"Chłopcy 4. Największa z przygód" - recenzja

Autor: Luiza Dobrzyńska Redaktor: Raven

Dodane: 03-12-2015 10:20 ()


Jakub Ćwiek stanowi na naszym rynku literackim zjawisko samo w sobie. Trudno zaliczyć go do jakiejkolwiek konkretnej grupy pisarzy, można powiedzieć, że on sam tworzy osobną kategorię. W swoich książkach operuje surrealistycznymi przeróbkami znanych wątków, przeważnie zachodnich. Dlaczego akurat zachodnich? Tego nie wiem, ale tak to wygląda. Choć nie wszyscy lubią książki Ćwieka, ma on grono wiernych czytelników, którzy dadzą się pokroić za nową powieść. Właśnie do ich rąk trafiła nowa pozycja – brawurowe zakończenie cyklu „Chłopcy”.

Bruzda ma złe przeczucia. W okolicy ponownie zjawiają się Zagubieni Chłopcy i wygląda na to, że tym razem chcą pozostać na dobre. Dla nich świat jest jednym wielkim placem zabaw, co powinno Bruzdę cieszyć, gdzie bowiem lepiej można się zabawić, niż w jego barze? On jednak wciąż myśli o Dzwoneczku i wypatruje jej wśród przybyłych. Programowo skonfliktowana z Wendy opiekunka gromady motocyklistów ciągle usiłuje przekonać Piotrusia, że to ona jest jego jedyną przyszłością. Jednak Wendy, choć pozornie na słabszej pozycji, ma po swojej stronie Cień, a to daje jej nieoczekiwaną przewagę. Tymczasem na osiedlu obok baru Bruzdy pojawia się Balon, uważany za miejscowego bohatera ochroniarz, wielki miłośnik kotów. Nikt nie wie, że ten wielki gabarytowo mężczyzna w istocie sam nie wie, kim jest. Wygląda na to, że klucz do jego prawdziwej osobowości ma tajemniczy ksiądz Andrzej oraz tajemniczy kot, nazywany Panem Elegantem...

Cykl „Chłopcy” to bardzo luźna parafraza klasycznej opowieści o Piotrusiu Panie i Zagubionych Chłopcach, podlana metafizycznym sosem i okraszona do smaku dużą garścią wulgarności. Temat wzięty od Barriego, który – nawiasem mówiąc – jest ostatnio eksploatowany na potęgę, a jego opowieść wypaczono już na każdy możliwy sposób.  Autor „Chłopców” też poobsadzał bohaterów Barriego w obmyślonych przez siebie rolach, nie potrafił jednak sprawić, by należeli do niego. Nawet tajemniczy kot w czerwonym krawacie zalatuje nie Ćwiekiem, a Bułhakowem. Można tu dywagować, dlaczego właściwie autor nie stworzy całkowicie własnych bohaterów, zamiast podbierać ich innym, ale to już materiał na całe studium, nie na jedną recenzję. Póki zresztą autor nie łamie przy okazji prawa, nie trzeba się go czepiać. Natomiast wrażenia z lektury – to już zupełnie inna sprawa. Mogę mówić tylko za siebie, podejrzewam jednak, że wielu czytelników ma podobne odczucia: że nie bardzo wie, co właściwie czyta. Mnie osobiście nie udało się znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Opowieść o motocyklowym gangu Zagubionych Chłopców jest tak słabo zakorzeniona w jakiejkolwiek rzeczywistości, że jedyne, do czego mogę ją porównać, to „Miasteczko Zanesville” Krissa Saknussemma.

Nie można odmówić Jakubowi Ćwiekowi talentu i lekkiego pióra. Wspaniale umie tworzyć postaci własne – lub przerabiać cudze. Według mnie genialnie też marnuje swe możliwości literackie. Czas poświęcony na lekturę jego książek jest dla czytelnika o moich preferencjach czasem kompletnie straconym. Niczego z niej nie można wynieść, a mnie nie cieszy czytanie po to tylko, żeby czytać. Książki Jakuba Ćwieka są niczym chipsy – dobrze smakują, jeśli ktoś ma akurat pociąg do takiego jedzenia, ale zamiast odżywiać, jedynie zaśmiecają umysł. Wyobrażam sobie, jak mi się oberwie za te słowa. Niestety to jedyne, co mi się nasuwa.

Trzeba przyznać, że książka została pięknie wydana. Pod tym względem nie można jej niczego zarzucić. Świetny papier i artystyczna okładka to jednak nie wszystko, choć bardzo dużo.

 

Tytuł: „Największa z przygód”

  • Autor: Jakub Ćwiek
  • Cykl: „Chłopcy”
  • Tom: 4
  • Gatunek: fantasy
  • Okładka: półtwarda
  • Ilość stron: 400
  • Rok wydania: 2015
  • Wydawnictwo: SQN
  • Cena: 37.90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


comments powered by Disqus