„Blair Witch" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 23-09-2016 21:14 ()


Pod wieloma względami oryginalny Blair Witch Project był filmem przełomowym. Jednym z pierwszych, szeroko rozpowszechnionych filmów typu „found footage”, który w zasadzie zapoczątkował późniejszą lawinę tego typu produkcji. Pionierem zakrojonego na dużą skalę marketingu wiralnego, misternie konstruującego wokół filmu nimb tajemniczości i umiejętnie podsycającego apetyt widzów. A przede wszystkim doskonałym przykładem tego, że aby stworzyć zapadający w pamięć, odnoszący finansowy sukcesy i zbierający pochlebne recenzje film wcale nie potrzeba kilometra sześciennego baksów. Oczywiście powstał sequel, który wypatroszył pierwotną formułę i sprawił, że z lasami Burkstville pożegnaliśmy się na kilkanaście lat. Konkretnie do zeszłego tygodnia. Czy jednak wywoływanie wilka, a w zasadzie wiedźmy z lasu ma jeszcze jakiś sens?

Z fabułą poradzimy sobie bardzo szybko, bo w obrazie jest jej tyle, co sztachet w płocie przed wiejską dyskoteką po suto zakrapianym sobotnim wieczorze. Pretekst do zapędzenia kolejnej grupki młodych dorosłych w dzikie ostępy lasu jest fakt odnalezienia po kilkunastu latach przez Jamesa, młodszego brata bohaterki pierwszej odsłony serii, filmu na youtubie, nakręconego w okolicach gdzie siostra zaginęła, w którym gdzieś tam w tle na pięćdziesiątym piątym planie miga w ułamku sekundy coś, co mogłoby być twarzą dziewczyny. Kochany braciszek montuje więc ze swoich znajomych ekipę ratunkową i rusza na pomoc. Pomysł naciągnięty jak guma w majtkach na tyłku amerykańskiej kobity żywiącej się głównie fast foodami. I w temacie historii to w zasadzie tyle, bo resztę seansu spędzimy łażąc za bohaterami po lesie, słuchając jak to cała wyprawa jest bez sensu i obserwując jak w wyniku własnej głupoty są jeden za drugim wyłuskiwani przez demoniczne „coś” kręcące się po lesie.

Hola, hola srogi recenzencie, zakrzykniecie za chwilę, ale przecież w oryginale wyjazd do lasu też był tylko pretekstem do obserwowania jak łamią się ludzkie charaktery w starciu z ciężką jak ołów, opresyjną atmosferą i niedostrzegalnym niebezpieczeństwem. Nie tym razem. Niemal od pierwszych chwil seansu produkcja zaczyna sypać się jak domek z kart i trącić sztucznością, a klimat i iluzja chwytają się za ręce i schodzą z pokładu tego tonącego okrętu pod tytułem Blair Witch. Bohaterowie nie sprawiają wrażenia naturalnych, bo są typową grupą „pięknych młodych”, stanowiących populację slasherów odkąd tylko Jason Voorhees wynurzył swój szkaradny łeb z odmętów Crystal Lake. Ich dialogi początkowo są sztuczne, a mniej więcej od 1/3 seansu zaczynają ograniczać się do naprzemiennie zadawanych pytań „Łolaboga co to?”, pisków zgrozy (serio, nawet męska część obsady piszczy jak czterolatki) oraz wykrzykiwania swoich imion. Pomiędzy postaciami nie czuć ani chemii, ani więzi, po prostu widać, że to aktorzy, którym ktoś dał do ręki czek i scenariusz.

Realizacja również nie sprawia najlepszego wrażenia. Bohaterowie zabierają ze sobą do lasu więcej kamer niż zmieściłoby się w domu wielkiego brata by „filmować wszystko”, ale głównie chyba po to, by dać montażystom wymówkę do sklecenia filmu, który tylko udaje formułę found footage. Finalnie otrzymujemy więc produkcję, w której sceny sprawiające wrażenie zwykłego kina fabularnego przeplecione są z sekwencjami rozdygotanymi aż do przesady w nieumiejętnej próbie uzyskania efektu naturalnego filmowania „z ręki”. Skutek tego jest taki, że zadowoleni nie będą ani miłośnicy kina klasycznego ani pseudodokumentalnego. Żeby nie było, że tylko narzekam, w oprawie wizualnej jest kilka rzeczy, które naprawdę mogą się spodobać. Ujęcia lasu budują nawet niezły klimat, scenografia w trzecim akcie obrazu jest bardzo fajna, pozbawiona muzyki ścieżka dźwiękowa oparta o naturalne, choć nieco podrasowane dla większego efektu dźwięki lasu daje radę, a film oferuje kilka efektywnych i efektownych jump scareów. Jest tylko jeden problem, wszystko to już widzieliśmy. I to nawet wykonane lepiej w innych filmach. Blair Witch to jedynie poprawnie zrealizowana kopia kopii, która straciła mnóstwo ze swojej wyrazistości.

Niestety, nawet zalety, które wymieniłem nie zamaskują tego, że Blair Witch  jest filmem najzwyczajniej w świecie słabym. Jest to jedynie poprawnie zrealizowany straszak, który przechodzi kryzys tożsamości, nie wiedząc dokładnie do jakiej konwencji należy. Podczas gdy oryginał mogłem przyrównać do bycia prześladowanym przez zdeterminowanego, ale subtelnego stalkera, który do samego końca nie pozwolił mi na chwilę wytchnienia, to Blair Witch 2016 jest zwykłym, dosadnym i ordynarnym zbirem, który wyskakuje z krzaków i wali mnie w twarz batem ukręconym z najpowszechniejszych horrorowych banałów, po czym znika pozostawiając mnie z pytaniem „Co to i za co?”.

Ocena: 3/10

Tytuł: „Blair Witch”

Reżyseria: Adam Wingard

Scenariusz: Simon Barrett

Obsada:

  • James Allen McCune     
  • Callie Hernandez     
  • Corbin Reid     
  • Brandon Scott     
  • Wes Robinson     
  • Valorie Curry    

Muzyka: Adam Wingard

Zdjęcia: Robby Baumgartner 

Montaż: Louis Cioffi

Scenografia: Sheila Haley

Kostiumy: Katia Stano

Czas trwania: 89 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus