O Tarzanie, pulpie i branży komiksowej - wywiad z Tomem Grindbergiem

Autor: Andrzej Nowak Redaktor: Motyl

Dodane: 24-01-2016 15:23 ()


Paradoks: Jak Ci się podoba w Polsce?

Tom Grindberg: Jest super. Ludzie są uprzejmi, mili, no jest wspaniale, wszystko mi się podoba. Jestem pierwszy raz w Polsce, ale na pewno nie ostatni. Chciałbym tu wrócić. Dzięki za zaproszenie.

P: W jednym z wywiadów wspomniałeś, że zaraz po skończeniu szkoły średniej w swoim portfolio miałeś jeden komiks. Czarno-biały horror. Możesz powiedzieć coś więcej o tej pracy?

T.G.: Takie standardy, nawiedzone zamczysko, wampiry… Wszystko w klimacie mrocznego, gotyckiego horroru. Dużą inspiracją był Bernie Wrighston. W teczce miałem jeszcze coś o superbohaterach, na wypadek gdyby któryś z wydawców chciał mnie od razu sprawdzić. Marvel i DC wtedy jednak jeszcze wydawały takie historie. Przyszedłem przygotowany, chociaż osobiście bardziej ciągnęło mnie do historii nie o superbohaterach.

P: Luke Cage był jedną z twoich ulubionych postaci jak dorastałeś?

T.G.: Tak! Był super. Jak zobaczyłem tego czarnoskórego superbohatera w błyszczącym ubraniu i tymi łańcuchami, którymi walczył. Lubiłem go na tym samym poziomie co Spider­-Mana.

P: Gdyby współcześnie zaproponowano Ci rysowanie jego serii komiksowej, zgodziłbyś się?

T.G: Raczej nie. To było kiedyś, dużo się od tego czasu zmieniło. Teraz już nawet nie zbieram komiksów. Może to brzmi dziwnie, ale jak już jesteś w branży, wszystko się zmienia. Zarabiasz na życie pracując dla tych firm, ale zmienia się twoje podejście do wydawców, komiksów, tego jak traktuje się ludzi. Gdyby ktoś zaproponował mi narysowanie tego, a historia byłaby naprawdę super, wtedy tak, podjąłbym się tego. Gdyby sytuacja finansowa mnie do tego zmusiła, to też oczywiście bym się zgodził. Ale czy włożyłbym w to serce? Raczej nie. Serce wkładam w moją obecną pracę, czyli Tarzana.

P: Odnośnie Tarzana, czy było trudno przejąć rysowanie tak kanonicznego komiksu?

T.G: Właśnie nieszczególnie, bardzo łatwo mi przyszło dostosowanie się do niego. Jestem usatysfakcjonowany i zadowolony. Pracuje z jednym z najlepszych scenarzystów w branży - ­ Royem Thomasem. Nie mogę nawet prosić o nic więcej, jest super.

P: Chciałbyś kiedyś spróbować rysowania innych klasyków komiksowych, jak np. Prince Valiant czy Flash Gordon?

T.G.: Zabawna sprawa, bo Valianta pisze mój przyjaciel, Mark Schultz. Poznałem go w Nowym Jorku, na niedużym konwencie komiksowym. Byli tam artyści z E.C., chociażby Al Williamson, no wiecie cały ten top profesjonalistów i artystów z lat 50-­tych. Bardzo mało Toddów McFarlane’ów czy innych Jimów Lee. Ja i Mark mieliśmy pracować razem, ale się niestety nie udało. Chyba nawet nie wie, czym się teraz zajmuje, ha ha, ale jakby zobaczył, to wyobrażam sobie jego minę. „Wiesz lubię Toma Yeatesa (obecnie rysuje do serii Prince Valiant), ale może chciałbyś czasem go zastąpić?” Ha ha. Oczywiście bym się zgodził. Prince Valiant był dzieckiem Hala Fostera, bardzo dopracowany materiał. Pewnie, że chciałbym kiedyś spróbować.

P: Napisałeś niegdyś scenariusz do serii „What if,” do numeru 73­-go ­„What if Kingpin owned Daredevil”. Chciałbyś kiedyś znów coś napisać?

T.G.: Odpowiem tak jak powiedziałby Clint Eastwood: trzeba znać swoje ograniczenia. Ja znam swoje, nie jestem pisarzem. Mogę coś pomóc wymyślić wspólnie ze scenarzystą, ale znam swoje możliwości. Współpracować, jak najbardziej. Pisać samemu, nie ma szans. Są scenarzyści, z którymi mi się dobrze współpracowało, na pewno odezwałbym się do Roya Thomasa, Jima Starlina, Bruce’a Jonesa. To są tacy scenarzyści, z którymi myślę, że bym się świetnie uzupełniał.

P.: Czy pulp jest ważny dla Toma Grindberga?

T.G: Jasne, uwielbiam go. W komiksie jest bardzo dużo podgatunków i pulp jest jednym z nich. Wyjątkowo niszowy, nawet jak na dzisiejsze czasy. Superbohaterowie zajmują jakieś 80­-90% rynku komiksowego. W tych pozostałych 10% masz to, masz tamto i masz pulp. Kocham kino noir, filmy z lat 40­-tych w czerni i bieli. Z tych filmów można się bardzo dużo nauczyć pod względem artystycznym. Nie mieli wielkich budżetów i musieli kręcić w czerni i bieli, więc postanowili zrobić możliwie jak najlepszy film w czerni i bieli. Powiedzmy „Sokół maltański” - wybitny film, ale kolorowy by stracił swój cały urok. Nie można igrać z geniuszem.

P.: Jeśli chodzi o wyrażanie siebie samego. Oprócz komiksów zaprojektowałeś parę figurek do gry Heroclix.

T.G: To była prosta robota. Wystarczyło, że narysujesz bohatera z kilku stron. Nie różni się specjalnie od rysowania scenariusza, który dostajesz. Tylko, że w tym przypadku wystarczy jak narysujesz jedną postać, super sprawa. Pieniądze też z tego nie są złe, licencjonowane produkty są niesamowite. Masz rysuj, nie robimy historii o butelce, więc masz tylko ją narysować. Potem zbierają twoje rysunki i robią z nich małą dwucalową figurkę, sporo tego zrobiłem.

P.: Zaprojektowałeś też monetę dla Heads or Tails Company, prawda?

T.G.: Dokładnie! I zapomniałem jej zabrać, bo miałem ją ze sobą… Jest na niej mała wróżka, wiecie taka ze skrzydełkami motyla. Staram się wychodzić poza komiksy. Prawie udało mi się podpisać kontrakt na współpracę z dużym wydawcą gier RPG z Doliny Krzemowej, ale jeszcze nie wszystko stracone.

P.: Kiedyś za pośrednictwem Facebooka zamieściłeś zdjęcie, jak twoja córka rysuje razem z Tobą. Chciałbyś, żeby poszła w twoje ślady?

T.G.: Tylko jeśli będzie naprawdę dobra. W tej branży musisz zawsze dawać z siebie wszystko. Mam wrażenie, że miałem trochę trudniej, przez to, że w komiksach jest dużo znajomości i nepotyzmu. Jeśli dwie osoby nie chcą ze sobą współpracować to nie będą i tyle. To środowisko bardzo przypomina klikę, ale to tylko moja paranoja. Chociaż jak sobie popatrzysz, to nie dostałem tej pracy, tamtej pracy itp., itd. Czy brakuje mi talentu? Nie. Czy pracuje za wolno? Ha, jestem w stanie narysować 7 plansz dziennie jak się uprę. Co do mojej córki, musiałaby dawać z siebie wszystko. Oczywiście nauczę ją wszystkiego, co sam potrafię i zobaczymy. Ale moja rada dla artystów, to mieć plan B. Jeśli masz jakieś wykształcenie, stopień naukowy to super. W tym świecie niestety dużo osób czyha aż Ci się powinie noga. Konkurencja jest bardzo duża.

P.: Pracowałeś dla Fleetway. Wspominałeś kiedyś, że nigdy nie spotkałeś tak dziwnych postaci.

T.G.: To prawda. Strontium Dog! Kim do cholery jest Strontium Dog. Oczywiście poza Dreddem, ale mieli mnóstwo dziwacznych postaci, które były popularne w Wielkiej Brytanii. Amerykański wydawca dostał licencję na wydawanie w Stanach przedruków tych historii. Robiłem tylko okładki, środek już był przecież zrobiony. Interesująca praca.

P.: Co sądzisz o kreacji Ra's al Ghula i Talii w filmach Nolana?

T.G: O bardzo! Strasznie mi się podobały. Wszystkie filmy Nolana o Batmanie uważam za bardzo udane. Christian Bale był świetnym Batmanem i Brucem Waynem. Heath Ledger jako Joker też pokazał co potrafi, stał się Jokerem. Jack Nicholson był zbyt kreskówkowy, nawet nie zbliżył się do tego poziomu psychopaty co Ledger. Te współczesne filmy o superbohaterach są trochę poważniejsze i filmowcy są w stanie więcej przekazać. Oczywiście to dalej tylko superbohaterowie, więc nie można oczekiwać za dużo. Myślę, że to są produkcje jakich chcą czytelnicy komiksów. Żeby w końcu zobaczyć swoich bohaterów w ruchu.

P.: A co sądzisz o wyborze Bena Afflecka na Batmana?

T.G: Uważam, że był całkiem okej jako Daredevil. A co do Batmana? Nie wiem, nie widziałem go jeszcze w tej roli. Jak obejrzę to się wypowiem.

P.: Ulubiona onomatopeja?

T.G.: Flootledump, nie zaraz…. Boom!

P.: Dziękujemy za wywiad.

T.G: Dziękuję!


comments powered by Disqus