"Piotruś. Wyprawa do Nibylandii" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 24-10-2015 16:20 ()


Kupa - to pierwsze słowo, jakie nasuwa się po seansie „Piotrusia. Wyprawy do Nibylandii”. Żaden element baśniowej opowieści nie zasługuje bowiem na uznanie. Nie ma tu zapadającej w pamięć gry aktorskiej, porywającej i pasjonującej przygody czy efektów specjalnych, o których gaworzyłoby się latami. Pod dostatkiem jest za to nietrafionych pomysłów, przeładowania komputerowymi efektami lub ogranymi schematami.  

Co jakiś czas Hollywood pragnie opowiedzieć klasyczną historię jeszcze raz, pechowo dość często kieruje swe pazerne oczy w stronę powieści J. M. Barrie’ego, która niczym bumerang wraca na duże ekrany. Niejednokrotnie daje się słyszeć dość chłodne opinie o kinowej interpretacji przygód Piotrusia Pana w reżyserii Stevena Spielberga, a wychodzi na to, że nakręcony prawie ćwierć wieku temu „Hook” jest najbardziej udaną aktorską wersją tego widowiska. Jak zatem wypada powrót do Nibylandii w 2015 r.?

 

Piotruś jest jedną z sierót pozostawionych na pastwę losu w przytułku dla dzieci, prowadzonym przez apodyktyczną i zachłanną siostrę zakonną, która gardzi swoimi wychowankami. Jest to burzliwy okres drugiej wojny światowej, kiedy Londyn żyje nalotami niemieckiej Luftwaffe. Dla chłopca podłe traktowanie jest tylko impulsem do kolejnych psot i poszukiwań zachomikowanych przez opiekunkę-heterę zapasów żywności. Jak się okazuje, nie tylko jedzenie znika ze stołów dzieci. Każdej nocy również one same zapadają się pod ziemię bez wieści. Piotruś wraz ze swoim oddanym druhem, Nibsem, postanawiają sprawdzić te zagadkowe zaginięcia. Zanim się jednak obejrzy, zostanie załogantem na statku okrutnego pirata. Czarnobrody w poszukiwaniu swojego eliksiru młodości – pyłku wróżek – nie cofnie się przed niczym, nawet przed zmuszaniem dzieci do ciężkiej pracy w kopalni.

Historii nakreślonej przez Jasona Fuchsa z powodzeniem można przykleić łatkę niedorzecznego prequela, mającego wyjaśnić genezę narodzin wybrańca oraz jego etatowego wroga – Kapitana Haka, tutaj kompana w niedoli. Jeżeli  zdecydowano się przyjąć taki punkt widzenia, to zaprzepaszczono pozostałe, nie mniej ciekawe elementy opowieści. Nibylandia została pozbawiona całej swej fantastyczności, a ukazano ją przez pryzmat niewolnictwa i wojny.  Poszukiwanie swoich korzeni i przygotowywanie do roli wybrańca nie jest ani zabawne, ani przejmujące.

  

Popularni aktorzy męczą się w swoich rolach, wymawiając patetyczne kwestie, sceny akcji są nieciekawe (a mamy tu przecież latające statki), a przeładowanie sztucznym, wyplutym z trzewi komputera światem zabija całą baśniową otoczkę. „Piotrusia. Wyprawę do Nibylandii” ogląda się niczym komedię pomyłek, gdzie zmarginalizowana śmierć przybiera odcienie radosnych barw tęczy, a groźne ptaszyska – kukły imitują popularne ostatnio raptory. Jednak widzom nie jest do śmiechu, a kolejne szczerzenie zębów Hugh Jackmana za bardzo przerysowuje osobę nieobliczalnego pirata. Żadna z postaci nie posiada solidnego rysu psychologicznego, nie zyskuje sympatii widza. Czary goryczy dopełnia katastrofalny polski dubbing. Zachodzę w głowę, czy naprawdę tak ciężko jest zaprezentować odbiorcom wersję z napisami, chociaż w niewielkim zakresie.

Nie rozwodząc się długo, konkluzja może być tylko jedna. Męczące, nic niewnoszące kino, tylko z założenia rozrywkowe, epatujące nudą i wyświechtanymi schematami. Największa klapa tego roku. Sal kinowych, jak również wersji DVD należy unikać niczym ognia.

 3/10

Tytuł: „"Piotruś. Wyprawa do Nibylandii"

Reżyseria: Joe Wright

Scenariusz: Jason Fuchs

Obsada:

  • Hugh Jackman
  • Levi Miller
  • Garrett Hedlund
  • Adeel Akhtar
  • Rooney Mara
  • Nonso Anozie
  • Amanda Seyfried
  • Kathy Burke

Muzyka: John Powell

Zdjęcia: John Mathieson, Seamus McGarvey

Montaż: Paul Tothill, William Hoy

Scenograf: Aline Bonetto

Kostiumy: Jacqueline Durran

Czas trwania 111 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus