„Hieronim Bosch” - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 10-06-2016 14:44 ()


Od setek lat dzieła tego artysty nie przestają zdumiewać ich wizyjnością, inwencją w kreowaniu osobliwych istot oraz zawiłą symboliką. Dla jednych jawi się on jako prekursor surrealizmu, przez innych zwykł być oceniany w kategorii przysłowiowego „ostatniego Mohikanina” późnośredniowiecznych mistrzów niderlandzkich. Bez względu na słuszność oceny jednej bądź drugiej strony, pewne jest, że wobec dzieł Hieronima Boscha (bo o nim właśnie mowa) nie sposób przejść obojętnie, a jego twórczość nie przestaje inspirować.

Za przejaw tego zjawiska z pełnym przekonaniem wypada uznać komiks krajana rzeczonego w osobie Marcela Ruijtersa, holenderskiego twórcy tego medium, który postanowił bliżej przyjrzeć się osobie niezwykłego malarza. Jest to zresztą kolejny już tego typu utwór w ofercie wydawnictwa Timof i cisi wspólnicy – tj. wprost odnoszący się do klasyków malarstwa w formule komiksowej - po takich tytułach jak „Munch” Steffena Kvernelanda oraz „Vincent i van Gogh” Gradimira Smudji. W odróżnieniu od dość luźnych reinterpretacji zawartych w obu wspomnianych tytułach, komiks w wykonaniu Holendra można zaliczyć do typowej biografistyki, acz z pewnością niestandardowo zilustrowanej.

Swoją opowieść Ruijters rozpoczyna od sceny, w której dość jeszcze młody Bosch (choć w rzeczywistości zwał się on Jeroen Anthoniszoon van Aken) staje się świadkiem ludycznej rozrywki mieszkańców ówczesnych Niderlandów. W jej trakcie ociemniali śmiałkowie usiłują ubić drągami wieprza. Wszak perspektywa nasycenia się mięsem tego zwierzęcia to niezbyt częsta gratka dla trudniących się żebractwem ślepców. Nie bez znamion perwersji wpatrują się w owo widowisko gawiedzie, czyniąc przy tej okazji liczne zakłady. Wśród nich nie zabrakło również tytułowego bohatera, który miast iść za przykładem swoich rozwrzeszczanych bliźnich dzieli się ze starszym bratem kąśliwymi uwagami na temat wypatrzonego w tłumie zakonnika.

Niezbyt optymistycznych refleksji nie brakuje zresztą przez cały ów utwór, stanowiących jakby odległe echo traumy doznanej przez przyszłego malarza w trakcie pożaru rodzinnego miasta ‘s-Hertogenbosch (swoją drogą to właśnie od tej nazwy zaczerpnął on swój pseudonim artystyczny). Posępnemu oglądowi rzeczywistości sprzyjały również trudy codzienności drugiej połowy XV wieku, naznaczone nawrotami kolejnych epidemii, groźbą społecznych zawirowań czy trywialnym spadkiem zainteresowania produktami oferowanymi przez warsztat Boscha. Sentencja „Memento mori” zdaje się tu zatem nadal aktualna, mimo że co poniektórym wyraźnie śpieszno już ku „Carpe diem”. Takimi też okazały się dzieła Boscha, zawierające w sobie zarówno znamiona mających się ku końcowi wieków średnich, jak i symptomy przewartościowania ukierunkowującego ówczesnych intelektualistów ku odmiennym niż dotychczasowe obszarom tematycznym. Dość wspomnieć, że to właśnie wówczas artyści stopniowo wydobywali się z mgły anonimowości, a wśród nich znalazł się także sygnujący część swoich płócien Bosch. Jednak zarówno hybrydalne monstra, jak i wizja pośmiertnych katuszy oczekujących na niepoprawnych grzeszników nie pozwalają zapomnieć o nieuchronnej przemijalności.

Owa przesycona eschatologicznością nastrojowość udziela się Boschowi również na kartach niniejszego komiksu. Ruijters portretuje rzeczonego jako chwiejnego melancholika, podatnego na depresje i zalęknionego wskutek tragicznych przeżyć okresu młodości. O dziwo to właśnie owym cechom osobowości twórca „Ogrodu rozkoszy ziemskich” zawdzięczał być może tę szczególną wrażliwość, za sprawą której zbiór idei i obrazów w przejawach twórczości wyróżniającego się artysty przepoczwarza się w ponadczasową wizję. Równocześnie nie omieszkał on przybliżyć środowisko społeczne, w którym ów autor wiódł swój żywot: utrzymujące się z rzemiosła i handlu suknem miasta niderlandzkie pełne rowów kloacznych, cuchnących rynsztoków i obskurnej architektury. Krążący wśród nich wynędzniali, niemal zezwierzęceni żebracy oraz borykająca się z wyniszczającymi chorobami biedota znalazły swoje odbicie w malarskich kompozycjach Boscha. Autor komiksu niedwuznacznie sugeruje, że to właśnie owa trawiona entropią rzeczywistość stanowiła zasadnicze źródło inspiracji artysty. Tym samym na swój sposób polemizuje on z interpretatorami fenomenu niderlandzkiego malarza, sugerującymi niezwykłość jego prac jako pochodną neurozy czy wręcz choroby psychicznej.

Jak przystało na autora odchowanego w społeczeństwie postprotestanckim (a zarazem przodującym w wielowymiarowej emancypacji), Ruijters nie oparł się pokusie wkomponowania w ramy swojej opowieści przedstawicieli katolickiego kleru. Przy czym sposób ich prezentacji ani trochę nie zaskakuje. Mamy zatem do czynienia ze zwyrodniałymi hipokrytami o niecnych obliczach i takich też zamiarach, a w konsekwencji wzbudzającymi powszechną grozę i niechęć. Tym samym można śmiało rzec, że holenderski autor z lubością wpisał się w zamierzchłą tradycje kultywowaną m.in. przez Marcina Lutra i wspierających go książąt Rzeszy, a rozpowszechnioną zarówno w mało wyszukanych pod względem formy i treści pamfletach jak i ilustrujących je rycinach. Takimi to bowiem sposobami protestanci usiłowali zantagonizować swoje potencjalne „owieczki” wobec tzw. papistów i tym samym usprawiedliwiać grabież dóbr kościelnych, do której doszło na ogromną skalę w toku wdrażania reformacji. Jak widać owa propaganda okazała się zaskakująco żywotna i nadal znajduje swój przejaw m.in. w takich publikacjach jak niniejszy komiks. Ruijetrs okazał się za to (choć co prawda ustami konającego zakonnika) nad wyraz uprzejmy dla wyznawców islamu. Jak zatem widać spiżowe kanony poprawności politycznej zostały zachowane także i w tym utworze.

Maniera, którą zilustrowano niniejszy komiks wydaje się trafnie dobrana i tym samym sugestywnie ujmująca sedno poetyki twórczości Boscha. Fluktuujące, naznaczone deformacjami kształty, permanentne przerysowania oraz modulacje proporcji ze skłonnością do turpizmu udanie korespondują z estetyką obecną w pracach niderlandzkiego mistrza. Być może nieco odmienna gama kolorystyczna, bliższa tej z jego dzieł, w jeszcze większym stopniu generowałaby emanującą z nich nastrojowość. Ogólnie jednak oryginalność warstwy plastycznej komiksu Ruijtersa jest na tyle znaczna, że trudno dopatrzeć się w ofercie rodzimych wydawców pracy choćby zbliżonej doń pod tym względem. Bazując na konceptach wielkiego twórcy przeszłości, holenderski autor zdołał wykreować osobliwy, unikalny formalnie świat przedstawiony. I choćby tylko z tego względu (ale nie tylko) warto sięgnąć po ten tytuł.

 

Tytuł: „Hieronim Bosch”

  • Tytuł oryginału: „Jheronimus”
  • Scenariusz i rysunki: Marcel Ruijters
  • Tłumaczenie z języka niderlandzkiego: Alicja Oczko
  • Liternictwo: Paweł Timofiejuk
  • Wydawca wersji oryginalnej: Lecturis
  • Wydawca wersji polskiej: Timof i cisi wspólnicy
  • Data premiery wersji oryginalnej: 29 września 2015 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 19 maja 2016 r.
  • Oprawa: miękka
  • Format: 16,5 x 23 cm
  • Papier: offset
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 160
  • Cena: 49 zł

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie komiksu do recenzji.

Galeria


comments powered by Disqus