"Wolverine i X-Men" tom 1: "Cyrk przybył do miasta" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 08-09-2015 11:17 ()


Do puli komiksów publikowanych przez Egmont pod szyldem Marvel Now załapał się również „Wolverine i X-Men”. Decyzja raczej oczywista, biorąc pod uwagę najbardziej rozpoznawalnego mutanta na świecie, którego popularność spotęgowały filmy z udziałem Hugh Jackmana. Wydawać by się mogło, że to wymarzone posunięcie. Zapewne tak by się stało, gdybyśmy otrzymali run Jasona Aarona od samego początku, a nie dopiero od tomu piątego. Skoro przy okazji „Superior Spider-Mana” można było sięgnąć po historię sprzed Marvel Now, to w tym przypadku należało uczynić tak samo. Dlaczego?

Odpowiedź jest banalnie prosta. Już na pierwszych stronach otrzymujemy postrzelonego mutanta, niejakiego Broo, młoda dziewczyna opycha się świeżą, surową rybką, a ponadto mamy całe zastępy nowych postaci jak Idie Okonkwo, Eye-Boy czy Genesis (jak ktoś czytał „Uncanny X-Force” to bez trudu skojarzy). Niektórzy mutanci przeszli zaskakujące metamorfozy – Angel i jego zadziwiające nowe zdolności. Czytelnik jest wrzucony w sam środek intrygi z Hellfire Club i ma się pewnych rzeczy domyślać (czyt. szperać w Internecie), bo słowo wstępne (kultowe „wcześniej”) tak naprawdę nic nie objaśnia.

Pechowo też się stało, że historia cyrku pod kierownictwem potwora Frankensteina nie należy do zbyt porywających. X-Men, będący pod wpływem czarów wiedźmy, zostają zaprzęgnięci do występów na arenie, nie pamiętając kim są. Otrzymują nowe, przeciętne pseudonimy i mają zabawiać niespodziewającą się swej zguby publiczność. Pomysł z potencjałem, ale wykonanie nijakie, bowiem nowe inkarnacje popularnych bohaterów nie mają możliwości rozwinięcia skrzydeł (zniewolenia mutantów przez Mojo nic nie przebije). Na ratunek swoim nauczycielom wyruszają młodzi adepci szkoły imienia Jean Grey. Aby złamać zaklęcie będą musieli pokazać czy nauka nie poszła w las.  

Aaron zalicza tutaj kapitalny wstęp – nabór nowego nauczyciela do szkoły obfituje w masę humoru i smaczków, które wielbiciele mutantów wyłapią bez trudu. Jednak wraz z pojawieniem się głównego wątku nieszablonowa fabuła zmienia się w jeden z tysiąca scenariuszy wałkowanych na superbohaterskiej niwie. Paradoksalnie, najciekawiej prezentują się uczniowie instytutu – Kid Omega – wytwór wyobraźni Granta Morrisona na potrzeby jakże udanych „New X-Men” oraz wspomniana wyżej Idie Okonkwo. Wprawne oko wyłapie też kilka wizualnych żartów, jak grafikę na koszulce Quentina Quire’a czy kastety Doopa z jego imieniem. Ostatni zeszyt tomu to słodko-gorzka historyjka romantyczna stanowiąca preludium przed kolejnymi wydarzeniami. Może wyprawa do Savage Land okaże się bardziej ekscytującą rozrywką.

Atrakcyjna cena oraz fantastyczne rysunki Nicka Bradshawa to niezaprzeczalne atuty zachęcające do sięgnięcia po niniejszy komiks. Jednak nie każdemu może spodobać się brak wcześniejszych przygód dyrektora Wolverine’a oraz pozostałych belfrów szkoły dla utalentowanej młodzieży. Jeżeli ktoś posiada palącą potrzebę zapoznania się z tym tytułem, to wyłącznie na własne ryzyko.  

 

Tytuł: "Wolverine i X-Men" tom 1: "Cyrk przybył do miasta"

  • Scenariusz: Jason Aaron
  • Rysunki: Nick Bradshaw, Steve Sanders, David López
  • Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 09.09.2015 r.
  • Liczba stron: 132
  • Format: 16,5x23,5 cm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus