„Krew tchórzy” tom 1: „Zemsta Jamy” - recenzja
Dodane: 21-03-2016 21:02 ()
„Krew tchórzy” to dwutomowa historyczna opowieść kryminalna, rozgrywająca się w siedemnastym wieku. Pierwsza odsłona historii, zatytułowana „Zemsta Jamy”, wprowadza nas w mroczny klimat świata, nad którym władzę stopniowo zaczynają przejmować wielkie kompanie handlowe, bardziej wpływowe od niejednego królestwa. Śledzimy przebieg dwóch dochodzeń dotyczących krwawych zbrodni, które mimo dzielącego je czasu i przestrzeni, mają jednak zaskakująco wiele wspólnego.
W 1663 roku Arthur J. Joyce Byron Pike, major królewskiej policji, prowadzi śledztwo w sprawie makabrycznych morderstw. Wszystko zaczyna się od znalezienia na brzegu rzeki Ouse poćwiartowanego ciała mężczyzny. Stan zwłok znacznie utrudnia identyfikację ofiar, bo – jak się okazuje – znalezione szczątki należą nie do jednego, lecz trzech mężczyzn. Jednak dzięki ustaleniom doktora Mac Pella, zbrodnia, która początkowo mogła być uznawana za dzieło sadystycznego szaleńca, okazuje się rezultatem przemyślanych i skrupulatnie zaplanowanych działań.
Traf chciał, że w trakcie śledztwa w ręce majora Pike’a wpada dziennik niejakiego Jamesa Eddingtona, kapitana Pierwszego Regimentu Królewskich Kirasjerów, który dwadzieścia lat wcześniej prowadził dochodzenie w sprawie masakry, jaka miała miejsce we Wschodnich Indiach. Oto w kwietniu 1641 roku napadnięto znajdujące się gdzieś na południu wyspy Jawy obozowisko niejakiego sir Francisa i brutalnie wymordowano wszystkich jego ludzi. Królewskiego śledczego, który rozpoczyna swoje dochodzenie dwa lata po tych zdarzeniach, najbardziej zastanawia to, że ktoś zadał sobie wiele trudu, by zbrodnia wyglądała na bestialską zemstę lokalnej ludności za sprofanowanie jednej z tutejszych świątyń.
Dzięki zapiskom Jamesa Eddingtona odczytywanym przez Atrhura Pike’a, obserwujemy zatem przebieg dwóch śledztw, które dzieli dystans dwudziestu lat oraz kilku tysięcy kilometrów, ale łączy jeden znaczący element. W obu przypadkach pojawia się mianowicie wątek działalności Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej (VOC). Współpracujący z nią sir Francis, na chwilę przed atakiem na jego obozowisko, opisuje ją w liście do swej ukochanej jako „wszechmocną morską kompanię handlową, prywatną armadę, która ustanawia prawa na wszystkich morzach i oceanach”. Wpływy kompanii sięgają daleko, a rozwój wypadków opisanych w komiksie jednoznacznie wskazuje, że jej włodarze nie są zadowoleni z dociekliwości obu śledczych.
Jean-Yves Delitte umiejętnie snuje tę rozgrywającą się w dwóch planach czasowych opowieść, stopniowo ukazując coraz więcej szczegółów łączących oba śledztwa. Historia trzyma w napięciu od początku do końca, tym bardziej, że pierwszy tom w zasadzie przynosi więcej pytań niż odpowiedzi. Atmosfera tajemniczości pogłębia się, a rola VOC w opisanych zdarzeniach – choć coraz więcej faktów przemawia przeciwko tej kompanii – nadal jest bardzo niejasna. Krótko mówiąc, prawdziwe emocje dopiero przed nami i nie sposób wykluczyć, że w drugim tomie będziemy świadkami jakiegoś dramatycznego zwrotu akcji. Trzeba podkreślić, że komiks świetnie czyta się także dzięki tłumaczeniu Wojciecha Birka, który doskonale oddał ducha epoki, nie czyniąc jednocześnie języka, jakim posługują się bohaterowie, zbyt trudnym dla współczesnego odbiorcy.
O graficznej stronie komiksu można wypowiadać się jedynie w samych superlatywach. Pełne detali, realistyczne rysunki Jeana-Yvesa Delitte’a to prawdziwa uczta dla oka. Szczególne wrażenie robią spektakularne rozkładówki przedstawiające siedemnastowieczną architekturę (katedra York Minster) oraz – specjalność rysownika – żaglowce. W wydaniu Scream Comics są one jeszcze bardziej efektowne dzięki powiększonemu formatowi komiksu. Warto dodać, że ten uznawany za mistrza komiksu marynistycznego belgijski twórca, jest oficjalnym rysownikiem francuskiej marynarki wojennej, co symbolizuje kotwica umieszczana przy jego nazwisku. Jego zamiłowanie do marynistycznej tematyki widać także w recenzowanym komiksie. Efektowny żaglowiec pojawia się już w pierwszym kadrze, a później wielokrotnie mamy okazję podziwiać piękne okręty, które regularnie goszczą na kolejnych planszach.
Pierwszy tom serii „Krew tchórzy” to komiks, z którym niewątpliwie warto się zapoznać. Intrygująca opowieść i świetne rysunki to dwa niezaprzeczalne atuty tego tytułu. Poza tym jest to doskonała okazja, by zacząć przygodę z twórczością artysty, który jest polskiemu czytelnikowi niemal zupełnie nieznany. Można żałować, że inne tytuły Jeana-Yvesa Delitte’a nie są u nas dostępne, ale równocześnie pozostaje mieć nadzieję, że „Krew tchórzy”, przetrze drogę kolejnym jego dziełom, ku radości wielbicieli komiksów marynistycznych. Dynamika polskiego rynku komiksowego ostatnich lat pozwala przypuszczać, że nie jest to nadzieja płonna.
Tytuł: „Krew tchórzy” tom 1: „Zemsta Jamy”
- Tytuł oryginału: „Le sang des Lâches: La Vengeance de Yama”
- Scenariusz i rysunki: Jean-Yves Delitte
- Tłumaczenie: Wojciech Birek
- Wydawca: Scream Comics
- Data polskiego wydania: 12.2015
- Wydawca oryginału: Casterman
- Data wydania oryginału: 2014
- Objętość: 48
- Format: 24x32 cm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolorowy
- Cena: 44 zł
Dziękujemy wydawnictwu Scream Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.
comments powered by Disqus