"Ultimate Spider-Man": "Śmierć Spider-Mana" - recenzja
Dodane: 14-01-2016 16:25 ()
„Ultimate Spider-Man” był projektem zakrojonym na kilka zeszytów. Pomysł na odmłodzone i nieco bardziej uwspółcześnione uniwersum Marvela okazał się być jednak na tyle udany, że zaczął żyć swoim życiem – równolegle do tego, co działo się w regularnie kontynuowanych seriach takich jak „Amazing Spider-Man”.
Początki przygód nastoletniego Petera Parkera czytelnicy w Polsce poznali dzięki zeszytom wydawanym przez Fun Media, a miało to miejsce w 2002 roku – w dwa lata po stworzeniu uniwersum Ultimate. W wydaniu zbiorczym ta sama historia pojawiła się w dwudziestym piątym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. W tomie osiemdziesiątym drugim czytelnicy otrzymują do rąk spektakularny koniec kariery Petera Parkera jako Przyjacielskiego Pająka z Sąsiedztwa.
Już zapoznając się z pierwszymi dwoma rozdziałami „Śmierci Spider-Mana” z przykrością stwierdziłem, że seria nie została w całości wydana w Polsce. Brian Michael Bendis czuje się jak ryba w wodzie pracując z bardzo dobrze znanymi bohaterami. Ma też pewną łatwość w rozpisywaniu pozornie błahych scen. Za przykład może posłużyć wizyta Petera w biurze J. Jonaha Jamesona. Nie boję się stwierdzenia, że to prawdziwy majstersztyk. Wielu scenarzystów mogłoby się wiele nauczyć na tym przykładzie. Bendis opanował coś jeszcze. Chociaż omawiany tom zbiera zeszyty 153-160, wejście w świat Ultimate jest niezwykle łatwe. Owszem, znajomość kontekstu dużo daje, ale w zasadzie przed finałowa historią, która obejmuje ostatnie pięć z ośmiu zeszytów, na jakie składa się cały tom, wiemy wszystko, co musimy wiedzieć.
Przede wszystkim poznajemy relacje łączące Petera z Mary Jane, Gwen Stacy oraz Kitty Pride. Moim zdaniem Bendis umie sprawić, że między postaciami coś iskrzy, ponadto bardzo fajnie konstruuje dialogi między młodzieżą, a polski przekład w zasadzie nie pozostawia wiele do życzenia. Zastosowany język, jakim na co dzień operują dzieciaki i nastolatki, idealnie pasuje do świata Ultimate. Wiemy też, jaki jest status Spider-Mana pośród innych superbohaterów. I tutaj również Bendis daje popis posiadanego poczucia humoru. Rozmowa Pajączka z Iron Manem jest bardzo naturalna. I z jajem. Że tylko wspomnę klasyczną kwestię dotyczącą wielkiej mocy i idącej za nią wielkiej odpowiedzialności. Trochę niejasne może być tylko, dlaczego w pewnym momencie herosi walczą między sobą (chodzi o konflikt Avengers z New Ultimates rozpisany na łamach serii „Ultimate Comics: Avengers”), ale nie jest to aż tak kluczowe dla rozwoju wydarzeń z „Ultimate Spider-Mana”, żeby nie dało się połapać w istocie historii z punktu widzenia naszego herosa. Wreszcie przejrzyste są motywacje łotrów, którzy decydują się raz na zawsze dokopać chłopakowi w czerwono-niebieskim kostiumie. Na pierwszy planie jest oczywiście Norman Osborn – tutaj jako demoniczny stwór, którym się stał próbując zyskać moce podobne do tych, jakie posiada Spider-Man. Oprócz niego pojawiają się Electro, Sandman czy Craven. Może trudno mówić tu o jakimś oryginalnym pomyśle, ale warte podkreślenie jest to, że wszystko zostało sprawnie i naturalnie zgrane.
No właśnie, historia ze śmiercią Spider-Mana nie jest zbyt skompilowana, ale uznaję to za jej zaletę. Najważniejsze, że ma w sobie konieczny ładunek emocjonalny, którego rozładowanie pod sam koniec historii może nawet wzruszyć. Także jeśli lubicie przygody Spider-Mana, obowiązkowo sięgnijcie po ten komiks. Natomiast – jak wiadomo – w przyrodzie nic nie ginie. Ale to już inna historia, której związek z pierwszym czarnoskórym prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obama nie jest przypadkowy...
Tytuł: "Ultimate Spider-Man": "Śmierć Spider-Mana"
- Scenariusz: Brian Michael Bendis
- Rysunek: Sara Pichelli, David Lafuente, Chris Samnee, Mark Bagley
- Kolory: Justin Ponsor
- Tłumaczenie: Marek Starosta
- Wydawca: Hachette
- Data publikacji: 13.09.2012 r.
- Liczba stron: 208
- Format: 170x260 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Cena: 39,90 zł
comments powered by Disqus