"Kriss de Valnor" tom 6: "Wyspa zaginionych dzieci" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 25-11-2015 21:54 ()


Seria o Kriss de Valnor dobrnęła do momentu, w którym ani opowieść o dzielnej wojowniczce, ani wizualizacja jej przygód nie wzbudzały większego zainteresowania, a kolejne scenariuszowe potknięcia Yvesa Sente nie zachęcały do sięgania po kolejne tomy. Potrzeba było prawdziwego trzęsienia ziemi, aby chociaż trochę odmienić miernej jakości fabułę. Dokonano kompleksowej zmiany, bowiem szósty tom zyskał całkiem nowy tercet autorów. Oprawą graficzną zajął się dobrze znany miłośnikom pozostałych spin-offów Roman Surżenko, natomiast wyprostowanie wybryków niepokornej władczyni powierzono Xavierowi Dorisonowi, którego wspomógł Mathieu Mariolle.

Dla Dorisona jest to zadanie podwójnie ważne i wymagające, bo jak dobrze pamiętamy starał się on niegdyś zaistnieć w tworzeniu Światów Thorgala, co zakończyło się odmową i powołaniem do życia dyptyku „Asgard”. Francuski autor jawi się teraz niczym ostatnia deska ratunku, a na jego barki złożono nie tylko los przygód Kriss, ale i samego Thorgala. Na pewno nie jest to wdzięczne zadanie, poprawianie prac innych twórców, ale ktoś musiał wziąć się za uporządkowanie chaosu w rozrastającym się uniwersum.

Po burzliwej kotłowaninie między wojskami Magnusa a wiernymi poddanymi Jolana i jego kompanów, ranna Kriss trafia pod opiekę zielarza Osjana i jego uczennicy, Erwiny. Poszukiwana przez siły wroga musi uciekać wraz z nowymi przyjaciółmi. Trójka zbiegów wypływa na Jezioromorze, którego zdradliwe wody wyrzucają ich na tajemniczą wyspę. Odludne miejsce jest zamieszkiwane przez gromadę wojowniczych, ale na pierwszy rzut oka niesprawiających kłopotów dzieci. Kriss stara się za wszelką cenę powrócić do swojej krainy, aby nie stracić upragnionej korony. W tym heroicznym wyścigu z czasem pomagają jej Erwina i Osjan. Niestety, wyspa i jej mieszkańcy nie okazują się tak gościnni jak początkowo mogło się wydawać.

Niesprawiedliwym byłoby określenie „Wyspy zaginionych dzieci” zapchajdziurą mającą wrzucić przygody Kriss na właściwe tory. Bardziej pasuje tu określenie fabuły przejściowej, starającej się ostudzić dotychczasowe mocarstwowe zapędy dzielnej wojowniczki (odciągnąć czytelnika od zamieszania z Magnusem), jednocześnie obudzić w niej matczyne instynkty. Może na to wskazywać postać Erwiny – oszpeconej nastolatki, której siła, stanowczość i odwaga Kriss bardzo imponują. Ulega ona oczarowaniu przez niedościgniony dla niej wzorzec kobiecy, a przy tym wzbudza w podświadomości Kriss tęsknotę za Anielem. Jednak dopiero ciąg dramatycznych wydarzeń jest w stanie odwieść nieustępliwą kobietę od żądzy władzy, która jedynie tymczasowo zostaje zepchnięta na drugi plan. Dlatego też trudno mówić, aby wydarzenia na przeklętej wyspie znacząco wpłynęły na dotychczasowy wizerunek Kriss. Stały się jedynie chwilowym drogowskazem, mającym skierować bohaterkę na szlak poszukiwań utraconego dziecka.

Na pewno dużo ciekawiej prezentuje się wątek tytułowych dzieci, tajemnic skrywanych w kniejach i wodach wyspy. Scenarzystom udało się zbudować chociaż po części atmosferę grozy – rzadko goszczącą na kartach serii. Bez wątpienia za niedościgniony wzór mogła im posłużyć fabuła „Alinoe”, gdzie Jean Van Hamme również zawęził ilość występujących bohaterów do niezbędnego minimum. Zastrzeżenia może budzić jedynie tytuł epizodu, bo śledząc wydarzenia na wyspie nie odnosi się wrażenia, aby dzieci były zaginione. Niemniej taka nazwa na pewno silniej działa na wyobraźnię czytelnika.

Graficznie szósty tom „Kriss de Valnor” nie odbiega od standardów prezentowanych przez Romana Surżenko w „Louve” czy „Młodzieńczych latach”. Jego rysunek jest estetyczny, miły dla oka, potrafi ze swobodą uchwycić żywe i ekspresywne emocje bohaterów. Niestety, chyba przekleństwem tego cyklu jest sama główna heroina. Giulio de Vita miał ogromny problem z utrzymaniem jednolitej wersji bohaterki, z kolei Surżenko na siłę ją odmładza. Nie jest to bowiem już kobieta dwudziestoparoletnia, na co wskazywałyby jej rysy. Ponadto rosyjski rysownik ma problem z ukazaniem jej ust, szczególnie na zbliżeniach Kriss ma nienaturalnie wydęte wargi, co psuje ogólny obraz postaci. Może w kolejnym tomie ten szczegół ulegnie poprawie. Na brak pracy ilustrator raczej nie może obecnie narzekać, będąc etatowym rysownikiem aż trzech spin-offów.

„Wyspa zaginionych dzieci” na tle wcześniejszych odsłon cyklu jawi się niczym zachwalany klasyk. Na pewno jest to udany zwrot w przygodach Kriss, jednak ratunkowa fabuła nie należy do skomplikowanych czy przełomowych. Trio twórców miało odmienić i ocieplić obraz serii, sprawić, aby przygody narwanej i nieokiełznanej wojowniczki choć odrobinę świadczyły o jej pierwotnym rodowodzie. Nie od dziś wiadomo, że postaci niejednoznaczne czy negatywne są o wiele ciekawsze i bardziej złożone psychologicznie niż nieskazitelni herosi. To dodatkowy argument za tym, aby Kriss wróciła do swej dawnej formy, bo ugładzanie jej dzikiej natury, jak zdążyliśmy się przekonać, nie było najlepszym pomysłem.

 

Tytuł: "Kriss de Valnor" tom 6: "Wyspa zaginionych dzieci"

  • Scenariusz: Xavier Dorison, Mathieu Mariolle
  • Rysunek: Roman Surżenko
  • Kolory: Matteo Vattani
  • Tłumaczenie: Wojciech Birek
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 18.11.2015 r.
  • Format: A4
  • Druk: kolor
  • Stron: 56
  • Papier: kredowy
  • Oprawa: miękka/twarda
  • Cena: 22,99 zł/29,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus