Kultura Fastfoodu
Dodane: 26-04-2007 14:32 ()
„Kultura umarła", stwierdził Finn w trakcie jednej z naszych długich rozmów o upadku jakichkolwiek wartości. Rozmów o tyle cennych, że otwierających nam obu oczy na to, że świat jest coraz większym bagnem, a dla takich romantyków jak my zaczyna brakować w nim miejsca. Tym razem gadaliśmy o kobietach. Tak, wiem, oklepany temat, ale ugryzienie go od strony pierwotności instynktów wnosi choć trochę świeżego powietrza do tej zatęchłej już od lat dwudziestych ubiegłego wieku trumny. Konkluzja była mniej więcej taka. Kultura umarła pod płotem, kobietami rządzą instynkty (zresztą tak jak i facetami, wiadoma sprawa), więc zmieniają partnerów jak rękawiczki. Za młodu chcą ogiera, na starość biznesmena z dużą kasą na zapewnienie dzieciom odpowiedniego poziomu życia. Słowem, do piachu brachu, jak się zakochałeś we współczesnej kobiecie. Szykuj sobie dębową jesionkę i za Ravicem zawołaj „Salut!", wychylając ostatnią miarkę w swoim życiu.
Jednak czy tak nie było zawsze? Czyż nie rządzą nami od zarania dziejów proste, zwierzęce potrzeby? Dobór odpowiedniej puli genów dla potomstwa, tudzież czysto fizyczne fascynacje? Przyzwyczajenie do ciała, do zapachu, do uśmiechu i dotyku, które człowiek bierze za miłość? Zresztą, miłość to duże słowo. Pełne znaczenia i zupełnie go pozbawione. Idealne symulakrum przeładowane ilością znaczeń. Symbol określający wszystko, a zarazem nic konkretnego. Jednak czy miłość w stanie czystym nigdy nie istniała? Istniała, zatraciła tylko swój sens gdzieś podczas kolejnej transformacji mentalności. Kiedyś instynkty hamowała kultura - purytańskie zasady monogamii i patriarchalny model świata. Jeden ślub na całe życie, mężczyzna panem domu itp. Racjonalizacja instynktu. Gwałt na naturze, która nie zna słowa monogamia. W dobie ponowoczesności cała budowana przez wieki kultura sypnęła się jak domek z kart, a zgliszcza, które pozostały nie potrafią już zapanować nad chucią. Zezwierzęcenie. Moralny Armagedon.
Konkluzja nazbyt fatalistyczna. Przynajmniej dla mnie. Ja dostrzegam raczej pewną transformację systemu wartości. Totalne przewartościowanie norm. Pierwsze symptomy obecnej sytuacji odnajduję za Postmanem już w XIX wieku[1]. Dwa ważne dla ludzkości wynalazki. Telegraf i fotografia. Koniec z opóźnieniami. Informacja w zasięgu ręki. Na teraz, na zaraz. Nie dłużej jednak niż trzy sekundy. To dzięki telegrafowi i fotografii współczesna reklama miała w ogóle szansę zaistnieć. I to właśnie ona zmieniła nasz świat. Ona i taśma produkcyjna Forda.
Do czego zmierzam? Prostą drogą do masowości. Stosunkach międzyludzkich traktowanych ilościowo, a nie jakościowo. Teraz kobieta w trakcie życia powinna mieć, co najmniej sześciu partnerów. Mając 14 lat dowiaduje się z poradników w kolorowych pisemkach jak całować się z języczkiem. W wieku 15 jak uprawiać seks, żeby nie było dzieci. W wieku 16 pisemka wprowadzają ją w arkana seksu oralnego. Kultura masowa. Nastawiona na konsumpcję symboli, na przyjemność, na ciągłe przeżywanie nowych doznań. Zamiana na lepsze modele, wyuzdane teledyski pełne seksu, trendy, passe i romantyczne wizje hollywoodzkich Appolinów. Metroseksualnych aż do przesady i zawsze gotowych spełniać wszelkie zachcianki.
W tym momencie feminizm sam się pożarł. Hasła równouprawnienia płci przestały być na czasie. Zauważmy, że to kobiety najczęściej rzucają facetów. Płeć, która to zawsze była przez nich krzywdzona, zaczyna mścić się za lata spędzone w homonto. Teraz to facetom zależy, a kobiety szukają alternatyw. Cosmopolitan wykreował metroseksualizm. Przedstawił model wykorzystującej facetów suki. Pod przykrywą ciuchów i zabiegów odmładzających przemycił treści, które zniszczyły kulturę patriarchalną. Nagle mężczyzna się zagubił. Nigdy nie rozumiał kobiet, jednak nagle pojął, że nie rozumie ich jeszcze bardziej. Sięgnął po Cosmo i dostosował swoją stylistykę. Ergo: patriarchat sam się zabił. Pomogła mu w tym reklama i kultura Fast-foodu.
Kultura Fast-foodu? Co to takiego zapytacie? W gruncie rzeczy bardzo prosta sprawa. Dla współczesnego człowieka liczą się w zasadzie trzy rzeczy: nowe doświadczenia, przyjemność i szybkość. Kontynuując porównanie: wejść-zjeść-wyjść i tak siedem razy w tygodniu inny zestaw każdego dnia. Popatrzmy na slogany: „Czas na zakupy", „Cały świat w zasięgu ręki", „U nas szybko i tanio". Natłok informacji, chaos informacyjny, pożerający czas na refleksję. Czasy nocy przy kominku dawno minęły. Teraz rozpoczął się wyścig szczurów. Więcej, szybciej, przyjemniej konsumować. Unikać przykrości. Nie ma miejsca dla miłości, bo czymże ona jest jak nie cierpieniem? Ta ciągła odpowiedzialność, hamowanie natury. Miał rację Freud, że kultura to źródło cierpień. Jednak kultura Fast-foodów już nie. Szybko, łatwo i przyjemnie to jej dewizy. Wzorcowy model znajomości to fascynacja-seks-rozstanie. Nie ma w nim miejsca na dojrzewanie uczuć. Uczucia są groźne, sprowadzają widmo cierpienia. Po co zaś cierpieć, kiedy za rogiem jest kolejny sklep? Być może lepszy, bogatszy, z lepszym asortymentem? Miłość została sprowadzona do banału. Jej symulakrum napełniono seksem. Teraz zakochać się to nie pisać wiersze, tylko dążyć do spełnienia fizycznego. Brak sublimacji popędów, zagłada sztuki, koniec historii. I tylko na chwilę Tanatos wyrywa się z sideł Erosa i zakłada nauczycielom śmietniki na głowę. Taki świat wcześniej czy później musi upaść, tutaj Finn miał sporo racji. Jednak zanim to nastąpi, będziemy żyć w hybrydzie kultury i atrofii. W krainie Fast-foodów. Dopóki tacy jak ja i Finn nie umrą.
[1] Zainteresowanych odsyłam do: Postman N., Technopol, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2004
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...