"Black Science" tom 2: "Teraz, nigdzie" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 02-10-2015 20:03 ()


Czy po tak mocnym starcie, jaki zaserwował Rick Remender w pierwszym tomie „Black Science”, można spodziewać się jeszcze większych fajerwerków? Kolejnych zaskoczeń lub nieoczekiwanych rozwiązań? Bez dwóch zdań, tak! „Teraz, nigdzie” może nie jest aż tak naładowane akcją jak „Zasada nieskończonego spadania", ale rozwija motywację poszczególnych bohaterów, wyjawia sedno Fizyki Czerni, a przede wszystkim przedstawia kolejny, egzotyczny świat.

Po natłoku informacji, jakimi Remender zbombardował nas w pierwszym tomie, teraz nieco spowalnia tempo. Nie oznacza to jednak, że bohaterowie znajdują chwilę wytchnienia.  O nie. Kolejny skok wykonany przez uszkodzoną Latarnię sprowadza ich do nieprzyjaznego świata, gdzie przyjdzie im mierzyć się z nieobliczalnymi tubylcami. Autor dokonuje sprytnej roszady na pozycji głównego bohatera, miejsce McKaya zajmuje Kadir, dwulicowy, kłamliwy drań, współsprawca całego zamieszania. Dochodzi niejako do odwrócenia ról, bowiem w obliczu niebezpieczeństwa ten parweniusz i tchórz przechodzi solidną metamorfozę. Do spółki z techno-szamanem, dziarsko posługującym się zaawansowaną magią, stanowią niezwykle dynamiczny duet wojowników. A zegar Latarni tyka, odmierza czas do dalszej podróży w nieznane.

O fabule drugiego tomu nie sposób wspomnieć więcej, nie ujawniając istotnych i piekielnie atrakcyjnych twistów czy pojawienia się niespodziewanie starych/nowych postaci. Niewątpliwie to zasługa pieczołowicie skonstruowanego uniwersum, gdzie przeskoki między wymiarami doprowadzają do zakłóceń funkcjonowania określonych rzeczywistości. Innymi słowy zbliża się międzywymiarowy chaos. Remender decyduje się na specyficzny sposób budowania historii, można rzec, że jest to jego znak rozpoznawczy. Rzuca bohaterów na głęboką wodę, zazwyczaj śmiertelne niebezpieczeństwo, po czym z gracją opowiada jak do tego doszło. Niewątpliwie taki schemat historii pozwala mu cały czas potęgować napięcie, a każdy zeszyt wieńczyć niemniej atrakcyjnym cliffhangerem. Biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z mnogą ilością wszechświatów, a podróżników między kolejnymi wymiarami zaczyna przybywać, Alternauci mogą się spodziewać konfrontacji ze swoimi kopiami z innych rzeczywistości. Na razie Remender panuje nad sytuacją, aby nie zatłoczyć areny wydarzeń, jednocześnie uchylając rąbek tajemnicy odnośnie sławetnej Fizyki Czerni.

Mimo że niniejszy epizod rozgrywa się w głównej mierze w jednej rzeczywistości, to na brak emocji nie można narzekać. Dostajemy pogłębiony rys psychologiczny postaci, z ciekawym nakreśleniem najmłodszych, z punktu widzenia historii, niezwykle ważnych bohaterów, ale także dorośli mają coś do ukrycia. Można zatem domniemywać, że ich dziewicza podróż za pomocą Latarni nie była do końca dziełem przypadku.   

Nie będę ukrywał, że przez drugi tom mknie się niczym błyskawica, chłonąc unikalne oraz odjazdowe pomysły scenarzysty, zilustrowane sprawną ręką Matteo Scalera. Latające i ziejące ogniem hipopotamy, rybowierzchowce oraz robale telepaci to tylko niektóre fantazyjne stwory zamieszkujące dany wymiar. Rick Remender jest jak George R.R. Martin, nie wiadomo kiedy i w jaki sposób uśmierci kolejnego bohatera, ale możemy być pewni, że nie pozwoli w komplecie wrócić Alternautom do domu.

 

Tytuł: "Black Science" tom 2: "Teraz, nigdzie"

  • Scenariusz: Rick Remender
  • Rysunek: Matteo Scalera
  • Kolor: Dean White
  • Wydawca: Taurus Media
  • Data publikacji: 10.2015 r.
  • Tłumaczenie: Krzysztof Janicz
  • Stron: 136
  • Format: A5
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 65 zł

  

Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.


comments powered by Disqus