"Tarzan: Legenda" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 10-07-2016 21:11 ()


Ponoć mówi się, że klasyka się nie starzeje, a kolejne ekranowe inkarnacje sławnych powieściowych bohaterów to  filmowe samograje, na które widownia będzie waliła drzwiami i oknami. W przypadku „Księgi dżungli” odświeżenie klasycznej historii spotkało się z aprobatą widzów. Jak ma się zatem powrót Tarzana na łono X Muzy?

Dzieło Edgara Rice’a Burroughsa to niezwykle wdzięczny temat na sprawnie skrojone kino przygodowe, nie ociekające zbytnim banałem, mające potencjał rozrywkowy, a także dydaktyczny wydźwięk. Wszystko jednak w granicach rozsądku. Współczesne kino nie jest jednak w stanie adaptować prostych, niekiedy przejmujących historii, bo albo wszystko jest zbyt czytelne, naiwne bądź przerysowane, albo też twórcom przyświeca zbyt ambitny cel, a środki do jego osiągnięcia zazwyczaj są niewspółmierne do tej artystycznej wizji.

„Tarzan: Legenda” cierpi właśnie na przeszacowanie oryginalnej historii, z jednoczesną próbą stworzenia obrazu z dynamiczną akcją rozgrywającą się w dżungli i zapierającymi dech w piersiach widokami. Niestety tak się dzieje, gdy autorzy nie bardzo czują materiał źródłowy i nie wiedzą jak tego dzikiego człowieka „ugryźć”.

Fabuła obrazu przenosi nas do Londynu, gdzie John Clayton III wiedzie u boku Jane życie statecznego lorda Greystoke. Kiedy pojawia się okazja wyprawy do Konga, w pierwszej chwili odmawia, pragnąc ten etap życia pozostawić daleko za sobą. Jednakże na wyraźną prośbę George’a Washingtona Williamsa (swoją drogą piękna gra imion) postanawia skorzystać z zaproszenia i wyruszyć do swego drugiego domu. Ma to być nie tylko kurtuazyjna wizyta, ale też chęć przyjrzenia się problemom miejscowej ludności, która coraz częściej pada ofiarą niewolnictwa.

W życiu człowieka nie ma nic bardziej deprawującego niż pożądanie góry bogactw. I ten oto prymitywny, znany od zarania dziejów powód staje się impulsem do afrykańskiej wyprawy Claytona. Tarzan ciągnięty na siłę na Czarny Ląd nie jest jednak obrazem ciekawym, a wymuszoną fabułą, która zainicjuje bieg wydarzeń mogący dowieść biegłości w walce niegdysiejszego władcy dżungli. Szkoda, bowiem powieść Burroughsa czyta się z zapartym tchem, natomiast w filmie Davida Yatesa – znanego głównie z cyklu o Harrym Potterze – zabrakło nie tylko sensownego scenariusza, ale przede wszystkim magii pierwowzoru.

Naprawdę kuriozalnym jest, aby najbardziej znaczącą postacią produkcji, do tego charyzmatyczną i przykuwającą uwagę był Samuel L. Jackson w roli gorącego orędownika praw człowieka. Alexander Skarsgård prezentuje swą nienagannie umięśnioną sylwetkę, nie potrafiąc jednak ożywić swej roli na tyle, by przekonać widza, że jest Tarzanem, a nie mumią wspomaganą komputerowymi efektami. W końcu etatowy złoczyńca – Christoph Waltz – jedynie sprawdza czy czeki za rolę się zgadzają, bo nic więcej od siebie nie wnosi do filmu ponad to, co widzieliśmy w „Bękartach wojny”. Z kolei Monga – w interpretacji Djimon Hounsou – to postać całkowicie zaprzepaszczona, zniszczona przez nieudolną fabułę, a przecież niezwykle interesująca (zrozpaczony ojciec, pałający chęcią zemsty) i stanowiąca przyczynek całego zamieszania. Jego finałowa konfrontacja z Tarzanem jest nijaka, by nie rzec groteskowa. Margot Robbie jako Jane Clayton miała ładnie wyglądać i ze swojego zadania wywiązała się nader przekonująco. Jednak jej gry aktorskiej nie uświadczono.

Na koniec kilka słów o wizualnej stronie widowiska. Widać, że wpompowano miliony dolarów, aby uwiarygodnić nie tylko latanie na lianach w dżungli – niestety bardzo sztuczne, ale też by pokazać, że można z łatwością generować komputerowo przerośnięte goryle, zapominając o realizmie, czy też ekspedycji z przełomu wieków nadać wyglądu niczym komandosom udającym się na polowanie w podrzędnym sequelu „Parku Jurajskiego”. Edgar Rice Burroughs przewraca się w grobie. Niestety.

 

Tytuł: "Tarzan: Legenda"

Reżyseria: David Yates

Scenariusz: Craig Brewer, Adam Cozad

Obsada:

  • Alexander Skarsgård    
  • Samuel L. Jackson
  • Margot Robbie
  • Djimon Hounsou
  • Christoph Waltz
  • Jim Broadbent
  • Ben Chaplin            
  • Simon Russell 

Muzyka: Rupert Gregson-Williams

Zdjęcia: Henry Braham

Montaż: Mark Day

Scenografia: Stuart Craig

Kostiumy: Ruth Myers 

Czas trwania: 109 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus