"Rodryk" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 13-10-2015 20:54 ()


Dawno, dawno temu, cieszący się dobrą prasą król Francji Filip IV pożyczył od Zakonu Templariuszy znaczną kwotę pieniędzy. Gdy termin spłaty nieuchronnie się zbliżał, sprytny monarcha doszedł do „jedynego, słusznego” wniosku, że miast zwrócić pożyczkę oskarży swoich wierzycieli o herezję, bałwochwalstwo, zdradę zakonnych ideałów oraz wszelkie inne wszeteczeństwa. Efekt był taki, że zamiast tradycyjnych iluminacji place francuskich miast rozświetliły łuny stosów, na których palono nieszczęsnych pożyczkodawców.

Na tym jednak nie koniec, bo od feralnego dla rycerzy-zakonników października 1307 r. (tj. akcji, w efekcie której większość przedstawicieli tej wspólnoty z obszaru Francji zostało schwytanych i uwiezionych) królewska propaganda dwoiła się i troiła, aby kalumnie na ich temat docierały do najdalszych krańców chrześcijańskiego świata. O dziwo nad wyraz ochoczo podjęli je również ideolodzy tzw. oświecenia, zwykle wrogo usposobieni wobec tradycyjnie pojmowanej monarchii (głównie ze względu na jej sakralny wymiar), a zarazem twórcy rewolucyjnego reżimu kontrolującego Francję od roku 1789. Co więcej, ich mentalni spadkobiercy wciąż forsują swój światopogląd nad Loarą i Rodanem. Znajduje to swój rezonans również w kulturze popularnej. Stąd przedstawiciele Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona (potocznie zwani Templariuszami) zwykle pojawiają się w jej przejawach w roli knujących spiski i bijących pokłony przed mackowatymi pseudo-bóstwami szubrawców. Dość wspomnieć koncertowo spartolone „Święte Królestwo” Ridleya Scotta czy „Święty Graal, święta krew” Michaela Baigenta, Richarda Leigha  i Henry’ego Lincolna. Nic zatem dziwnego, że czarna legenda Zakonu trwa w dobre, a kolejne pokolenia twórców bezrefleksyjnie powiela wymysły speców od propagandy cwanego króla.

W ów schemat wpisuje się również Lucien Meys, wieloletni współpracownik magazynu „Tintin”, który na etapie wczesnych lat siedemdziesiątych rozpoczął współprace z kobiecym czasopismem „Femmes d’Aujord’hui”. To właśnie na łamach tego tytułu zaprezentowano komiksy według jego scenariusza zilustrowane przez Félícisimo Corie („Bob Morane”, „Bruno Brazil”) i Williama Vance’a. Owocem ówczesnej współpracy z drugim z wymienionych plastyków był publikowany w odcinkach czarno-biały komiks „Rodryk”, którego akcja rozgrywa się głównie w Ziemi Świętej w kilka lat po założeniu wzmiankowanego wyżej Zakonu (nie wcześniej niż w roku 1118 i nie później niż w 1124). Tytułowy bohater tej opowieści jest względnie młodym, acz już w rycerskim fachu doświadczonym osobnikiem o nieco cynicznym usposobieniu. W odróżnieniu od jego towarzyszy widok Jerozolimy nie wzbudza w nim przejawów choćby śladowej radości. O tyle to dziwi, że przemierzył on przecież setki mil specjalnie by dotrzeć do świętego miasta chrześcijan. Za to znacznie więcej żywiołowości przejawia on w obecności Blanki, płowowłosej potomkini zaprzyjaźnionego z nim kupca Urbana. Pech w tym, że wspomniany handlarz zadłużył się po uszy u ormiańskiego lichwiarza, który żąda niezwłocznego zwrotu pożyczonej kwoty. Chyba, że w ramach „zadośćuczynienia” Urban zgodzi się na ślub swej córki z bezwzględnym Ormianinem. Mający widoki na rękę Blanki Rodryk ani myśli patrzeć bezczynnie jak perspektywa ewentualnego szczęścia rodzinnego z upatrzoną niewiastą przepadnie za sprawą chciwości oszukańczego bankiera. Decyduje się zatem wspomóc przyjaciela (a nade wszystko wybrankę swego serca) i eskortować Blankę do Hrabstwa Edessy, gdzie zamieszkuje brat Urbana. Rzecz jasna, wedle prawideł opowieści przygodowej, szlak potajemnej ucieczki obfitować będzie w liczne niebezpieczeństwa, w trakcie których Rodryk będzie miał okazję wykazać się biegłością w swoim fachu.

Tak jak miało to miejsce w przypadku „Bruce’a J. Hawkera”, tak i opowieść o rycerzu Rodryku raczej trudno byłoby uznać za wielowątkową i fabularnie złożoną. Jest to bowiem przysłowiowa prosta historia, w trakcie której jej główny bohater zmuszony jest podjąć wyzwania, które piętrzy przed nim życie w tzw. ciekawych czasach. Bowiem pozorna stabilizacja Bliskiego Wschodu po udanej rekonkwiście Ziemi Świętej przez Krzyżowców, to jedynie cisza przed burzą, która rozpęta się niebawem przed nieudaną niestety II wyprawą krzyżową (1147-1149). Toteż Rodryk nie narzeka na brak okazji do treningu. Zwłaszcza, że wiecznie problematyczni Templariusze koncentrują się przede wszystkim na montowaniu kolejnych intryg (jakże by inaczej…). To właśnie za sprawą ich knowań i skrytobójstw delikatna równowaga w Lewancie może ulec zachwianiu i w konsekwencji doprowadzić do konfliktu zbrojnego na pełną skalę. By powstrzymać złowrogie machinacje rycerzy-zakonników Rodryk gotów jest sprzymierzyć się nawet z sektą fanatycznych Asasynów oraz ich liderem, Hassanem Ibn Sabbahem.

 

Już tylko ta okoliczność trafnie ilustruje skalę degrengolady frankońskich autorów (nie tylko zresztą w dziedzinie komiksu), którzy w imię aktualnie forsowanych trendów ideologicznych skłonni są dopuszczać się manipulacji informacjami zaczerpniętymi ze świadectw epoki. Do tego nawet w przypadku czysto rozrywkowych produkcji, którą jest przecież zarówno omawiany „Rodryk”, jak i częściowo spolszczona seria „Tajemnica Trójkąta”. Standardowo obrywa się zatem Templariuszom, którzy co prawda nie czczą tutaj Bafometa, ale i tak stanowią całe zło i wszeteczeństwo świata przedstawionego. Autor skryptu uprzejmie „zapomniał” wspomnieć, że gdyby nie ich determinacja chrześcijanie w Ziemi Świętej (jak również pielgrzymi napływający z Europy) w błyskawicznym tempie zostaliby przerobieni na karmę dla wielbłądów, a osiągnięcia i wysiłek uczestników I krucjaty zostałyby zaprzepaszczone. Równocześnie dokonano idealizacji muzułmanów czyniąc z herszta bandy odurzonych haszyszem zabójców niemal męża opatrznościowego. Można zatem śmiało rzecz, że na zaskakująco żywotne kalumnie propagandystów Filipa IV wobec Templariuszy nałożyły się koncepcje piewców multikulturowości. Efektem tego jest daleka od realiów historycznych wizja Bliskiego Wschodu we wczesnych latach dwudziestych XII w. Sam zaś Rodryk wpisuje się w liczny szereg kreacji tego sortu co Joris-Karl Huysmans, protagonista powieści Michela Houellebecqa „Uległość”. Owo irytujące zjawisko trawi zresztą komiks frankofoński po dzień dzisiejszy, czego przejawem jest m.in. drugi tom serii „Bois-Maury” zatytułowany – nomen omen – „Rodrigo”.

