„Nie ma mowy!" - recenzja

Autor: Wojciech Wilk Redaktor: Motyl

Dodane: 10-08-2016 20:48 ()


Podnieść się po śmierci ukochanej osoby, zwłaszcza, gdy kochało się ją miłością bezwarunkową, nie jest łatwo. W takim stanie – permanentnej żałoby, wyrażającej się skrajnymi emocjami od płaczu i depresji po etap niszczenia wszystkiego wokół, znajduje się Hannah. Samotnie boryka się ze stratą męża muzyka. Hunter Miles nagrał jedynie dwanaście piosenek przed swoją tragiczną śmiercią, ale i tak zyskał miano kultowego. Fanki przyjeżdżają na jego grób zostawiając tam nie tylko naręcze kwiatów, ale i przeróżne fanty, nawet butelkę świeżej whisky. Jego osoba wzbudza też zainteresowanie pewnego nauczyciela akademickiego, który za wszelką cenę pragnie napisać książkę o Milesie, aby jego krótką, acz dostrzegalną karierę w należyty sposób uhonorować. Bo czyż nie warto nobilitować muzyki, która zapamiętamy na zawsze wśród zalewu tandety?

Andrew przyjeżdża do małej mieściny w stanie Maine nie tylko, aby oswoić się ze środowiskiem, w którym tworzył Hunter, ale dowiedzieć się o nim informacji z pierwszej ręki, czyli od młodej wdowy. Hannah nie jest osobą, która z łatwością się uzewnętrznia, wciąż pielęgnuje w sercu utraconą miłość, co raczej nie wpływa pozytywnie na jej relacje z ludźmi. Stara się dorabiać jako felietonistka w miejscowej, jedynej gazecie, ale często bardziej zraża do siebie ludzi, niż ich zjednuje. Dość szybko przepędziłaby Andrew gdzie pieprz rośnie, co też czyni na samym początku, ale sama mając w planach biografię o mężu postanawia wykorzystać zapał nauczyciela i zlecić mu napisanie książki. W tym celu będzie musiała chociaż trochę się przed nim otworzyć, ujawniając kulisy życia z artystą pokroju Huntera Milesa.

Wspomnienia o Hunterze, jego pięknych, nastrojowych balladach wypełniają znaczną część filmu Seana Mewshawa. Dodając do tego piękne krajobrazy Maine oraz miłą atmosferę panującą w małomiasteczkowej społeczności z daleka od zgiełku Nowego Jorku, otrzymujemy sielankowy obraz miejsca, gdzie można przeżyć najlepsze dni. Szkopuł w tym, że Hannah wręcz obsesyjne zadręcza się żałobą po mężu. Nie potrafi ruszyć dalej, rozpamiętując wciąż ukochanego. Mimo pojawiających się okazji do rozpoczęcia nowego etapu życia jest uwięziona we wspomnieniach i emocjach, których ujście w postaci książki może przynieść jej ukojenie. Z kolei Andrew, mimo że pragnie zbudować pomnik dla mało znanego artysty z niewielkim dorobkiem, również gnębiony jest przez obsesję zaistnienia, która nie pozwala uwolnić mu się z oków nieszczęśliwego związku.  Ta iście niedobrana para, wśród dzikiej i pięknej głuszy, będzie musiała razem odkryć, co w ich życiu jest najważniejsze.

Film Seana Mewshawa to zbiór ładnych pocztówek, melancholijnej muzyki i zagubionych ludzi. Nie jest to komedia romantyczna, bo więcej tu jednak żalu, przygnębienia czy rozpaczy niż żartów. Jason Sudeikis – słynący z występów w komediach o raczej mało wyszukanym humorze, stara się tutaj pokazać z całkiem innej strony, z raczej pozytywnym efektem, ale to nie on stanowi najbardziej zabawny element produkcji. Rebecca Hall udanie wypadła w kreacji młodej wdowy, która emocje odkłada na bok gdy trzeba (beznamiętna scena seksu z lokalnym macho), a nie pozwala miłości dać szansy, tkając wokół siebie szczelny kokon samotności i odpychając od siebie ludzi. Pamięć o zmarłym zajmuje istotne miejsce w jej życiu, nawet jak otwiera się na Andrew, to ma się uczucie, że wciąż daje o sobie znać duch Huntera.  

„Nie ma mowy!” (oryg. Tumbledown) byłoby z pewnością przejmującym dramatem obyczajowym, gdyby zamiast tanich żartów, mających co rusz rozładowywać przygnębiającą pustkę głównej bohaterki, zdecydowano się zaangażować w jeszcze większe emocje, a nie tylko ich namiastkę. Nie ma za co winić tu aktorów, bo zarówno Sudeikis, jak i Hall wypadają poprawnie. Kto by nie uległ uroczemu uśmiechowi Brytyjki, który niejednokrotnie rozjaśnia słabsze fragmenty filmu. Jednak wydaje się, że temat nie został w pełni wyczerpany, a schematy i symbole wzięły górę nad opowieścią, która robi dobre wrażenie tylko w momencie, gdy widzimy piękne okolice Maine lub dajemy się ponieść sentymentalnym kawałkom Huntera Milesa. Na przebój jest to jednak za mało.

 

Tytuł: „Nie ma mowy!"

Reżyseria: Sean Mewshaw

Scenariusz: Desiree Van Til

Obsada:

  • Jason Sudeikis
  • Rebecca Hall
  • Dianna Agron
  • Joe Manganiello
  • Griffin Dunne
  • Richard Masur
  • Blythe Danner

Muzyka: Daniel Hart

Zdjęcia: Seamus Tierney

Montaż: Suzy Elmiger

Scenografia: Kevin C. Lang

Kostiumy: Amela Baksic

Czas trwania: 103 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus