"Jason Bourne" - recenzja
Dodane: 03-08-2016 19:21 ()
W temacie tajnych agentów, którzy urwali się z rządowej smyczy, duet Paul Greengrass – Matt Damon nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Po raczej chłodno przyjętym spin-offie dochodowego cyklu – „Dziedzictwie Bourne’a”, postanowiono wrócić do korzeni i to dosłownie. Ponowne pojawienie się Jasona Bourne’a na dużym ekranie było tylko kwestią czasu. Pytanie, które nasuwa się w związku z tą decyzją jest tylko jedno. Czy uda się stworzyć na tyle zajmującą i ciekawą fabułę, aby film był godnym następcą trylogii, a może okaże się jedynie kolejnym epizodem ochoczo odcinającym kupony od poprzednich hitów?
Nie można mieć twórcom za złe, że postanowili skupić się na przeszłości agenta, która dotychczas spowita była mgłą tajemnicy z uwagi na amnezję bohatera. Tajne programy, operacje często łamiące przyjęte normy prawne, pozostawione stosy trupów, do których nikt nie chce się przyznać. Bagno amerykańskiego wywiadu zarządzane przez jednego człowieka, który nie chadza drogą kompromisów, a każdą przeszkodę eliminuje w taki sam sposób – przypadkowym zatruciem ołowiem.
Powrót syna marnotrawnego programu Treadstone zbiega się z całkiem nową operacją, mogącą zapewnić wywiadowczej siatce pełną inwigilację obywateli. Powstanie nowoczesnej platformy społecznościowej w dobie rozkwitu mediów tego typu i uzależnienia od wszelkiego rodzaju internetowych komunikatorów, to idealna przykrywka dla wdrożenie planu, który wzbudza niemałe kontrowersje. Niemniej dla dyrektora CIA, doświadczonego wygi myślącego jeszcze starymi kategoriami, wojna z terroryzmem jest idealnym wytłumaczeniem dla wprowadzenia środków, które moralnie i etycznie naganne, w świetle światowych wydarzeń wydają się być koniecznością. Można rzec, że nieco przypadkowo między tę walkę o wolności i swobody obywatelskie, a plan podsłuchiwania społeczeństwa wplątuje się Bourne. Ukrywający się przed demonami przeszłości eks-agent, mając szansę na odkrycie kto stał za kluczowymi dla jego decyzji wydarzeniami, postanawia znów napsuć krwi swemu byłemu szefostwu. Tym razem jednak nie jest osamotniony w tej walce.
Kino sygnowane nazwiskiem Paula Greengrassa zawsze ogląda się z niekłamaną satysfakcją. Dynamiczne sceny walk, pościgów, trafne odniesienia do obecnej sytuacji na świecie to tylko niektóre elementy sprawdzonego przepisu na udany hit. A reżyser z Mattem Damonem rozumieją się jak łyse konie, wszak to ich czwarty wspólny film. Widać twórca lubi łapać kamerą niewzruszoną twarz aktora, próbującego przebić się przez ścianę zmowy milczenia i wydrzeć upragnioną prawdę wprost u samego źródła. Podrażniony niczym byk na corridzie, szarżuje pokonując kolejne zastawiane na niego zasadzki. Jego determinacja i poświęcenie nie mają granic, a przebłyski odzyskiwanej pamięci tylko bardziej motywują go w jego misji.
„Jason Bourne” to kwintesencja kina sensacyjnego, w którym za głównego bohatera przemawiają bardziej jego pięści i kopniaki niż usta. To ta ewidentna różnica między Bournem a Bondem, który niejednokrotnie stara się przegadać swych przeciwników. Jednak w przypadku najnowszej odsłony cyklu można poczuć już lekkie zmęczenie materiału wałkowaniem tego samego tematu. Wprawdzie stanowi on impuls do innych, nie mniej ważnych wydarzeń, ale próba globalnej inwigilacji nie przykuwa uwagi, a wręcz nie ma większego znaczenia, bowiem nie wywołuje pożądanych emocji. Dosadnie całą fabułę puentuje tytuł filmu, skupiający się na jednej postaci – najważniejszej, której kibicujemy od samego początku. Cała dobudowana do tego otoczka z wątkami urywanymi w połowie, z postaciami służącymi jedynie do przejścia akcji z punktu A do B nie gwarantuje pełnego sukcesu.
Bourne zdecydowanie powinien pójść do przodu, a twórcy zmienić coś w charakterze jego działalności patrząc na błyskawicznie zmieniającą się polityczną rzeczywistość. Finał otwiera nowe możliwości wraz z zawieszoną w planach konfrontacją Jasona z Aaronem Crossem. Może to jest właśnie krok w ewolucji tego cyklu, który bez radykalnych zmian może okazać się tylko kolejnym produktem mającym przynosić określone profity, a nie kinem z konkretnym przesłaniem, a przy tym zajmującym i rozrywkowym. Jason Bourne jeszcze powróci, to więcej niż pewne.
Tytuł: "Jason Bourne"
Reżyseria: Paul Greengrass
Scenariusz: Paul Greengras, Christopher Rouse
Obsada:
- Matt Damon
- Tommy Lee Jones
- Alicia Vikander
- Vincent Cassel
- Julia Stiles
- Riz Ahmed
- Ato Essandoh
Muzyka: David Buckley, John Powell
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Montaż: Christopher Rouse
Scenografia: Paul Inglis
Kostiumy: Mark Bridges
Czas trwania: 123 minuty
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus