„Malcolm Max" tom 1: „Porywacze ciał” - recenzja
Dodane: 04-05-2016 22:19 ()
Współczesna popkultura sprawiła, że londyńska metropolia z epoki wiktoriańskiej ponownie przeżywa czasy świetności. Stolica dawnego imperium jest bowiem niesłychanie inspirująca – legendy miejskie, zbrodnie i wynaturzenia, aura niesamowitości, groza. Między innymi takie elementy posłużyły za podstawę komiksu „Malcolm Max”, nowej serii z oficyny Scream Comics.
Trzeba zauważyć, że opowieść „Porywacze ciał”, bo tak brzmi tytuł pierwszego albumu, przefiltrowana jest przez specyficzny humor twórców, natomiast zabiegi stylizacyjne w większym stopniu niż do wykreowanej fabuły odnoszą się do sfery graficznej. Zastosowanie takiej strategii pozwoliło zajmująco odtworzyć samą scenerię, miejsce akcji, jednak w trakcie lektury można odnieść wrażenie pewnej powierzchowności w wykorzystaniu kluczowych motywów.
Być może dzieje się tak dlatego, iż sama intryga jest przysłowiowymi grubymi nićmi szyta. Początek jawi się jednak naprawdę obiecująco. Malcolma Maxa, detektywa parającego się sprawami wykraczającymi poza rozum oraz Charismę, pół-wampirzycę, wierną kompankę tytułowego bohatera poznajemy na cmentarzu, w trakcie przeprowadzenia śledztwa związanego z masowymi zaginięciami ciał nieboszczyków, które pośrednio wiąże się zaś z serią morderstw na mieszkankach Londynu.
Teoretycznie fascynujący koncept łatwo traci jednak swój potencjał. Stosunkowo szybko wydedukować można osobę odpowiedzialną za terror, chociaż jej prawdziwa tożsamość pozostaje częściowo przysłonięta mgiełką tajemnicy. Niestety, sposób prezentowania dochodzenia, zwłaszcza konfrontacyjnych dialogów pomiędzy fajtłapowatym inspektorem Scotland Yardu a Malcolmem Maxem budzi pewne wątpliwości, przy czym częściowo są one rekompensowane przez groteskową formułę żartów.
Zarzut można już jednak wysnuć między innymi w odniesieniu do bardzo prostego zderzenie racjonalizmu i wiary w zjawiska nadprzyrodzone dwójki rzeczonych postaci. Cieniem na uschematyzowanej relacji kładą się również niespodziewane wskazówki – do pewnego stopnia śledztwem rządzi chaos i przypadek. Wielka szkoda, że naprawdę interesujące wydarzenia urywają się gwałtowanie wraz z końcem albumu. Peter Mennigen, autor skryptu, pomimo wszystko potrafi podsycać ciekawość.
Nadnaturalna aura kryminalnej zagadki jest bowiem fascynująca sama w sobie. Widoczne jest to najlepiej, gdy główny bohater przy pomocy obrzędów vodoo wkracza do świata zmarłych. Fantastycznie zaakcentowano nastrój grozy pojawiającej się w ramach sennego koszmaru. Tym bardziej należy żałować, że postać Charismy jest w tym kontekście marginalna. Jej wampiryczność przejawia się właściwie tylko w sugestywnym spojrzeniu i wyjątkowej sile wykorzystywanej do manifestacji swoich poglądów.
Seksowna niewiasta funkcjonuje bowiem niczym sufrażystka walcząca o prawa i godność kobiet, gdy równocześnie Malcolm Max jawi się jako niemalże współczesny lowelas. Pomiędzy dwójką bohaterów nieunikniona jest relacja romantyczna, jednak chemia, póki co, pozostaje ledwie wyczuwalna, choć trzeba przyznać, że kiełkujące uczucie pomiędzy detektywem od spraw paranormalnych a wampirzycą może dodatkowo uatrakcyjnić opowieść.
Niesamowitość, kryminalny charakter historii, subtelny erotyzm i awanturniczy sznyt zostały zaś oddane w przekonywujący i przykuwający uwagę sposób za sprawą wizualiów. Ingo Romling stosuje nieco geometryczną kreskę, zwłaszcza w przypadku modelunku postaci. Grafiki są detaliczne, sprawiają bardzo estetyczne wrażenie. Komiksowe obrazy XIX wiecznej architektury, jak i całego świata przedstawionego stanowią wartość albumu, do którego wprowadzono również inspiracje stylistyką steampunku.
Nie da się ukryć, że jest w tej opowieści pewien urok. Interesujące wyobrażenie na temat wiktoriańskiej metropolii podszyte jest także historycznymi przekazami, o których autorzy rozwodzą się w zajmującym posłowiu. „Malcolm Max: Porywacze ciał” ma jednak w sobie wady – schematyczne relacje, rozwlekłe kwestie dialogowe, łatwą do przewidzenia intrygę. Nastrój tajemnicy pozwala jednak z pewnymi nadziejami oczekiwać kontynuacji.
Tytuł: „Malcolm Max" tom 1: „Porywacze ciał”
- Scenariusz: Peter Mennigen
- Rysunek: Ingo Romling
- Wydawnictwo: Scream Comics
- Data publikacji: 3/2016
- Tytuł oryginalny: Malcolm Max: Body Snatchers
- Wydawca oryginalny: Bielefeld
- Liczba stron: 72
- Format: 240x320 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Cena: 59 zł
Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus