„Siedmiu wspaniałych" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 29-09-2016 21:44 ()


Nie ma co owijać w bawełnę, w ostatnich latach gatunek westernu odchodzi coraz głębiej w odmęty niepamięci. Popularne w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych produkcje, które zainspirowały całe pokolenia do zabaw w kowbojów i Indian, dziś już ledwie się pamięta, a nowa generacja widzów nie za bardzo zainteresowana jest powrotem na prerie Dzikiego Zachodu. Niemniej jednak filmowe wytwórnie starają się czasem powrócić niejako z zaskoczenia do tematu i co jakiś czas serwują nam a to perełki (Django, True Grit), a to kozie bobki (Jeździec znikąd, Kowboje kontra obcy). W skali całego Hollywood powszechny jest natomiast proceder tworzenia wszelkiej maści rebootów, remaków i innych interpretacji tego, co sprawdziło się kiedyś. Takim właśnie modus operandi posłużyła się wytwórnia MGM, która za pasem ma niezłego tegorocznego Ben Hura. Pytaniem jest czy udało im się powtórzyć sztuczkę, na tapetę biorąc Siedmiu Wspaniałych?

Fabuła Siedmiu wspaniałych nie wnosi nic nowego do kanonu gatunku. Ba, wręcz powiela wiele znanych motywów. Ot czarny charakter i magnat kopalniany Bart Bogue postanawia wykurzyć z kawałka ziemi, który sobie upodobał, miejscową ludność zamieszkująca miasteczko Rose Creek. Najeżdża więc ze swoimi oprychami na mieścinę, wygłasza bombastyczne przemówienie po czym zabija kilku randomowych chłopów i pali kościół. Jest to jedna z niewielu scen z udziałem Bogue'a granego przez Petera Sarsgaarda, ale jednocześnie z miejsca charakteryzuje go jako najczarniejszego z czarnych charakterów - niezrównoważonego, z manią wielkości i o demonicznym wyglądzie popartym stosownymi manierami. Nie jest to nic odkrywczego, jest to świetnie zagrana klasyka gatunku podrasowana odrobinę przez współczesną sztukę filmową. Dla mnie bomba. I to tym istotniejsza, że ze względu na banalność fabuły, opowiadającej o tym, jak tubylcy wynajmują tytułowych siedmiu wspaniałych by bronili ich przed bandytami. Treści nie ma w tym wiele, ale mimo wszystko film śledzi się z zaciekawieniem ze względu na chemię pomiędzy bohaterami. Każdy z naszych siedmiu bohaterów został nakreślony może nie szczególnie głęboko, ale za to wyraziście wyposażając każdego z osobna w cechy, które wpływają na ogólną dynamikę grupy. W obliczu płytkości fabuły jest to niezaprzeczalny plus, który wyraźnie podnosi walory obrazu.

Równie istotną zaletą produkcji jest sama oprawa audiowizualna. Epokowa stylistyka kapeluszy, koltów i ostróg nakręcona przy użyciu nowoczesnych technik filmowych sprawia, że gatunek westernu zyskuje na polu oprawy drugie życie. Malownicze ujęcia preriowych pejzaży przeplatane z dynamicznymi scenami akcji, bliskie plany oraz momentami interesująca gra światłem składają sie na film o spójnej i znajomej, a jednocześnie nieco innej, bardziej dynamicznej stylistyce, tak bardzo pożądanej przez współczesnego widza. Uroku dodaje produkcji również muzyka, która stanowi udane połączenie tradycyjnych westernowych brzęków i trąbek ze współczesnymi dum-dum-dum-nięciami, często używanymi w kinie dla podkreślenia dramatyzmu. Ogólnie całość to wyjątkowo sympatyczna podróż do krainy nostalgii z nowoczesnym sznytem.

Siedmiu wspaniałych Ameryki nie odkryło. Tak po prawdzie wszystko to, co serwuje nam film, większość widzów z nieco starszego pokolenia widziało już wiele razy w innych westernach. Prawdopodobnie nie widziało jednak wszystkich tych licznych i dawałoby się ogranych motywów zrealizowanych tak sprawnie zarówno pod względem realizacji, jak i narracji oraz aktorstwa. Siedmiu jest filmem, który powinien bez problemu zadowolić zarówno fanów gatunku oraz nową generację odbiorców, którzy na świat przyszli długo po schyłku popularności tego niegdyś dominującego gatunku. Jest również żywym dowodem na to, że western wciąż jeszcze może unieść rondo kapelusza, splunąć nam pod nogi i krzyknąć "Dobywaj!", a my z radością podejmiemy wyzwanie.

Ocena: 6/10

Tytuł: „Siedmiu wspaniałych”

Reżyseria: Antoine Fuqua

Scenariusz: Nic Pizzolatto, Richard Wenk

Obsada:

  • Denzel Washington    
  • Chris Pratt
  • Ethan Hawke
  • Vincent D'Onofrio
  • Byung-hun Lee
  • Manuel Garcia-Rulfo
  • Martin Sensmeier
  • Haley Bennett
  • Peter Sarsgaard   

Muzyka: James Horner, Simon Franglen

Zdjęcia: Mauro Fiore

Montaż: John Refoua

Scenografia: Derek R. Hill

Kostiumy: Sharen Davis

Czas trwania: 133 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus