"Lux Aeterna. Wieczne światło" - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: KrowaQ

Dodane: 16-04-2016 11:08 ()


W fantastyce od dawna trudno znaleźć coś całkiem nowego. Właściwie wszystkie tematy są dziś wtórne, zależy więc od talentu autora, jak sobie z tym wybranym poradzi. Rzecz opisaną sto razy można opisać sto pierwszy w sposób, który zafascynuje czytelników. Trzeba jednak mieć do tego nie byle jaki talent. Bywa jednak też, że autor weźmie się za temat jeszcze nie ograny, choć istniejący od wieków, od tysiącleci i eksploatowany tyleż czasu? Mam tu na myśli religię, nie jakąś konkretną, ale samo pojęcie religii i niektórych dogmatów, które bywają wspólne. Nowatorskie naświetlenie bywa tu niczym powiew świeżego powietrza. Czy ta sztuka udała się autorowi książki „Lux Aeterna”? Zobaczmy.

Janek ma powody do niepokoju. Pewnego dnia zostaje zabrany przez nieznajomych ludzi i bez słowa wyjaśnienia zamknięty w obrzydliwym, cuchnącym więzieniu, pod strażą brutalnych dozorców, którzy na jego pytania odpowiadają wyłącznie przemocą. Zdezorientowany chłopak próbuje walczyć, a bezwzględnie spacyfikowany przez strażników popada w rozpacz. Wkrótce odkrywa, ze nie jest jedynym więźniem tego strasznego miejsca. Oprócz niego w tajemniczej twierdzy znajdują się jeszcze co najmniej dwie osoby – mrukliwy i gburowaty Francuz oraz młoda dziewczyna o imieniu Saoke. Z nią Janek nawiązuje kontakt za pomocą wiadomości, przenoszonych przez tresowanego szczura, drugi więzień początkowo w ogóle nie chce z nim rozmawiać. Gdy chłopak zaczyna odzyskiwać pamięć, orientuje się z przerażeniem, że jego „aresztowanie” mogło wcale nie być tak bezpodstawne, jak początkowo sądził. Razem z Francuzem i Saoke opracowuje plan ucieczki. Staje się ona dla niego nie tyle powrotem na wolność, co początkiem wkraczania w świat, którego istnienia dotąd nie podejrzewał – świat wiedzy o przedziwnej, niedostrzegalnej gołym okiem inwazji z kosmosu….

Książka ma bardzo ciekawe założenia, choć wykonanie nie jest może tak dobre, jakie mogłoby być. Styl miejscami kuleje, choć na szczęście nie tak, żeby stanowiło to istotny problem. Pisarz jest młody, wyrobi się z czasem. Gorzej, że z bólem serca muszę go rozczarować: sedno jego intrygi nie jest żadną nowością. Temat był już poruszany w oryginalnej serii Star Treka (trzeci sezon, odcinek „Lights of Zetar”), w Star Trek Voyager (sezon pierwszy, odcinek „Emanations”) oraz w wielu odcinkach serialu Babilon 5. Nie można tu nie wspomnieć już o wspaniałym postapo Piotra Patykiewicza „Dopóki nie zgasną gwiazdy”, tak, również tam znajdziemy podobieństwo. Nie chcę przez to sugerować, że autor sobie pomysł świadomie „zapożyczył” – jedynie, że nie był pierwszy. Widocznie koncepcja jest tak kusząca, że żyje gdzieś w zbiorowej podświadomości i stosunkowo łatwo na nią wpaść.

Nie zaprzeczam, że książka napisana jest całkiem dobrze. Chwilami styl mógłby być lepszy, jak wspomniałam, ale ogólnie robi pozytywne wrażenie  Jest wolna od irytujących dłużyzn, ma interesujących bohaterów i można w niej znaleźć ciekawe dywagacje o naturze religii jako zjawiska społecznego. Ponadto wydawnictwo zadbało o elegancką oprawę, co dziś jest rzeczą bardzo ważną (można nawet chwilami odnieść wrażenie, że daleko mniej liczy się treść niż okładka). W sumie – niezły debiut, choć na przyszłość radziłabym autorowi większą ostrożność w doborze tematu. Wtórność jest od jakiegoś czasu nieunikniona, trzeba się jednak starać, żeby być jak najmniej wtórnym.

  • Tytuł:"Lux Aeterna. Wieczne światło"
  • Autor: Mike Vysocky
  • Gatunek: fantastyka
  • Okładka: miękka, ze skrzydełkami
  • Ilość stron: 444
  • Rok wydania: 2016
  • Wydawnictwo: Novae Res
  • Cena: 38 zł


comments powered by Disqus