"Ghostbusters. Pogromcy duchów" - recenzja
Dodane: 19-07-2016 12:46 ()
Powroty na siłę zazwyczaj nie mają wiele wspólnego z chęcią odświeżenia marki, bo po co zmieniać coś, co w opinii widzów i krytyków było doskonałe. Kiedy próba reaktywacji oryginalnych „Pogromców duchów” spaliła na panewce, wiadomo było, że trzecia część kultowej komedii s-f nie powstanie. Jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby protonowe plecaki do zwalczania ektoplazmy wręczyć całkiem nowej ekipie. A że moda na żeńskie wersje w pełni, to doczekaliśmy się pogromczyń duchów.
Pomysł jak pomysł, przy dobrym scenariuszu i zgranej ekipie mógłby wypalić, stać się nie tylko obrazem odcinającym kupony od niegdysiejszego hitu, ale również blockbusterem przecierającym szlaki podobnym inicjatywom. Wszak wszędzie głośno się mówi, że nie ma dobrych ról dla kobiet albo jest ich znacznie mniej niż dla mężczyzn, aktorki są gorzej opłacane itp. Słowa, które słyszy się w Hollywood od lat, toteż twórcy takiego filmu powinni dołożyć wszelkich starań, aby odmienić ten jakże krzywdzący stan rzeczy.
Tak jak w przypadku pierwowzoru z 1984 r. los splata ścieżki czwórki bohaterek, geniusza, naukowca, złotej rączki i pracownicy metra, chciałoby się rzec – zbrojnego ramienia grupy. Przekonane o tym, że w Nowym Jorku dochodzi do dziwnym manifestacji nieczystych mocy, a upiorne zjawy zaczynają pojawiać się w miejscach owianych złą sławą, postanawiają założyć firmę do tropienia zjawisk paranormalnych. Na początku nikt nie daje im wiary, ale z czasem coraz więcej przypadków pojawiania się upiorów nie z tego świata wywołuje zaciekawienie tym niecodziennym fenomenem. Oczywiście, bohaterki nie mają lekko, bowiem na każdym kroku są dyskredytowane – jak nie przez obawiającego się paniki burmistrza, to naukowców z wątpliwym autorytetem, straszących widzów ze szklanego ekranu.
Twórcy „Ghostbusters” dość dużo zapożyczyli sobie z obrazu Ivana Reitmana, całkiem sporo znalazło się też odniesień do klasycznej wersji. Jednak ani te nawiązania, ani gościnne występy poprzedniej ekipy nie osłodzą marności fabuły czy nie zawsze udanego aktorstwa. Pierwsza godzina obrazu jest zwyczajnie nudna, no chyba, że ktoś przepada za słownymi przepychankami Melissy McCarthy i Kristen Wiig, w myśl zasady im więcej bełkotliwych zdań wypowiem, tym będzie więcej śmiechu. Może i jest to humor, który trafia do amerykańskiego widza, jednak jego poziom jest żenujący, a już na pewno nieutrzymany w duchu oryginalnej dylogii. Paul Feig postawił na dwie aktorki, które miał do dyspozycji na planie „Druhen” i do takich produkcji są one stworzone, toteż trudno oczekiwać, aby odnalazły się w realiach komedii gdzie sprawy przyziemnie nie są konieczne na pierwszym planie. No chyba, że dowcipu z pierdzeniem. Spora część gagów z ich udziałem, bazująca na przydługim wyrzucaniu z siebie nieskoordynowanych słów, można skwitować długim ziewnięciem. Druga godzina filmu wypada lepiej, głównie z powodu większego natężenia akcji, wprowadzenie kilku zabawek do anihilacji duchów, a także występu jedynego rodzynka w tym babskim gronie – Chrisa Hemswortha. Filmowy Thor w roli fajtłapowatego recepcjonisty to pełen autoironii i autentycznego humoru występ, który z łatwością – i o zgrozo - przebija wszystkie cztery żeńskie role razem wzięte.
W obrazie nie mogło zabraknąć cameo aktorów znanych z poprzednich filmów. Niestety żadna z nich nie wybija się ponad przeciętność, a wciśnięte na siłę w fabułę osoby Billa Murraya, Sigourney Weaver i Dana Aykroyda są jednym z najgorszym występów gościnnych z ich udziałem, tak jakby chcieli udowodnić, że niniejszy film nie miał prawa powstać. Natomiast przerysowanie niektórych postaci – jak osoby burmistrza portretowanego przez Andy’ego Garcię lub jego sekretarki – jest tak wielkie, że wydają się jakby zostali żywce wyrwani z familijnej produkcji o Smerfach w Nowym Jorku.
Podsumowując – sfeminizowana wersja „Pogromców duchów” to film nieudany, mało zabawny, mdły i rozczarowujący prawie w każdym swoim elemencie i nawet urozmaicenie arsenału bojowego postaci nie jest w stanie uratować tej marnej produkcji. Czwórka bohaterek nie tworzy zgranej ekipy jak niegdyś Murray, Aykroyd, Ramis i Hudson i właśnie w tym aspekcie należy upatrywać porażki filmu, który znając zachłanność Hollywood doczeka się kontynuacji.
Tytuł: "Ghostbusters. Pogromcy duchów"
Reżyseria: Paul Feig
Scenariusz: Katie Dippold, Paul Feig
Obsada:
- Melissa McCarthy
- Kristen Wiig
- Kate McKinnon
- Leslie Jones
- Charles Dance
- Chris Hemsworth
- Michael Kenneth
- Matt Walsh
Muzyka: Theodore Shapiro
Zdjęcia: Robert D. Yeoman
Montaż: Melissa Bretherton, Brent White
Scenografia: Audra Avery
Kostiumy: Jeffrey Kurland
Czas trwania: 116 minut
Galeria
comments powered by Disqus