„Lucky Luke" tom 32: „Dyliżans" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 12-11-2016 12:20 ()


Siedemdziesiąt lat temu narodził się najsłynniejszy komiksowy kowboj – Lucky Luke. Z tej też okazji wydawnictwo Egmont powróciło do wydawania serii Morrisa i Rene Goscinnego w dużym formacie. Na pierwszy ogień otrzymaliśmy sześć tomów, dwa tytuły („Dyliżans” i „Żółtodziób” – pierwotnie jako „Wrażliwa stopa”) niegdyś były już opublikowane nad Wisłą, a cztery są całkiem nowe.

„Dyliżans” po latach bawi tak samo, jak wtedy, gdy czytało się go pierwszy raz. Lucky Luke przybywa do Denver, aby wesprzeć największą kompanię transportową w kraju, która słynie z przewozu nie tylko ludzi, ale też złota. Niestety, wizerunek przedsiębiorstwa został nadszarpnięty przez działalność bandytów, toteż dyrektor jednostki postanawia nagłośnić najbliższy kurs dyliżansu do San Francisco, napakować do niego złota i zlecić ochronę najszybszemu rewolwerowcowi na Dzikim Zachodzie.

Na tym jednak nie koniec, bo poza drogocennym towarem w daleką drogę dyliżansem wybierze się szóstka pasażerów – śmiałków łaknących przygód, mocnych wrażeń, których uzupełnia fotograf, wielebny i nierozgarnięty kanciarz-hazardzista. Galeria wyszukanych osobowości, która nie ułatwi zadania Luke’owi. Natomiast woźnicą tego ładunku będzie nie kto inny, a najlepszy bat na Dzikim Zachodzie - Hank Bully, charyzmatyczny poczciwiec, który szybko znajduje wspólny język z Luke’iem. Pozostaje jedynie upchnąć podróżnych i wyruszyć w długą drogę.

„Dyliżans” to niezwykle udane połączenie westernu drogi z komedią. Humor sytuacyjny i słowny odgrywają tu niebanalną rolę. Wspólna wyprawa integruje podróżnych, niektóre relacje są celowo uwypuklone, a przewijający się non stop motyw hazardowy jest zabawny  oraz nieprzewidywalny. Mistrzostwem jest jednak konstrukcja historii, która wydawać by się mogło ma nam dostarczyć hordy żądnych złota bandytów, ale nawet ten stały element autorzy potrafią błyskotliwie dostosować na potrzeby rozrywkowej opowieści. Mimo dość przejrzystej fabuły udaje się również wprowadzić twisty, co tylko potwierdza wielki kunszt Goscinnego. Jego żarty niezmiennie bawią do dziś, bez znaczenia czy są osadzone na szlakach wiodących przez prerię, czy na galijskich traktach.

Drugie wydanie niniejszego tomu posiada nowe tłumaczenie, które najłatwiej poznać po zmianie imion wierzchowców ciągnących tytułowy dyliżans. Przekład z powodzeniem wpisuje się w atmosferę Dzikiego Zachodu, toteż nie ma powodu do obaw. Kolejną zmianą na plus jest zastosowanie kredowego papieru oraz znacznie bardziej nasyconych kolorów. Wydanie „Lucky Luke’a” prezentuje się zatem nad wyraz udanie.

Dla czytelników, którzy nie mieli okazji zapoznać się z „Dyliżansem”, pierwotnie opublikowanym bagatela blisko ćwierć wieku temu, to idealna okazja na nadrobienie zaległości. Z pewnością ten tom przygód najszybszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie dostarczy godziwej rozrywki.

 

Tytuł: „Lucky Luke" tom 32: „Dyliżans"

  • Scenariusz: Rene Goscinny
  • Rysunek: Morris
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
  • Tytuł oryginalny: Chasseur de primes
  • Wydawca oryginalny: Dargaud
  • Rok wydania oryginału: 1968
  • Liczba stron: 48
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: miękka
  • Druk: kolor
  • Data wydania: 09.11.2016 r.
  • Cena: 24,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus