„Historia Roja” - recenzja
Dodane: 11-03-2016 22:59 ()
Pamięć o żołnierzach Podziemia Niepodległościowego sprzeciwiających się sowietyzacji Polski to fenomen sam w sobie. Poddawani bezpardonowej eliminacji fizycznej (by wspomnieć chociażby tzw. obławę augustowską z lipca 1945 r.) mieli również trwale zniknąć z kart historii. W latach 1944-1989 tolerowano co najwyżej narracje o „leśnych bandach” i „zaplutych karłach reakcji”, a i w późniejszym okresie ów temat usiłowano w publicznym dyskursie marginalizować.
Dość wspomnieć, że jeszcze w roku 2001 ówcześni posłowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej - Longin Pastusiak i Marek Borowski – oponowali z sejmowej mównicy przeciwko uczczeniu pamięci przedstawicieli Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość pomordowanych zarówno przez wojska NKWD jak i funkcjonariuszy „rodzimej” bezpieki. Medialna dominacja środowisk związanych ze wspomnianą partią oraz pokrewnej im ideologicznie części dawnej opozycji sprawiła, że o Żołnierzach Wyklętych (bo tak za sprawą publikacji Jerzego Śląskiego zwykło się określać antykomunistyczną partyzantkę) w głównonurtowych środkach masowego przekazu wspominano co najwyżej incydentalnie, bądź też z krytykanckim komentarzem uznanych „autorytetów”. Natura ludzka bywa jednak przekorna, a natura Polaka po dwakroć. Tradycje związane z Podziemiem Niepodległościowym okazały się bowiem nadzwyczaj żywotne i wraz z udogodnieniami w przekazie informacji uzyskanymi dzięki upowszechnieniu Internetu – ku przerażeniu środowisk mianowanych opiniotwórczymi – z powodzeniem przyjęły się wśród młodego pokolenia. Dodajmy, że niejako na marginesie wspomnianego głównego nurtu, w którym zwykło się promować zupełnie inne postawy i osobowości. Można zatem rzec, że tłamszona przez dziesiątki lat pamięć o Żołnierzach Wyklętych (czy może trafniej: Niezłomnych) niejako eksplodowała w polskiej popkulturze. Za przejaw tego zjawiska wypada uznać nie tylko coraz popularniejsze komiksy z serii „Wilcze Tropy”, ale też filmową produkcję pt. „Historia Roja”.
Historia procesu realizacyjnego tej produkcji to temat ciekawy sam w sobie. Film bowiem trafił do kin 4 marca bieżącego roku. Jednak wersja przeznaczona do postprodukcji była szykowana już pięć lat temu. Dziwnym trafem w roku 2011 Telewizja Polska (główny producent „Historii Roja”) wycofała się z finansowania tego przedsięwzięcia. Projekt znalazł się zatem w przysłowiowym martwym punkcie. Przy czym nie sposób dziś dociec jaką rolę odegrały wówczas powiązane z ówczesną koalicją rządzącą ośrodki medialne. Trudno jednak nie dostrzec ścisłej zależności kalumnii forsowanych przez samozwańczych mędrców z warszawskiej ul. Czerskiej pod adresem Żołnierzy Niezłomnych, zaskakująco zbieżnych z komunistyczną propagandą. Obiekcje zgłosił również Polski Instytut Filmowy, kierowany wówczas przez Agnieszkę Odorowicz, niegdysiejszą partnerkę Waldemara Dąbrowskiego, ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w rządzie postkomunistycznych formacji SLD i PSL.
Po kilku latach wysiłków zmierzających do sfinalizowania przedsięwzięcia Jerzy Zalewski (reżyser i współscenarzysta tej produkcji) dopiął swego i tym samym „Historia Roja” trafiła w końcu na duży ekran. Za kanwę do tej opowieści posłużyły losy Mieczysława Dziemieszkiewicza, który pod pseudonimem „Rój” dał się mocno we znaki tzw. władzy ludowej. Podobnie jak niemal 200 tys. żołnierzy Podziemia Niepodległościowego, również wspomniany nie zamierzał składać broni i tym samym podjął walkę z sowieckim okupantem. Operując na obszarach Północnego Mazowsza wielokrotnie ścierał się z oddziałami NKWD, Urzędu Bezpieczeństwa i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Finał jego zmagań miał miejsce w nocy z 13 na 14 kwietnia 1951 r. w okolicach wioski Szyszki w powiecie pułtuskim. Nie uszedł on bowiem obławie przeprowadzonej m.in. przez jednostkę KBW. Podobnie jak w przypadku innych podobnych mu bojowników o wolną Polskę, propagandziści doby PRL (a ich wzorem również ideolodzy tzw. III RP) nie szczędzili piór i gardeł w zamiarze zohydzenia tej postaci.
Wśród osób krytycznie usposobionych do – jak zwykli oni mawiać – „bogoojczyźnianej martyrologii” jeszcze przed premierą „Historii Roja” dało się słyszeć obawy o domniemane, nadmierne szermowanie patosem i swoistą „laurkizację” tytułowego bohatera (a pośrednio ogólnie żołnierzy Podziemia Niepodległościowego). Potencjalnych widzów tego obrazu wypada jednak uspokoić. Owszem, ogólna wizja poczynań Mieczysława „Roja” Dziemieszkiewicza została ukazana w pozytywnym świetle. Nie obyło się jednak bez wskazania dylematów, z którymi borykał się zarówno on, jego dawny dowódca, Zbigniew Kulesza ps. „Młot”, jak i wszyscy ci, którzy w obliczu wkraczających Sowietów zdecydowali się na kontynuowanie walki. Bohaterowie nie są jedynie zlepkiem kilku cech i papierowymi figurami kierującymi się jednowymiarową motywacją. To ludzie z jednej strony nie wolni od trawiących ich wątpliwości; z drugiej zaś ani na moment nie zapominający o pryncypiach. Na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza scena wizyjna, którą śmiało można uznać za swoiste nawiązanie do rodzimej tradycji romantycznej, a zarazem udaną próbę uczynienia z „Historii Roja” więcej niż tylko jeszcze jeden film wojenny. Niewykluczone zresztą, że inna ze scen wprost nawiązuje do wciąż chętnie oglądanego „Hubala” w reżyserii Bohdana Poręby. Istotną rolę odgrywa dość odważnie zaprezentowany wątek miłosny oraz – niejako na drugim biegunie – sekwencje konfrontacyjne ujęte z hollywoodzką wręcz dynamiką. Do tego trafnie podkreśloną kompozycjami muzycznymi Hanny Kulenty i Michała Lorentza. Pieczołowicie odtworzone kostiumy z epoki, ekwipunek oraz scenerie m.in. z warszawską Pragą w tle dopełniają profesjonalnego wykonania tego utworu.
Zaskakuje również odwaga realizatorów tej produkcji. Rzadko bowiem zdarza się aby wprost wskazano na walny udział funkcjonariuszy UB pochodzenia żydowskiego w eksterminacji przedstawicieli Podziemia Niepodległościowego. Zresztą sam Władysław Gomułka, I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej w latach 1943-1948, dawał wyraz swemu zaniepokojeniu nadreprezentacji Żydów (w dużej mierze dawnych członków przedwojennej Komunistycznej Partii Polski) w ówczesnym resorcie bezpieczeństwa (tylko w warszawskim urzędzie stanowili oni ok. 37 procent tamtejszej kadry). Jeszcze dziesięć lat temu podobna sytuacja byłaby nie do pomyślenia! Co więcej realizatorzy tego utworu z miejsca zostaliby wbici w glebę przez zastępy „prawomyślnych” komentatorów. Na szczęście czasy się zmieniły i terror medialny ówczesnych ośrodków urabiania opinii to już przysłowiowa pieśń zmurszałej przeszłości. Stąd debata o dotąd przemilczanych epizodach z historii Polski w latach 1944-1995 powoli staje się możliwa. W przeszłości niejednokrotnie zdarzało się, iż wytwory kultury popularnej przyczyniały się do podjęcia tego typu dyskusji. Niewykluczone zatem, że również film Zalewskiego będzie miał swój udział w kontynuowaniu rzetelnej oceny niezbyt odległej historii naszego kraju.
Kolejny walor tej produkcji to jej obsada. Brawurowo odnalazł się w powierzonej mu roli Piotr Nowak jak ubek Wyszomirski. Jego kreacja, chwilami nieco przerysowana, to jedna z mocniejszych stron tego filmu. Podobnie rzecz się ma w przypadku odtwórcy „Roja”, do której wytypowano Krzysztofa Zalewskiego, wokalistę rodem z Lublina. Pojawiały się co prawda opinie, że ów dobór nie był szczególnie fortunny ze względu na zarzucany wspomnianemu brak stosownej charyzmy. Byłaby to więc sytuacja zbliżona do tej, która miała miejsce w przypadku „Aleksandra” Olivera Stone’a, gdy w tytułową rolę wcielił się Colin Farrell, aktor niewątpliwie wybitny, ale wyzbyty nimbu przypisywanego przez starożytnych historiografów macedońskiemu monarsze. Uczciwie trzeba jednak przyznać, że Zalewski zrobił co w jego mocy, aby ukazać z jednej strony tragizm tej postaci; z drugiej natomiast jej charakterologiczną krzepę. Nie mniej udanie prezentuje się co najmniej część postaci dalszego planu – począwszy od jak zawsze przekonującego Tomasza Dedka (prawej ręki Wyszomirskiego), poprzez Magdalenę Kutę (matkę głównego bohatera) i Wojciecha Żołądkowicza, ostatniego towarzysza walki „Roja”.
Odyseja realizacyjna „Historii Roja” trwała długo; niemniej było warto. Przy czym wygląda na to, że owa produkcja utoruje drogę do powstania kolejnych filmowych obrazów przybliżających losy Żołnierzy Niezłomnych. Zarząd Telewizji Polskiej wstępnie zadeklarował zamiar sfinansowania tego typu serialu oraz adaptacji wysoko ocenianej powieści „Legion” pióra Elżbiety Cherezińskiej. Będzie zatem okazja, aby pamięć o znienawidzonych przez komunistów bojownikach o wolną Polskę krzewić nie tylko w mniej lub bardziej naukowych monografiach, komiksach m.in. warszawskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, ale także w formule pełnowymiarowych realizacji kinowych i niezmiennie popularnych seriali.
Tytuł: „Historia Roja”
Scenariusz: Jerzy Zalewski
Reżyseria: Jerzy Zalewski
Obsada:
- Krzysztof Zalewski
- Wojciech Żołądkowicz
- Marcin Kwaśny
- Mateusz Łasowski
- Konrad Marszałek
- Sebastian Cybulski
- Paweł Tomaszewski
- Krzysztof Piątkowski
- Marta Ścisłowicz,
- Klaudia Halejcio,
- Magdalena Kuta
Muzyka: Michał Lorentz
Zdjęcia: Tomasz Dobrowolski
Scenografia: Jacek Ukleja
Kostiumy: Elżbieta Radke
Data premiery: 4 marca 2016 r.
Czas trwania: 150 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus