„Prof. Filutek: 1967-1984” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 12-06-2016 23:18 ()


Jak zapewne pamięta część współczesnych wielbicieli historyjek obrazkowych, komiks w PRL lekko nie miał. Prominenci tej przedziwnej struktury politycznej spoglądali na owo medium z wrogością bądź też w najlepszym razie nieufnością. Zdawano sobie jednak sprawę z komercyjnego potencjału komiksu (wbrew szumnym deklaracjom towarzysze marksiści bardzo lubili pławić się w dobrach doczesnych) i stąd stopniowo poszerzano zasięg dostępu do tego typu publikacji.

Jedną z ówczesnych enklaw prezentacji komiksu był tygodnik „Przekrój”, na którego łamach zamieszczono tzw. pasek z udziałem profesora Filutka i jego psa Filusia. Znamiennym jest, że ów noszący się po przedwojennemu jegomość zadomowił się we wspomnianym periodyku już w roku 1948, tj. szczególnie intensywnym pod względem forsowania stalinizmu we wszelkich przejawach życia społecznego. To właśnie wówczas tuzy polskiej poezji tego sortu co Julian Tuwim i Władysław Broniewski sławili „geniusz wodza postępowej ludzkości” w ociekających wazeliną panegirykach, wynagradzanych sowitymi apanażami i goszczeniem się w tzw. domach pracy twórczej.

Tymczasem wyspecjalizowany w rysunkowej satyrze Zbigniew Lengren zdecydował się podążyć zupełnie odmiennym szlakiem niż pieszczochy władzy ludowej. Tak się bowiem złożyło, że ów związany z Toruniem twórca niejako taktownie nie zauważył nasilenia socrealistycznych trendów. Mało tego! Nie tylko podjął się rysowania tak nielubianych przez różnych Borejszów i Sokorskich komiksów (bo tym de facto były przejawy jego twórczości), ale też miast uczynić ich bohaterem typowy okaz socjalistycznego „Rambo” w rozchełstanej koszuli, pole do popisu oddał osobnikowi jako żywo wzbudzającemu skojarzenia z przedwojennym inteligentem! „Przekrój” z założenia miał jednak stanowić swoisty wentyl społecznego bezpieczeństwa. Stąd redakcja krakowskiego tygodnika mogła pozwolić sobie na odrobinę więcej niż większość ówczesnych tytułów prasowych. Zresztą odziany w melonik i staromodny tużurek prof. Filutek, w oczach zarówno cenzorów jak i odpowiedzialnych za sferę kultury partyjnych notabli mógł jawić się w kategorii obśmiewanego reliktu minionej epoki. Zupełnie inaczej rzecz się miała w przypadku czytelników „Przekroju”, dla których pocieszny staruszek i jego nieodłączny pies Filuś urośli do rangi nieformalnej wizytówki tygodnika. Nie dziwi zatem żywotność pasków z ich udziałem, bez których nie sposób było sobie wyobrazić kolejnych numerów tego periodyku. Publikowano je bowiem nieprzerwanie od wzmiankowanego roku 1948 aż do 30 marca 2003 r. (Zbigniew Lengren zmarł 1 października 2003 r.).

Siłą rzeczy długoletnia współpraca z „Przekrojem” zaowocowała pokaźnym zbiorem pasków, w których obaj bohaterowie mieli okazję do popisania nieszablonowymi pomysłami w rozwiązywaniu problemów codzienności. To co nasuwa się wraz z ledwie pobieżnym zapoznaniem z ich perypetiami to odmienność w poetyce humoru w zestawieniu z współczesnymi trendami. Wygląda bowiem na to, że pomysłodawca „Profesora Filutka” nie tylko za nic miał wytyczne ideologów socrealizmu, ale też skłonności do drapieżnej pseudo-satyry lansowanej m.in. w „Polskiej Kronice Filmowej” przełomu lat 40. i 50. minionego wieku. Przeważa zatem pocieszna krotochwilność i dżentelmeńskie usposobienie tytułowego bohatera. To swoisty paradoks, bo ze wspomnień bliskich Lengrena wyłania się obraz osoby trudnej w obyciu (jego córka określiła go mianem nie tyle „humorysty” co „humorzysty”). Popadający w irytację wskutek – oczywiście w mniemaniu rzeczonego – nadmiernej popularności Filutka kosztem innych jego przedsięwzięć (był m.in. zapalonym fotografikiem), wykazywał się pełnym profesjonalizmem niemal każdego dnia szlifując swój warsztat. Już tylko okoliczność wieloletniej współpracy z „Przekrojem” świadczy korzystnie o podejściu Lengrena do uprawianego przezeń fachu.

Akcja zawartych w niniejszym tomie opowiastek osadzona jest w realiach im współczesnych i tym samym Filutek zmuszony jest borykać się z charakterystycznymi dla tego czasu utrudnieniami (np. kolejkami do budki telefonicznej). Do tych wyzwań odnosi się jednak ze zmyślnością i humorem, którymi nie raz ratowali się mieszkańcy szaroburej PRL. Tym bardziej, że jak zwykł mawiać inny klasyk tamtych czasów: „Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko rozwiązuje się problemy nieznane w żadnym innym ustroju”. „Prof. Filutek” to co prawda kompletnie inna formuła odnoszenia się do absurdów tamtej epoki niż dajmy na to filmy Stanisława Barei. Wypada je raczej uznać za przejawy eskapizmu typowego dla znużonych inteligentów. W tej kategorii Filutek stanowił niewątpliwie jakość samą w sobie, która – podobnie jak publikowane według identycznego klucza chronologicznego „Fistaszki” – z powodzeniem oparła się próbie czasu.

Styl rysunku stosowany przez Lengrena charakteryzuje się dobrze pojmowaną prostotą, odpowiednią dla komiksu prasowego. Asceza kreski nie przeszkodziła jednak w dosycaniu przypadków Filutka często żywiołowymi emocjami. Osiągał on ów efekt oszczędnymi, acz wyraźnie przemyślanymi środkami. Toteż powstałe za sprawą jego talentu kadry nijak się mają do wypełnionych szczegółami pasków Janusza Christy z okresu jego współpracy z „Wieczorem Wybrzeża”. A jednak nie sposób odmówić pracom Lengrena elegancji i finezji, wzbudzającej skojarzenia z przedwojenną szkołą ilustracji prasowej, docenionej przez czytelników takich periodyków jak „Mucha”. Toteż można zaryzykować twierdzenie, że paski z udziałem Filutka stanowiły jeszcze jeden przejaw nostalgii za idealizowanym dwudziestoleciem międzywojennym.

Zarówno profesor Filutek jak i pies Filuś nie przepadli na szczęście w zbiorowej niepamięci. Dowodem na to jest chociażby urokliwa rzeźba drugiego z wspomnianych przy Rynku Starego Miasta w Toruniu. Brakowało jednak upamiętnienia dorobku Zbigniewa Lengrena w formie publikacji gromadzących dokonania tego twórcy. Luka ta doczekała się właśnie uzupełnienia, czego przejawem jest zarówno niniejszy album jak i poprzedzający go tom pierwszy zbierający paski z lat 1948-1966. W przygotowaniu trzecia, finalna odsłona tej wyjątkowej inicjatywy obejmująca lata 1985-2003.

 

Tytuł: „Profesor Filutek: 1967-1984”

  • Scenariusz i rysunki: Zbigniew Lengren
  • Wydawca: Ongrys
  • Data premiery: 19 maja 2016 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,6 cm
  • Papier: offset
  • Druk: czarno-biały/kolor
  • Liczba stron: 176
  • Cena: 59 zł

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus