„Kontrola absolutna” - recenzja
Dodane: 25-09-2016 21:16 ()
Bond na emeryturze nie ma lekko. Sława już dawno przeminęła, młodość też, a pozostały jedynie role, które mogą w jakiś cudowny sposób przypomnieć światu o Pierce Brosnanie, aktorze może nie wybitnym, ale na tyle solidnym, że potrafiącym znaleźć na dużym ekranie miejsce dla siebie. Niestety, udział w Kontroli absolutnej aktor będzie wspominał raczej bez większego entuzjazmu.
Mike Regan prowadzi nieźle prosperującą firmę lotniczą, ale, aby wskoczyć na kolejny poziom rozwoju działalności musi zaoferować swoim klientom coś nowatorskiego, a przy okazji zdobyć na to fundusze. Wprawdzie jego zespół opracował wymyślną aplikację, która ułatwi podróżnym loty, to jednak bez kapitału nie uda się jej wdrożyć w życie. Mike to raczej człowiek starej daty, mimo że mieszka w inteligentnym i uzależnionym od technologii domu, to z nowinkami nie jest za pan brat. I jak coś się psuje w prezentacji albo domowe wi-fi nieco zamula, nie obędzie się bez pomocy wprawnego informatyka. I takowego ma w swojej pracy. Ed Porter ratuje Mike z opałów, z chęcią unowocześnia też jego domowe sprzęty. Szybko zyskuje uznanie szefa, ale najwyraźniej to dla niego za mało. Pragnie przyjaźni, szacunku, a może nawet czegoś więcej. Mike tymczasem zbyt częste wizyty Eda zaczyna traktować jako natarczywe nachodzenie. Urażony niewdzięcznością informatyk, o nieco rozchwianej osobowości, postanawia pokazać swemu szefowi, co naprawdę potrafi.
Prywatność. Jedni pilnują jej jak oka w głowie i nie chcą pchać się na afisz, z chęcią pozostając w domu i nie udzielając się w sieci. Drudzy z kolei posiadają tak duże parcie na szkło, że dzień bez ich facjaty w Internecie jest dniem straconym. Mike i jego rodzina prowadzą, raczej spokojne, stateczne życie, ale w dobie rozwiniętej cyfryzacji, technologii, która zdominowała naszą codzienność, informacji o nas tak dużo przedostaje się „na zewnątrz”, że trudno mówić o całkowitej prywatności. To, co dla nas jest krępujące, osobiste, intymne, inni potrafią z premedytacją wykorzystać, nie tylko robiąc z nas pośmiewisko, ale realnie zagrażając życiu.
W przypadku Kontroli absolutnej schemat jest widoczny od początku. Bogaty i wpływowy prosi o pomoc anonimowego stażystę, który równie dobrze mógłby się nazywać Pan Nikt. Gdy się od niego odwraca, musi dostać nauczkę. Gdyby jeszcze było to zagrane z jakąś szczególną dramaturgią, drastycznością czy też konflikt między mężczyznami wszedł na znacznie wyższy poziom, niż wzajemne odgrażanie się i wymierzenie kilku ciosów przez wkurzonego i wyprowadzonego z równowagi biznesmena, to może całość oglądałoby się z większym przejęciem. A tak bezradność Mike’a i nieudolnie skonstruowana psychotyczna osobowość informatyka sprawiają, że film wlecze się niczym walec i żadne zwroty akcji nie uratują go od łatwo przewidywalnej fabuły. Zwłaszcza aktorstwo Jamesa Frecheville’a jako Eda Portera można nazwać nieporozumieniem.
Nie będę ukrywał, że oczekiwałem sprawnie nakręconego thrillera, wtórnego, ale trzymającego w napięciu. Niestety, otrzymałem kino sztampowe, mało ciekawe, z rolami, które w XXI wieku nie załapałyby się do przeciętnego serialu, a co dopiero kinowej produkcji. Typowa strata czasu.
Ocena: 3/10
Tytuł: „Kontrola absolutna”
Reżyseria: John Moore
Scenariusz: Dan Kay, William Wisher Jr.
Obsada:
- Pierce Brosnan
- James Frecheville
- Anna Friel
- Stefanie Scott
- Michael Nyqvist
- Clare-Hope Ashitey
- Jason Barry
Muzyka: Tim Williams
Zdjęcia: Ekkehart Pollack
Montaż: Ivan Andrijanic
Scenografia: Tamara Conboy
Kostiumy: Driscoll Calder
Czas trwania: 93 minuty
comments powered by Disqus