„Wołyń” - recenzja
Dodane: 15-10-2016 17:56 ()
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszedłem z kina tak przygnębiony, żeby nie powiedzieć – zdruzgotany, jak po seansie „Wołynia” Wojtka Smarzowskiego. Cisza, chyba tylko w niej można spróbować zmierzyć się z tą produkcją. Właśnie cisza, głęboka, pełna zadumy, towarzyszyła ludziom opuszczającym kinową salę. Po takim filmie niezwykle trudno jest pozbierać myśli, poukładać w głowie obrazy, które się widziało, a które przecież chciałoby się jak najszybciej z głowy wyrzucić. Chyba jedynie „Idź i Patrz” Elema Klimowa zaangażowało mnie kiedyś i nadszarpnęło emocjonalnie z podobną siłą.
W pewnym sensie jest w tej produkcji Smarzowski bardzo uczciwy. Na tyle, na ile można było w przypadku takiego tematu zachować obiektywizm, twórca „Domu Złego” to robi. Trochę się bałem tych ostrożnych wypowiedzi reżysera, który zapierał się, że jego celem nie było atakowanie Ukraińców, lecz zła mogącego wyniknąć ze skrajnego nacjonalizmu. W pierwszych wypowiedziach Smarzowskiego, jeszcze po premierze na Festiwalu w Gdyni, zacząłem doszukiwać się jakichś uników, zachowawczości. Jednak po obejrzeniu „Wołynia” mogę jedynie zwrócić reżyserowi honor. Nie wyidealizował, idąc za poprawnością polityczną, Ukraińców, ale nie wyidealizował też Polaków. Skrupulatnie ukazał przemiany społeczne, jakie miały miejsce na Kresach, nie pozostał obojętny wobec faktu, jak Polacy niekiedy Ukraińców traktowali, starał się podkreślić genezę wzrastającej nienawiści, która wreszcie znalazła swoje ujście w tragicznej zbrodni.
Jest więc Smarzowski uczciwy, ale nazywa rzeczy po imieniu. Zbrodnia jest zbrodnią, ludobójstwo ludobójstwem i wobec niego już reżyser usprawiedliwienia nie szuka. Spirala zła doprowadziła wreszcie do rzezi, jaką trudno w ogóle sobie wyobrazić. Gdybyśmy tych zbrodni nie znali z przekazów ludzi, którzy je przeżyli, być może nawet nie uwierzylibyśmy w ich istnienie. Przebijanie widłami brzuchów kobiet w ciąży, ściąganie żywcem skóry, palenie dzieci w snopkach siana…
To niewyobrażalne okrucieństwo jest w „Wołyniu” przedstawione. Musiało zostać przedstawione. Ale tutaj także Smarzowski broni się, nie tworząc jakiegoś absurdalnego festiwalu przemocy, o jaki w tym przypadku było niezwykle łatwo. Tak wiele, jak tylko się da, reżyser wyrzuca poza kadr, czy gdzieś na jego krańce, widoczne w ułamku sekundy. Nie da się opowiedzieć o tej rzezi, nie pokazując tych obrazów, ale nie są one dla Smarzowskiego powodem, do epatowania.
W rezultacie trudno oprzeć się wrażeniu, że to najdojrzalszy film w dorobku twórcy „Róży”. Skłonności reżysera właśnie do przedstawiania przemocy, czy wszechobecnego brudu, nienawiści, zepsucia – one tu są, może nawet siłą rzeczy bardziej niż w innych jego produkcjach, a jednak, w jakiś sposób przyhamowane. Tak jakby reżyser nieustannie balansował na granicy, ale nigdy jej nie przekraczał. Cechuje „Wołyń” olbrzymi szacunek dla ofiar tego ludobójstwa. Nie ma tu już fajerwerków, jakiejś efekciarskości, jest tylko i AŻ opowieść o tragedii.
Celowo nie pisałem o fabule „Wołynia”, bo ta jest pretekstowa. Służy ona jedynie do zakotwiczenia widza w tym świecie. Bohaterką jest Zosia (w tej roli fenomenalna debiutantka Michalina Łabacz), która kocha się w młodym Ukraińcu, lecz zostaje wydana za znacznie starszego polskiego wdowca (Arkadiusz Jakubik również, być może, z rolą życia). Ich losy będą się ze sobą ścierać na przestrzeni lat, podczas których widz będzie obserwował te przemiany w nastawieniu Ukraińców, ich postawie podczas wojennej zawieruchy i strachu, który niczym pętla, będzie nieustannie zaciskał się na szyjach Polaków.
Nie wszyscy zgadzają się z twierdzeniem, że „Wołyń” jest filmem, który każdy powinien obejrzeć. Ja jednak będę nudny i powtórzę za innymi krytykami, że „Wołyń” obejrzeć trzeba i to jak najbardziej. Bo nie chodzi jedynie o film, który sam w sobie trudno w ogóle ocenić, ale o pewien skrawek historii, zapomniany i celowo przemilczany przez dekady. Pewien skrawek naszej, rodzimej, polskiej historii, nieważne czy od pokoleń związani jesteśmy ze wschodem, czy zachodem. Powstał film najlepszy, jaki mógł w tej sytuacji powstać: najuczciwszy, najszczerszy; zdaje się, że próba pójścia odrobinę dalej w tę lub inną stronę mogłaby już zakończyć się pewnym wykoślawieniem. Smarzowski podołał najtrudniejszemu tematowi w swojej dotychczasowej karierze, tworząc film-hołd, który obejrzeć trzeba.
Tytuł: „Wołyń”
Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Wojciech Smarzowski
Obsada:
- Michalina Łabacz
- Arkadiusz Jakubik
- Vasili Vasylyk
- Adrian Zaremba
- Izabela Kuna
- Jacek Braciak
- Maria Sobocińska
- Oleksandr Zbarazkyi
Muzyka: Mikołaj Trzaska
Zdjęcia: Piotr Sobociński Jr.
Montaż: Paweł Laskowski
Scenografia: Marek Zawierucha
Kostiumy: Paweł Grabarczyk
Czas trwania: 150 minut
comments powered by Disqus