Jacek Łukawski "Kraina Martwej Ziemi" tom 1: "Krew i stal" - recenzja druga

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Motyl

Dodane: 25-05-2016 10:35 ()


Od jakiegoś czasu tak zwana dobra (czytaj „poczytna”) fantasy musi wiązać się z wojną, morderstwami, torturami i rzekami krwi. Nie wiem, skąd wzięła się ta moda, ale wiem, że pisarz, który poza nią wykracza, raczej nie przekona do siebie wydawcy. Niemal każda książka fantasy przypomina dziś horror wojenny, widocznie takie jest zapotrzebowanie czytelników, z którymi lepiej się nie spierać. W końcu to oni mają decydujący głos. Ja jednak należę do tej wąskiej grupy, która nie znosi wojen, opisów tortur i gwałtów oraz ogólnego ponurego wydźwięku książek fantastycznych. Jeśli czasem powieść tego typu przekona mnie do siebie, stanowi to jasny dowód artyzmu autora – nie sztuka bowiem przekonać fanów gatunku, prawdziwym wyzwaniem jest sprzedać swe dzieło przeciwnikowi. Trzeba przyznać, że Jacek Łukawski to potrafi. „Krew i stal” jest pierwszą częścią jego cyklu „Kraina martwej ziemi”.

Szukanie czegokolwiek na terenie objętym śmiertelną klątwą to misja samobójcza. Istnieją jednak tacy, których nie przeraża ryzyko, szczególnie że czar zaczyna się wyczerpywać i Martwa Ziemia nie jest już tak groźna jak kiedyś, a królestwo rozpaczliwie potrzebuje artefaktów z zagubionej świątyni. Król Wondettel wysyła więc najodważniejszego i najbardziej doświadczonego ze swych dowódców, Dartora, na ich poszukiwanie. Dartorowi i jego doborowym żołnierzom towarzyszy Arthorn, przysłany w ostatniej chwili królewski agent, mający własne tajne rozkazy. Teoretycznie ma być przewodnikiem, w praktyce zaś nawet on nie wie do końca, jaki jest cel misji. Wie jedynie, że jeśli tajemniczy artefakt nie zostanie dostarczony do Wondettel, nim Martwica ostatecznie zaniknie, stanie się coś strasznego...

Ot, opowieść jakich wiele. Drużyna śmiałków rusza na poszukiwanie ukrytego magicznego przedmiotu i po drodze musi zmierzyć się z przeróżnymi niebezpieczeństwami. Dzięki temu nabywają wiedzę o świecie, stają się mądrzejsi, lepsi i bardziej ze sobą związani. Po drodze, jakby mimochodem, ratują jedno i drugie królestwo, pojedyncze księżniczki, ewentualnie cały świat. Dlaczego więc książka Jacka Łukawskiego jest ewenementem? Przecież na oko przypomina skrzyżowanie „Miecza prawdy” i „Wiedźmina”, czym to się więc ekscytować? Otóż jest to powieść po prostu ciekawa, a nie o każdej da się to powiedzieć. Czyta się ją doskonale, a pomimo tego, co napisałam wcześniej, wcale w niej nie czuć wtórności. To ogromny sukces. Do tego należy dodać świetną konstrukcję postaci głównych bohaterów, a także tych drugoplanowych. Razem sukces.

Debiut powieściowy Jacka Łukawskiego można uznać za bardzo udany, szczególnie że autor ozdobił ją prasłowiańskimi elementami, lekceważonymi na ogół przez polskich pisarzy – nie wiedzieć czemu. Dla mnie stanowiło to dodatkową przyprawę, wybitnie podnoszącą smak całej potrawy, jeśli można tak napisać o książce. Przy tym wartka akcja i zgrabna historia, przyprawiona szczyptą wisielczego humoru, nie pozwala się nudzić. Polecam każdemu miłośnikowi gatunku, nie rozczaruje się.

Tytuł: "Kraina Martwej Ziemi" tom 1: "Krew i stal"

  •     Autor: Jacek Łukawski
  •     Wydawnictwo: SQN
  •     Data wydania: 02.2016 r.
  •     Format: 135 x 210 mm
  •     Oprawa: miękka
  •     Liczba stron: 384
  •     ISBN: 978-83-7924-584-0
  •     Cena: 34,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


comments powered by Disqus