Sławomir Nieściur „Wedle zasług” - recenzja

Autor: Damian Podoba Redaktor: Motyl

Dodane: 31-08-2016 22:00 ()


„Wedle zasług” Sławomira Nieściura to pierwsza książka z serii Fabryczna Zona, która wpadła w moje ręce. Jest to również debiut autora, więc w zasadzie dobrze się złożyło.

Książka podzielona jest na pięć części, z których pierwsza rozgrywa się w 2006 r., oscylując wokół drugiej katastrofy w Czarnobylu. Jest to wstęp mocny, uderzający wręcz. Przerośnięte wilki, które były dotychczas problemem myśliwych zapuszczających się w Strefę, stają się bardzo niewielkim kłopotem. Intryga zawiązana z wywołaniem najróżniejszych mutacji może ma błahe podwaliny, ale dzięki temu jest bardzo wiarygodna. Z konsekwencjami niewyjaśnionych do końca eksperymentów, bohaterowie mierzą się w kolejnych częściach powieści. Tym razem akcja rozgrywa się „współcześnie”, w Zonie 2016 r., na przestrzeni zaledwie ośmiu dni. Akcja jest prowadzona na kilku torach. Z jednej strony obserwujemy poczynania grupy Mietkina, którzy po pijaku nieco narozrabiali, przez co zadekowali się na pograniczu Zony. Z drugiej strony stoją dwa myśliwi – Rybin i Jusupow, którzy przetrwali Emisję sprzed dekady i starają się przetrwać w nowym ekosystemie, który nie przepada za ludźmi, chyba że w formie przekąski. Obserwujemy również losy porucznika Waruchina, który pozostawiony na pastwę losu w 2006 r., w nowej rzeczywistości stawia sobie za cel fizyczną likwidację grupy Mietkina. Czemu? Odpowiedź na to pytanie możecie poznać czytając całą powieść. Zdradzić mogę tylko, że ścieżki bohaterów są bardzo mocno splecione od początku do końca

Bohaterów w sumie jest więcej niż ci wymienieni wyżej, bo sama grupa Mietkina, zwanego doktorem, liczy kilka osób. Może nie są to statyści, ale z pewnością nie grają ról pierwszoplanowych. Największą rolę z grupy ma niejaki Ryży, który przez jakiś czas podróżuje przez Zonę razem z Waruchinem. Każdy bohater ma jakieś cechy charakterystyczne, jednak tak naprawdę oprócz dwójki myśliwych i porucznika nikt nie zapadł mi dostatecznie w pamięć. Być może zbyt dużo postaci zgromadzonych zostało w krótkiej książce? Szlifu im nie odmówię, chociaż głównym zarzutem do autora będzie z mojej strony zbyt słabe skontrastowanie roku 2006 i 2016. Dziesięć lat robi człowiekowi różnicę. Tymczasem, gdybym przy drugiej części książki nie dostrzegł daty akcji i nie cofnął się do początku, by ze zdziwieniem zorientować się, że między jednym a drugim fragmentem umknęło tyle lat, to czytałby bez głębszej refleksji. Co więcej, bardzo zdziwiłby mnie przeskok. Na szczęście daty zostały podane, co uzasadnia nowe zadania i dążenia stojące przed poszczególnymi postaciami. Pozostaje tylko pytanie: co działo się w tak zwanym międzyczasie?

Akcja powieści jest brawurowa. Fabuła toczy się szybko i zwinnie, mimo że tu i ówdzie bohaterowie trafiają w bagno. Autor bardzo zgrabnie pokazał jak niebezpiecznym miejscem jest Zona. Każdy z mutantów jest zagrożeniem dla stalkerów, ale i na każdego można znaleźć sposób. Nie zawsze niebezpieczeństwo przejawia się tym, że mutant atakuje pierwszy, czynnik „ludzki” też ma znaczenie.

Książkę czytało się przyjemnie i szybko. Było trochę humoru i obrzydliwości. Taki to postapokaliptyczny, mroczny klimat, w którym odrobina humoru pozwala pozostać przy zdrowych zmysłach. Dużym minusem jest za to pustka przedstawionego świata. Fakt, bohaterowie są rozrzuceni w różnych częściach Zony i napotykają anomalie i mutanty, brakuje jednak postaci zupełnie pobocznych. Gościnnie pojawia się stalker Bożokorow, ale poza tym ludzi brakuje – chociażby bandytów, szabrowników. Klimat byłby trochę cięższy, gdyby bohaterowie musieli podejmować decyzję w stylu: strzelać czy czekać i być może dać się zastrzelić.

Bardzo miłym dla oka elementem są duże grafiki pojawiające się kilkakrotnie. W sumie jest ich pięć i dobrze uzupełniają wyobrażenie scen opisanych w toku książki. Znakomicie prezentuje się grafika na okładce. Jej klimat jest po prostu świetny. Mankament to martwy wilk, który wygląda mało drapieżnie i przypomina raczej zmaltretowanego psiaka i temu mówię stanowcze nie!

Z powieściami postapokaliptycznymi miałem do czynienia wiele razy i każde uniwersum ma swoje zasady, bestiariusz i klimat. Uniwersum Stalkera jest specyficzne, bo ma dość ograniczoną powierzchnię. Tym bardziej autor zasługuje na słowa uznania, bo dobrze oddał to poczucie zamknięcia, mimo że nie wspominał nachalnie o granicach Zony.

Podsumowując, jak na debiut nie jest źle. Akcja jest prowadzona poprawnie i sensownie, a postacie żyją. Dziwny jest brak widocznego upływu czasu, jeśli chodzi o bohaterów, ale może to wpływ Zony? Tak czy inaczej, intryga jest interesująca i dobrze rokuje na kontynuację, bo wiele wątków pozostało bez rozwiązania. Świat powieści wieje pustką i hasające po nim mutanty to trochę za mało. Jest więc co poprawić oraz co wyjaśnić. Autorowi pozostaje pisać, czytelnikom czytać i czekać na ciąg dalszy.

 

Tytuł: „Wedle zasług”

  • Autor: Sławomir Nieściur
  • Wydawca: Fabryka Słów
  • Data wydania: 9 września 2016 r.
  • Liczba stron: 344
  • Oprawa: miękka
  • Format: 125×195mm
  • Seria wydawnicza: Fabryczna Zona
  • ISBN-13: 978-83-7964-185-7
  • Cena: 34,90 zł

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus