Z cyklu komiksy nieznane - „Gray Horses” Hope Larson

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 15-09-2016 19:00 ()


Na imię ma Hope, co pozwala wierzyć, że na jej komiksy należy patrzeć z nadzieją, iż między dymkami i kadrami znajdziemy wyjątkowe, piękne, a zarazem ulotne momenty, które uciekają nam w codziennym pośpiechu. Jej cartoonową kreskę charakteryzuje prostota, co nie przeszkadza opowieściom wykraczać poza granice jednoznaczności.

Hope Larson to prywatnie żona Bryana Lee O’Malleya – twórcy „Zagubionej duszy” i fantastycznych przypadków Scotta Pilgrima. Na rynku zadebiutowała bajkową i magiczną opowieścią „Salamander Dream”. Autorka sprawnie wykorzystuje komiksowe medium do kreowania enigmatycznych i lekkich historyjek. Język komiksu wydaje się być dla niej giętkim instrumentem, służącym nie tylko do poszukiwania własnego niepowtarzalnego stylu narracji, ale także ciągłego eksperymentowania z komiksową formą. Nie inaczej jest z jej drugim dziełem, zatytułowanym „Gray Horses”.

Główną bohaterkę albumu, Noemie, poznajemy w momencie przyjazdu z Dijon do Ameryki w ramach wymiany studentów. W nowym miejscu wszystko i wszyscy wydają się obcy, a ją samą nie cechuje nadmierna wylewność w nawiązywaniu znajomości. Ze strzępów informacji, jakie dostarcza nam autorka, wiemy, że Noemie pozostawiła za sobą pewien etap życia – nieudany związek, a do Onion City przyjechała studiować sztukę. Ponadto w snach nawiedza ją dziewczyna o imieniu Marcy, która prosi napotkanego konia, aby zabrał ją do kryjówki pośród gór – bezpiecznej przystani.

Larson luźno wykorzystuje historię Noemie do kształtowania komiksowej narracji. Posiłkując się nieco falistym stylem kadrowania i ubogą paletą kolorów, skupia się na szczegółach często marginalizowanych, a nawet celowo je intensyfikuje. Już pierwsze chwile bohaterki w Ameryce pokazują, że istotnym narzędziem w opowieści są onomatopeje, podkreślające emocje i czynności dnia codziennego. W albumie nie brakuje wyrażeń dźwiękonaśladowczych ilustrujących czy to otwierające się drzwi, czy zwykłe otarcie się ramion dwóch osób. Autorka nie poprzestaje na tym, skupia się na zmysłach smaku, węchu i dotyku. To, co normalnie w medium komiksu jest niedostrzegalne, u Larson zostaje podniesione do nadrzędnej roli.

Uwadze nie może też ujść fascynacja fotografią oraz obrazem. Noemie staje się obiektem uczuć dla tajemniczego fotografa. Zdjęcia odgrywają po części istotną rolę w samej opowieści. Finalnie dziewczyna przekonuje się do tego rodzaju sztuki – odnajduje życiową pasję, a co za tym idzie, uczucie izolacji i osamotnienia ustępuje miejsca żywszym uderzeniom serca.

Niewielka i krótka opowieść - mieszająca jawę ze snem - dostarcza niezapomnianych wrażeń estetycznych. Larson, stosując proste zabiegi stylistyczne, pokazuje, że doskonale rozumie uczucie potrzeby akceptacji. Jej bohaterka płynnie porozumiewa się ze swoimi rówieśnikami w języku angielskim, ale myśli nadal po francusku, co autorka dosadnie manifestuje poprzez zastosowanie dwujęzycznych dialogów w kadrach.

Dzieło Hope Larson zostało docenione specjalną nagrodą Eisnera dla artystów postrzeganych jako wschodzące talenty. Wyróżnienie całkowicie zasłużone i nobilitujące do dalszego eksplorowania niczym nieograniczonego świata wyobraźni. Myślę, że kolejne, nietuzinkowe opowieści, które wyjdą spod jej ręki, będą niemniej subtelne i czarujące jak „Gray Horses”.

 

Tytuł: „Gray Horses”

  • Scenariusz i rysunki: Hope Larson
  • Wydawca: Oni Press
  • Data publikacji: 02.2006
  • Objętość: 112 stron
  • Oprawa: miękka
  • Papier: matowy
  • Cena: $14,95

comments powered by Disqus