„Red Skin" tom 1: „Welcome to America" - recenzja
Dodane: 30-04-2016 22:19 ()
Wiera Nikołajewna jest najlepszym żołnierzem ZSRR. Przeszła najdłuższy specprogram szkoleniowy w Związku Radzieckim i jest regularnie oddelegowywana do wykonywania najniebezpieczniejszych misji. Kiedy ją poznajemy, śliczna i zabójcza Krasnaja Koża dostaje od towarzysza Breżniewa nowe zadanie, inne niż wszystkie dotychczasowe. Musi szybko nauczyć się być Amerykanką i wtopić się w amerykański krajobraz, a nie jest to łatwe, bo trzeba diametralnie zmienić sposób myślenia – chociażby zrozumieć, że Amerykanie nie naprawiają telewizorów, tylko wyrzucają zepsute i kupują nowe. No właśnie, już na początku warto zaznaczyć, że szpiegowsko-sensacyjna seria „Red Skin” podszyta jest ironią, która dodaje jej niepowtarzalnego uroku. Wszystko dzięki inteligentnemu scenariuszowi Xaviera Dorisona.
Francuski scenarzysta umiejętnie ingeruje w historyczny okres, podporządkowując go do swoich potrzeb. Przede wszystkim wykorzystuje etos superbohaterów, drwiąc sobie trochę z tego, że Amerykanie są zapatrzeni w zamaskowanych herosów. Zarazem celnie zauważa, że superbohaterowie mogą być narzędziem propagandy, a ta była w okresie Zimnej Wojny motorem napędowym konfliktu po obu stronach barykady. Z dużą dawką szyderstwa podchodzi do samej koncepcji ideologicznego, politycznego oraz militarnego konfliktu między – upraszczając – światowym blokiem Wschodnim i Zachodnim. W komiksie Rosjanie ewidentnie nie chcą, by konflikt się zaognił, ponieważ obecny stan zdaje się odpowiadać obydwu stronom. Gdzieś w tym wszystkim zaczyna funkcjonować stworzona przez Dorisona postać, która ma być nowej jakości superbohaterką. W „Red Skin” mamy bowiem do czynienia z bardzo silnym ruchem purytańskim, który buduje swą siłę między innymi na działaniach zamaskowanego samozwańczego bohatera o pseudonimie Cieśla. Ktoś musi mu się przeciwstawić i tym kimś ma być właśnie Wiera.
Kogo do zainteresowania komiksem skłania jedynie okładka, a na niej duża pupa i wydatne piersi bohaterki, spieszę ze sprostowaniem. Komiks w żadnej mierze nie emanuje przesadnym erotyzmem, bohaterka jest ubrana, a zaledwie kusi krągłościami. Nie jest to Terry Dodson, jakiego można kojarzyć chociażby z wydanego kilka lat temu przez Sutoris pierwszego albumu z serii „Sny”. Wydaje się, jakby amerykański artysta narysował „Red Skin” z trochę mniejszą pieczołowitością czy dbałością o detal, a jednak w jego stylu kryje się lekkość, jak najbardziej potrzebna tej historii. Odnoszę wrażenie, że specjalnie chciano uniknąć w tym przypadku przerostu formy nad treścią – ponieważ scenariusz Dorisona sam w sobie zawiera jedynie delikatnie zarysowane podteksty erotyczne, także przesadne erotyzowanie tego komiksu w warstwie graficznej mogłoby mu po prostu nie służyć.
Mankamentem pierwszego tomu „Red Skin” jest nagłe zakończenie, wystawiające cierpliwość czytelników na dużą próbę. O tyle większą, że we Francji na kontynuację trzeba czekać prawie dwa lata (sic!). Polski czytelnik jest w tej komfortowej sytuacji, że kiedy Scream Comics wprowadziło na rynek album zatytułowany „Welcome to America”, ten zatytułowany „Jackie” jest już w bliskich zapowiedziach oficyny Glénat. Pozostaje mieć nadzieję, że nie będziemy musieli czekać na ciąg dalszy tak długo jak Francuzi. A jest na co, bo „Red Skin” to bardzo fajne czytadło i kolejna dobra pozycja w dorobku Xaviera Dorisona.
Tytuł: „Red Skin" tom 1: „Welcome to America"
- Scenariusz: Xavier Dorison
- Rysunek: Terry Dodson
- Wydawnictwo: Scream Comics
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Liczba stron: 64
- Format: 240x320 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Wydanie: I
- Data wydania: 04.2016
- Cena: 49 zł
Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
Galeria
comments powered by Disqus