantem. Zaprezentowany komiks warto jednak znać, jako że był to jeden z nielicznie dostępnych u nas przejawów aktywności twórców rodem z ZSRR na komiksowej niwie[4]. A poza tym, przy całej archaiczności tego komiksu, to przecież adaptacja znakomitej powieści Strugackich.

 Tytuł: „Zamieszkała wyspa”

  • Tytuł oryginału: „Обитаемый остров”
  • Scenariusz: brak danych
  • Rysunki: Walentyn Rozancew 
  • Wydawca: Agencja Prasowa Nowosti „Kraj Rad”
  • Czas publikacji: marzec-grudzień 1986 r.   
  • Format: 16 x 25 cm
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 20

Komiks publikowano na łamach miesięcznika „Młodość” nr 3 (9)-12 (18) 1986

 

[1] Opublikowana na łamach „Świata Młodych” jesienią 1982 r. fabuła stanowiła część oryginalnego albumu "24 heures pour la planete Terre" Michela „Grega” Régniera i Eddy Paape w ramach serii o przygodach Luca Orienta, kosmicznego agenta do zadań specjalnych. Belgijski pierwodruk miał miejsce niemal dekadę wcześniej – na przełomie lat 1972-73.

[2] Swoją drogą tytuł komiksu wiernie oddaje oryginalny tytuł powieści – „Обитаемый остров” czyli właśnie „Zamieszkała wyspa”, której prasowy pierwodruk opublikowano w roku 1969. 

[3] Janicz Krzysztof, Śmiałkowski Kamil, Janusz Christa – wyznania spisane, Łódź 2008, s. 8

[4] Kolejnym był „Rok 1917. Jak to było?” autorstwa Heleny Dobrowolskiej i Jurija Makarowa, którego fragmenty również prezentowano na łamach „Młodości” przez cały rok 1987 (nr 19-30). Utwór ten doczekał się edycji w postaci pełnowymiarowego komiksu u schyłku wspomnianego roku.


comments powered by Disqus