"All New X-Men" tom 1: "Wczorajsi X-Men" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 18-08-2015 12:01 ()


Mutanci Marvela nigdy nie mieli lekko w kraju nad Wisłą. Najpierw przegrali miano miesięcznika z żołnierzami amerykańskiej armii, czyli „G.I. Joe”, potem każda próba ich zaistnienia na rodzimym rynku kończyła się fiaskiem. Obojętnie czy były to trzy podejścia do wychwalanego „New X-Men” Granta Morrisona, Essentiale dogorywającej Mandragory, czy chęć zaszczepienia świata Ultimate spod znaku X. Za publikacją ich przygód przemawiały liczne ekranizacje, których w przeciągu piętnastu lat można naliczyć się aż siedmiu.

Istotne przetasowania w obozach mutantów umożliwiły w końcu sięgnięcie po „All New X-Men”. Wydawać by się mogło, że lepszej okazji do popularyzowania przygód studentów Charlesa Xaviera nie można sobie wymarzyć. Śmierć założyciela sławetnej szkoły dla uzdolnionej młodzieży nie zakończyła jego misji, bowiem marzenie o pokojowym współistnieniu ludzi i homo superior nadal jest pielęgnowane przez jego następców. Niemniej chyba każdy spodziewał się, że naturalnym następcą Profesora X okaże się najstarszy i najbardziej doświadczony w boju uczeń – Cyclops. Niestety Scott Summers dokonał nagłego przewartościowania zasad, którymi się dotychczas kierował i utopijne myślenie niegdysiejszego mentora oraz przyszywanego ojca zamienił na radykalną i pragmatyczną wizję odwiecznego wroga – Magneto. Oczywiście wzbraniając się od nadmiernej przemocy, wykorzystując ją tylko w ostateczności, Cyclops i jego oddani towarzysze kaptują nowe pokolenie mutantów (tudzież armię), aby nieść światu nowatorską, rewolucyjną myśl.

Tymczasem po drugiej stronie barykady pozostali dawni kompanii Summersa – w szkole im. Jean Grey pierwsze skrzypce grają: profesor Logan (posiadający wybitne uzdolnienia wychowawczo – motywacyjne), Kitty Pride, Storm i Beast. Włochaty futrzak, borykający się z konsekwencjami swojej drugiej mutacji, decyduje się postawić wszystko na jedną kartę i przeciągnąć Cyclopsa z powrotem na jasną stronę mocy. W tym celu wykonuje przewrotny ruch, ściągnięcia z przeszłości oryginalnego składu X-Men. Konfrontacja młodego i starego Summersa ma w jego odczuciu sprawić nawrócenie się dawnego kompana. Niestety, podróż w czasie i związane z nią konsekwencje niekoniecznie przyjmują oczekiwany przez McCoya kierunek.   

Przygody mutantów Marvela dotarły do tego momentu, że powrót na stare tory wydawał się niemożliwy. Brian Michael Bendis zdecydował się jednak na nieco ryzykowny ruch, bo z mieszaniem w czasoprzestrzeni bywa różnie, szczególnie gdy posiadana wiedza może zachwiać dotychczas znaną przeszłością/przyszłością. W tym przypadku postanowił nie martwić się konsekwencjami tej niecodziennej eskapady, której reperkusje zostaną „naprawione” przez potężny umysł Xaviera (czyszczenie pamięci na porządku dziennym). Zatem odrzucając wszelkie możliwe problemy wynikające z istnienia w jednym czasie dwóch pierwszych składów X-Men, przystąpił do nawracania niedawnego lidera mutantów na jedyną i właściwą drogę. Pomysł z rodzaju tych nieco trywialnych, zagwarantował jednak całkiem interesującą interakcję między początkującymi a doświadczonymi bywalcami nieustającej walki o wolność i równość współbraci.

Paradoksalnie, oczy czytelników skierowane są głównie na dwie postaci – jedną jest zmagający się z trudnym wyborem oraz śmiertelną chorobą Hank, drugą dorastająca Jean Grey, której uczucia i emocje zostają poważnie zachwiane w obliczu natłoku nowych informacji. Na razie wyczekiwana konfrontacja między harcerzykiem Scottem a jego mrocznym odbiciem pozostawia odczucie niedosytu, jak również Iceman i Angel swą podróż mogą traktować w charakterze egzotycznej turystyki. Bendis ma plan odnośnie młodych, przepełnionych jeszcze ideałami bohaterów, ale nie potrafi w równym stopniu zaangażować w historię każdego z nich. Niemniej na pierwszy ogień rzuca jedyną damę w towarzystwie, której dotychczasowe perypetie należy uznać za najbardziej zamotane i najciekawsze.  

Co dalej wyniknie ze zderzenia dwóch światów? Na pewno przeciwstawne obozy będą musiały znaleźć choć chwilę na dokonanie rachunku sumienia i postawienia na szali wszelkich zasad, jakimi się kierują lub kierowali w przeszłości, bez konieczności wzajemnej eksterminacji. Historia pozwala na pokazanie poszczególnych postaci w sytuacjach czy też sprostającym wyzwaniom, z którymi dotychczas się nie mierzyli z uwagi na ochronny parasol Charlesa Xaviera. Niestety dla polskiego czytelnika masa niuansów czy niektórych wydarzeń może być z grubsza niejasna, bowiem album nie został opatrzony ani porządnym wstępem, ani chociaż szkicowym objaśnieniem losów mutantów, które doprowadziły do schizmy. Szkoda, bo bagaż informacji wprowadzonych do serii przez Matta Fractiona czy Mike’a Careya jest pokaźną częścią uniwersum mutantów, którą chociaż w niewielkim zarysie warto przyswoić.

 

Jedynym mankamentem wydania jest nieudolne tłumaczenie – zarówno tytułu niniejszego tomu, jak również zdarzają się wpadki językowe wewnątrz albumu. Najwyraźniej proste rzeczy czy sformułowania, dotyczące dnia codziennego lub nawet nazwa uniwersytetu sprawiają tłumaczowi nieliche problemy. Szkoda, że nie dopracowano akurat tak ważnego elementu.

Jak na powrót „X-Men” na rodzimy rynek, komiks Bendisa i Immonena (którego prace są u nas znane jedynie w szczątkowym zakresie) jest wart uwagi. Na pewno będzie stanowił sentymentalną lekturę dla miłośników mutantów z czasów TM-Semica, ale też nowym sympatykom przygód studentów Xaviera zapewni satysfakcjonującą wyprawę w czasie i przestrzeni.

Tytuł: "All New X-Men" tom 1: "Wczorajsi X-Men"

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Stuart Immonen
  • Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 29.07.2015 r.
  • Liczba stron: 120
  • Format: 16,5x23,5 cm
  • Oprawa: miękka
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Cena: 39,99 zł

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji. 


comments powered by Disqus