Podobnych „kwiatków” jest tu zresztą więcej – np. w kontekście kłopotów kupca Urbana, bo według przekazów z epoki działalność lichwiarską w Królestwie Jerozolimskim (a przy okazji również w pozostałych organizmach politycznych zaistniałych w efekcie I wyprawy krzyżowej) niemal w całości zmonopolizowali Żydzi. Natomiast Ormianie, jako wyznawcy chrześcijaństwa, z reguły dystansowali się od tej formy zarobkowania. Widać jednak autor scenariusza, sterroryzowany poprawnością polityczną, nie odważył się ukazać przedstawiciela faworyzowanej w belgijskich mediach nacji w roli bezwzględnego wierzyciela. Szkoda, bo chociaż Lucien Meys nie zapisał się w dziejach frankońskiego komiksu jako autor tej klasy co chociażby Jean Dufaux czy nawet André-Paul Duchâteau, to jednak znać w rozpisanym przezeń utworze wartkość i właściwe dozowanie scen konfrontacyjnych. Jego bohaterowie być może nie przejawiają nadmiaru charakterologicznej złożoności; niemniej motywacja którą zwykli się kierować wydaje się przekonująca. 

Tak jak wyżej zasygnalizowano warstwa fabularna tego tytułu nie jest jego głównym atutem. Tym bowiem są rysunki brawurowo wykonane przez cenionego również w Polsce Williama Vance’a. Podobnie jak w innych jego projektach, także i tu daje się zauważyć pieczołowitość w odtwarzaniu przejawów kultury materialnej epoki, w której osadzono akcję tego komiksu. Pustynne plenery sprzyjają skłonności tego autora do unikania prezentacji odleglejszych planów. Na marginesie warto nadmienić, że pierwotna wersja tego komiksu (tj. zamieszczona w „Femmes d’Aujord’hui”) pozbawiona była kolorów, które z czasem uzupełniła Petra, małżonka Vance’a. Prezentują się one nad wyraz nastrojowo (zwłaszcza zachód Słońca – s. 19) i tym samym pogłębiają jakość warstwy plastycznej tego komiksu.

Album wzbogacono o reprodukcje rycin nieocenionego Gustava Doré’a ilustrujących książkę „Krucjaty w obrazach”. To właśnie ta publikacja przyczynić się miała do wzbudzenia w przyszłym współtwórcy „XIII” zainteresowania historią wypraw krzyżowych. Nic w tym zresztą dziwnego, bo kompozycje w wykonaniu autora m.in. klasycznych „Dziejów świętej Rusi” to w swojej klasie autentyczne mistrzostwo świata.

Wygląda na to, że zachęcone dobrym przyjęciem „Bruce’a J. Hawkera" wydawnictwo Ongrys zmierza do przybliżenia polskim czytelnikom kolejnych tytułów współtworzonych przez Williama Vance’a. Zresztą niniejszy komiks stanowi część serii wydawniczej („Tout Vance”) prezentującej całokształt twórczości tego plastyka, toteż nie jest to ostatni jej tytuł, który doczeka się spolszczenia. Bowiem w zapowiedziach wspomnianego wydawcy figuruje już western „Ringo”, który rzeczony autor zrealizował we współpracy m.in. z André-Paulem Duchâteau.

 

Tytuł: „Rodryk”

  • Tytuł oryginału: „Tout Vance 7 – Intégrale Roderic”
  • Scenariusz: Lucien Meys
  • Rysunki: William Vance 
  • Kolor: Petra, William Vance
  • Tłumaczenie z języka francuskiego: Jakub Syty
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dargaud
  • Wydawca wersji polskiej: Ongrys
  • Data premiery wersji oryginalnej (w tej edycji): 2001 r.
  • Data premiery wersji polskiej: 3 października 2015 r.
  • Oprawa: twarda
  • Format: 22 x 29,5 cm
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 96
  • Cena: 55 zł

Zawartość albumu opublikowano pierwotnie w magazynie „Femmes d’Aujord’hui” w roku 1973.

Dziękujemy wydawnictwu Ongrys za udostępnienie komiksu do recenzji.

 


comments powered by Disqus