„Martwy sezon” – recenzja

Autor: Michał Chudoliński Redaktor: Motyl

Dodane: 17-07-2015 20:55 ()


Jakub Woynarowski, artysta i wykładowca krakowski, raczej niespecjalnie przejął się publikacją książki „Komiks w szponach miernoty” Profesora Jerzego Szyłaka i robi swoje – jako twórca postawił sobie w końcu za cel skonsolidowanie na polskim polu artystycznym świata komiksu ze sferą sztuki. Owocem jego pragnień jest niewątpliwie „Martwy sezon”, uhonorowany niedawno przez krytykę literacko-artystyczną paszportem „POLITYKI” w kategorii sztuk wizualnych. Ale jak odczytywać tę nagrodę? Jako uznanie za komiks i niezłomność Woynarowskiego w dążeniu do swych ambicji czy raczej komentarz wobec środowiska polskiego komiksu i innych masowych działalności?

Najnowsza pozycja Woynarowskiego – stanowiąca zgrabne połączenie mechaniki komiksowej z elementami znamiennymi dla picturebooków – silnie bazuje na twórczości wybitnego pisarza i malarza Brunona Schulza. Jak na erę remiksu w kulturze współczesnej przystało, absolwent i wykładowca ASP w Krakowie nie czyni w „Martwym sezonie” przeniesienia Schulzowej atmosfery do komiksu w skali 1:1, a tworzy odrębną jakość poprzez sklejenie fragmentów z różnych jego opowiadań, obrazując je przy okazji swoimi impresjami i interpretacjami graficznymi.

Rezultatem jest nieziemski, dekadencki album, którego akcja dzieje się w trakcie albo już po apokalipsie. Wszystkie samospełniające się proroctwa, wynikające z racjonalizowania ludzkiej pychy oraz krótkowzroczności działań wyniszczających Ziemię, spełniają się na oczach zatrwożonego czytelnika, by następnie mógł on obserwować ostateczny triumf natury nad kulturą. W trakcie lektury przypomniały mi się prorocze słowa o wściekłym encore flory i fauny  z repertuaru Pink Floyd, zawartym w piosence „Take it Back”:

Now I have seen the warnings, screaming from all sides

It's easy to ignore them and God knows I've tried

All this temptation, it turned my faith to lies

Until I couldn't see the danger or hear the rising tide

Poruszamy się zatem na wskroś modnych i aktualnych tematów z zakresu ekologii, cywilizacji śmierci i nieuchronności przemijania, jednocześnie przyglądając się sferze niemalże subatomowej, gdzie nie obowiązują reguły czasu, pamięci ani tożsamości. Miejsca, którego nie zdolna jest pojąć humanistyka ani nauka, a gdzie obowiązuje wyłącznie zapomnienie i destrukcja. W międzyczasie twórca prowadzi swoje nieśpieszne refleksje na temat życia po śmierci, cyklu woli życia oraz tym, co pozostanie ostatecznie po opadnięciu kurzu. Tym samym po lekturze pozostaje poczucie głębokiej nieufności wobec ludzi, pesymizmu związanego z niedaleką przyszłością oraz naturalizmu wymieszanego z egzystencjalizmem autora. Jednocześnie odczuwa się wrażliwość Woynarowskiego, niezwykłą kreatywność i umiejętność postawienia się z pozycji trzeciej, wydawałoby się nieludzkiej, perspektywy. Świat upadku widzimy bowiem często z punktu widzenia insekta albo pszczoły.

„Martwy sezon” oplata niedomówienie, tajemnica skrywana pod korupcją i twardymi zasadami ekosystemu. Dzięki temu jego kreację można zaliczyć do tworów niezwykłych w obszarach komiksowych. Obawiam się jednak, że łatwo się zamknie w hermetyzmie osób wymagających od historii obrazkowych pretensji względem kultury wysokiej. Od czytelnika wymagane jest bowiem wyrzeknięcie się dotychczasowych przyzwyczajeń i pozwolenie na oddanie gorączkowemu, nieokiełznanemu klimatowi komiksu.

Woynarowski konsekwentnie realizuje swoje zamierzenia i plany związane zarówno z artyzmem, jak i miejscem komiksu w obszarze sztuk pięknych. Choć jego twory skierowane są raczej do wymagającego, oczytanego czytelnika, świadomego niuansów literackich i malarskich, to sztuka ta spotyka się z uznaniem opiniotwórczych znawców. Wydaje mi się, że droga dla komiksu przez niego wybrana może nie będzie popularna – może nawet niszowa - ale z pewnością będzie widoczna i z czasem nabierze swojej renomy. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy do tej pory nie utworzono podwalin dla komiksu w Polsce jako przemysłu, z którego można by zrobić biznes na skalę międzynarodową.

Dlatego uważam ostracyzm Profesora Szyłaka w nomen omen dość publicystycznej pozycji „Komiks w szponach miernoty” za nietrafiony i zbędny, a uhonorowanie Paszportem „Polityki” jako sygnał dla Woynarowskiego do kroczenia dumnie wytyczoną przez siebie drogą, realizowania się w ten sposób. Komiks w Polsce ani jego środowisko nie jest bowiem żadnym znaczącym królestwem, którego wartość jest do przecenienia (jeszcze). A jeśli nim jest, to brakuje w nim posad i w tej sytuacji naprawdę nie pomoże monopol monologu. Piękne w tej sztuce jest bowiem to, że można podejść do niej na wiele różnych sposobów – od masowej, konsumenckiej, po niezwykle wysublimowaną i liryczną. Dowodem tego jest niewątpliwie omawiany tutaj album.

Tytuł: „Martwy sezon”

  • Autor: Jakub Woynarowski (na motywach twórczości Brunona Schulza)
  • Wydawca: Korporacja Ha!art
  • Data premiery: Grudzień 2014 r.
  • Oprawa: Twarda                             
  • Format: 171x248 mm
  • Papier: Kredowy
  • Druk: Kolor
  • Liczba stron: 104
  • Cena: 49,90 zł

Dziękujemy Korporacji Ha!art za udostępnienie tytułu do recenzji.


comments powered by Disqus