Philip K. Dick "Oko na niebie" - recenzja
Dodane: 10-08-2015 16:08 ()
Dysfunkcja rzeczywistości, odmienność sposobów jej interpretacji i ogólnego postrzegania, umowność czasu i przestrzeni – to tylko ważniejsze z motywów stale podejmowanych przez Philipa K. Dicka. Nie inaczej rzecz się ma w przypadku „Oka na niebie”, powieści w której teksański prozaik po raz pierwszy ośmielił się na tak dużą skalę zadać pytanie: „Co jest prawdziwą rzeczywistością, a co jej imitacją?”.
Jak doskonale pamiętają wielbiciele fantastyki, nie on pierwszy i nie ostatni podjął się weryfikacji tej problematyki posługując się przy tym środkami literackimi. Sam zresztą Dick nie krył inspiracji utworami Alfreda Eltona van Vogta („Świat Nie-A”). Z kolei Adam Wiśniewski-Snerg nie tylko dał wyraz swojemu przekonaniu co do fasadowości naszej percepcji (m.in. „Według łotra”), ale opracował nawet autorską interpretację reguł rządzących wszechświatem kwestionując tym sposobem sensowność teorii względności („Jednolita teoria czasoprzestrzeni”). Jak czas pokazał ów metafizyczny lęk nie przestawał trawić autora „Bożej inwazji” do końca jego dni, czego przejawy odnajdujemy w niemal każdym jego utworze.
„Oko na niebie” (pierwotnie planowana jako „Z otwartym umysłem”) powstała w początkach 1955 r. Dick rozpisał ów utwór w zawrotnym tempie ledwie dwóch tygodni, co miało stać się jednym ze znaków rozpoznawczych jego twórczości. Dodajmy, że proces twórczy przebiegł nie bez przyswajania obfitych porcji medykamentów, częstokroć generujących halucynacje i silne stany euforyczne. Daje się to zresztą zauważyć w części opisów zawartych w tej powieści. Jej oś fabularną stanowią bowiem wizje ośmiu osób (w tym Jacka Hamiltona, byłego pracownika amerykańskiej zbrojeniówki), które wskutek awarii akceleratora odkształcającego strumienie protonów zapadają w śpiączkę przypominającą tę z kart „Ubika”. Co prawda każda z nich po pewnym czasie wybudza się z przymusowego odrętwienia. Zanim to jednak nastąpi zmuszeni są oni przedzierać się przez kolejne warstwy rzeczywistości kreowanej w ich umysłach. Tym sposobem Dick podkreśla umowność interpretacji rzeczywistości zależnej od usposobienia i poglądów konkretnej jednostki. Wszechświat przesiąknięty paranoją tudzież komunistyczną nadgorliwością to tylko niektóre z nich.
Za punkt wyjścia dywagacji Dicka posłużyły nie tylko jego osobiste obsesje, ale też refleksje m.in. brytyjskiego myśliciela Davida Hume’a (1711-1776) o niesprawdzalności zasad przyczynowości. Istotną rolę w procesie konceptualizacji niniejszego utworu odegrała również doktryna rodem z tradycji wedyjskiej o domniemanej niedostępności poznania natury rzeczy jednostkom nieoświeconym. Stąd iluzoryczność projekcji zaistniałych w umysłowości bohaterów powieści. Co więcej, akcentują one pytanie na ile każda z nich ma coś wspólnego z obiektywnie pojmowaną rzeczywistością. A nade wszystko czy taka jakość w ogóle istnieje…
Jak przystało na Dicka nie mogło zabraknąć również wątków spiskowych. Zwłaszcza, że ówczesną atmosferę w społeczeństwie amerykańskim znamionowała obawa przed inwigilacją ze strony sowieckich szpiegów (jak pokazał przykład m.in. małżeństwa Rosenbergów w pełni zresztą uzasadniona). Daje o sobie znać również nieprzeciętne poczucie humoru autora – np. w scenie przemierzania przez dwójkę bohaterów powieści Układu Słonecznego według geocentrycznego modelu Klaudiusza Ptolemeusza. Ponadto niemało przewrotnego dowcipu wnosi do powieści rzeczywistość według panny Reiss, przesadnie pruderyjnej niewiasty, wrażo usposobionej wobec wszelkich aspektów erotyki. Tego typu elementów jest tu zresztą znacznie więcej i tym samym zapewniają one potencjalnym czytelnikom mnóstwo niewymuszonego śmiechu. Autor ani na moment nie traci jednak z horyzontu zasadniczej problematyki. Głębia charakterystyki bohaterów powieści jest - tak jak zresztą w większości utworów Dicka - raczej pobieżna. Skupia się on bowiem przede wszystkim na próbie eksploracji podjętego zagadnienia, nadając jej równocześnie zgrabną literacko formę.
Ku zaskoczeniu Dicka powieść nie tylko zebrała przychylne recenzje, ale też zapewniła mu opinie jednego z najzdolniejszych twórców science fiction ówczesnego młodego pokolenia. Tymczasem rzeczony ani myślał rezygnować z zamiaru przebicia się do tzw. głównego nurtu pisarstwa. Marzyło mu się tworzenie powieści realistycznych w duchu twórczości Johna Steinbecka („Tortilla Flat”, „Myszy i ludzie”) oraz Williama Faulknera („Wściekłość i wrzask”, „Absalomie, Absalomie!”). To właśnie wówczas (tj. w roku 1957) miał on oznajmić swojemu wydawcy, że ostatecznie zrywa z fantastyką. Bogu dzięki z tych szalonych planów nic nie wyszło. Tym samym, w toku kolejnego ćwierćwiecza, Dick podarował światu jeszcze wiele znakomitych powieści, w których daje się odczuć echo pomysłów zużytkowanych przezeń w „Oku na niebie”.
Tytuł: „Oko na niebie”
- Tytuł oryginału: „Eye in the Sky”
- Autor: Philip K. Dick
- Tłumaczenie: Katarzyna Mioduszewicz
- Przedmowa: Marek Oramus
- Opracowanie graficzne: Wojciech Siudmak
- Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis
- Data premiery: 2015 r.
- Wydanie II poprawione
- Oprawa: twarda z obwolutą
- Format: 15,5 x 23 cm
- Papier: offset
- Druk: czarno-biały
- Liczba stron: 294
- Cena: 49,90 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus